„Ta lista to bardziej symbole, które mnie kształtowały, wraz z idącą za nimi filozofią. Od Jacksona, którego albumy znam na pamięć, przez Simona i jego pokolenie, którym zaraziła mnie moja mama. Potem nadszedł okres buntu wypełniony hip-hopem, neo soulem i grunge’em, następnie post-buntu i wściekłego popu spod znaku Britney oraz odkrycie piosenek Elvisa, w tym tej tragicznie pięknej, do której wykonania wracam jak uzależniony. Podczas koncertu na miesiąc przed śmiercią Elvis mylił słowa i wygłupiał się ze swoich pomyłek tak, jakby nic już nie było ważne. A na koniec Billie Eilish, która otwiera jakiś nowy rozdział – przyglądam mu się, wiem, że mnie zmienia, ale jeszcze nie wiem w co”, komentuje reżyser.