76-latka kręcąca hula hop, młody rap w połączeniu z ciężkimi gitarami, melodie jak do snu. OFF Festival 2024 zachwycił
09-08-2024


OFF Festival 2024 już za nami. Czy w tym roku udało się zaskoczyć tych, którzy przybyli do Katowic, by poznać nowych, często dopiero rozpoczynających swoją muzyczną drogę artystów? Czy może już nie to jest główną cechą wyróżniającą ten festiwal spośród innych?
Najpierw oczarowanie, potem wizyta niczym w pokoju nastolatki, na koniec tańce i przytkane uszy
Pewnie jak wielu, którzy przybyli do Katowic 2 sierpnia, z powodu deszczu rozpoczęliśmy festiwalowe bale z lekkim poślizgiem, ale za to z bardzo trafionym wyborem - od występu pochodzącego z Leeds zespołu English Teacher. Było skromnie i prosto, z charakterystycznymi rytmicznymi połamaniami i udziwnionymi akordami, przez które przebijał się wokal Lily Fontaine, czasem oparty o melodeklamację, kiedy indziej o urzekające melodie, świetnie sprawdzające się w narastającym, emocjonalnym graniu. Zaraz potem w namiocie T Tent na scenie pojawiła się Annahstasia. Bez zespołu, wyłącznie z gitarą akustyczną stworzyła niesamowity występ, na którym bez wątpienia można było poczuć magię OFF-a. Zdecydowana większość publiczności nie znała utworów Annahstasii, a po chwili wszyscy stali jak zaczarowani, wsłuchując się w przepiękne ballady przeplatane osobistymi, intymnymi opowieściami artystki.

Annahstasia, fot. Michał Murawski
Szybka deportacja na drugi brzeg festiwalowej mapy i jesteśmy w namiocie Sceny Eksperymentalnej razem z Alice Longyu Gao i… jest dziwnie. Alice jest na scenie sama, obok niej elektroniczna harfa i trochę sprzętu, z którego puszcza podkłady do swoich piosenek. Niby eklektycznie i różnorodnie, ale jednak nie tak jak Haru Nemuri rok temu. Przez chwilę poczułem się trochę niezręcznie, jakbym bez pukania nagle wszedł do pokoju 13-latki.

Alice Longyu Gao, fot. Michał Murawski
Dla psychicznej równowagi kolejny wybór padł na dojrzałe opowieści Łony w składzie z Koniecznym i Krupą - rapowe opowieści taksówkarskie zabrzmiały świetnie. Jedyna rzecz, do której można się przyczepić, to próby nawiązania kontaktu z publicznością - takie wodzirejstwo nieco na siłę. Czego nie można powiedzieć o Nourished By Time, chłopaku z Bronksu, którego emocjonalny występ na długo zapadnie nam w pamięci. Rewelacyjne teksty, eteryczność i wzniosłość bez popadania w patos i oddalania się od hip-hopowego źródła. Rewelacja.
Później przyszła ciekawość zobaczenia irańskiej wokalistki Sevdalizy na Scenie Głównej festiwalu. Z relacji znajomych wiemy (i wierzymy im), że pierwsza część koncertu była muzycznie ciekawsza, nam trafiła się za to ta bardziej przebojowa, przy której artystka zapewniała nas pomiędzy piosenkami, które podbijają pierwsze miejsca w TIkToku i Spotify, że nadal pozostaje niezależna. Muzycznie i tekstowo jednak był to występ zupełnie odległy od „niezależności” prezentowanej od lat na OFF Festivalu, chyba że organizatorzy planują scenę „dance” i w ten sposób testują publikę.

Sevdaliza, fot. Michał Murawski
Ukojeniem po tej „niespodziance” był jeden z najlepszych występów na festiwalu - tym razem absolutnie prawdziwie niezależny, głośny i energetyczny Bar Italia z Londynu, który rozgrzał publikę namiotu eksperymentalnego do czerwoności, a wielu osobom przytkał uszy.
Występ gwiazdy wieczoru, Future Islands, zbiegł się niestety z występem solidnej ulewy, która wraz z błyskawicami krążyła nad festiwalem przez cały wieczór, aby walnąć w całej okazałości dokładnie podczas piosenek Amerykanów. I chociaż w deszczu też świetnie się tańczy, trudno oprzeć się wrażeniu, że aura popsuła gig headlinera. Było dobrze, lecz bez tych „dodatkowych atrakcji” mogło być jeszcze lepiej. Na szczęście pod koniec deszcz odpuścił i offowicze mogli nacieszyć się bez przeszkód największymi przebojami i hipnotycznym tańcem Sama Herringa, który na scenie daje z siebie wszystko, a każdy jego ruch aż kipi od emocji zaszytych w wyjątkowych kompozycjach Future Islands. Dla wytrwałych wisienką na torcie pierwszego dnia festiwalu mógł być świetny show George’a Clantona - idealnie wpisującego się w mix niezależnych brzmień, popu i melodyjnych refrenów. Mało? Na dobranoc Hagop Tchaparian i jego elektroniczne kolaże w house’owym rytmie - doskonały sposób na zakończenie imprezy.

Nourished By Time, fot. Michał Murawski
Soulowe rytmy, tłumy na Edycie Bartosiewicz i 76-letnia Grace Jones kręcąca hula hop
Dzień drugi warto zacząć miło i spokojnie, tym bardziej, że zza chmur zaczęło wychodzić słońce i zrobiło się naprawdę przyjemnie - to idealny moment na dźwięki Tank And The Bangas. Chill, luz, taniec i genialny wokal Tarriony „Tank” Ball rozbujały publiczność przy zachodzie słońca soulowymi rytmami. Nie da się niestety zobaczyć wszystkiego i z powodu zmiany w line-upie wielu festiwalowiczom umknął występ Johna Mausa - również z powodu problemu z zasięgiem sieci internetowej, bo choć zmiana komunikowana była na OFFowych socjalach, to sprawdzenie aktualności w telefonie na terenie festiwalu graniczyło z niemożliwością. Może warto pomyśleć np. o tablicach, na których wyświetlane byłyby aktualności i line-up festiwalu w czasie bieżącym?

Tank And The Bangas, fot. Zuza Sosnowska
Na pocieszenie wybrałem Waq Waq Kingdo i był to świetny wybór. Damsko-męski duet z Japonii grający eklektyczny mix dźwięków i motywów z popu, gier, filmów oraz orientalnie brzmiących motywów to absolutny wulkan energii i jedna z najbardziej egzotycznych próbek dźwięku OFF-a 2024. I zmiana namiotu, żeby zobaczyć Edytę Bartosiewicz. Wybór akurat tej sceny dla Edyty chyba nie był najlepszy, sądząc po ilości ściśniętych w namiocie i daleko poza nim festiwalowiczów. Tak jak w przypadku Annahstasii: artystka bez zespołu, jedynie z gitarą akustyczną totalnie zaczarowała publikę - wspólne śpiewanie, wzruszenia, łzy w oczach, niekończące się brawa. To był cudowny występ, który śmiało mógł odbyć się na głównej scenie festiwalu.

Baxter Dury, fot. Michał Murawski
Scena Główna należała wtedy jednak do Baxtera Dury, jego frustracji i auto-psychoanalizy. I to też był świetny koncert, ale mam taką teorię, że nie byłby taki, gdyby nie wokalistka wspierająca Baxtera - to jej należą się największe brawa. Wsparcia nie potrzebował za to szalony Tim Harrington, posiadacz chyba najdłuższego kabla od mikrofonu, który pozwolił mu przewędrować podczas występu Les Savy Fav znaczny teren Doliny Trzech Stawów, jednocześnie zaczepiając festiwalowiczów i pozbywając się ubrań. Po co komu ubrania, gdy się robi dużo hałasu w nowojorskim Les Savy Fav? Nikt nie powinien być zdziwiony.

Grace Jones, fot. Michał Murawski
Wreszcie nadszedł moment na wyczekiwaną Grace Jones. Ikona. Legenda. Inspiracja. Jej koncerty przez lata zawsze były niespodzianką i teraz również nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Otrzymaliśmy wspaniały zestaw największych przebojów, rewię kostiumów, tańca i ruchu. Wokal popijającej na scenie wino („Blood of Christ! Cheers!”) Grace brzmiał perfekcyjnie, nawet w finałowej wersji „Slave To The Rhythm”, podczas której 76-letnia Grace nieustannie przez 8 minut kręciła hula-hop. Cudowne brzmienie, a na koniec deszcz konfetti, uściski. Szczęściarzom udało się nawet porozmawiać ze wspaniałą Grace i zebrać autografy pod hotelem gwiazdy.
Dla ciekawskich i nienasyconych na koniec drugiego dnia OFF-a pozostała Backxwash - masywnie ciężki rap z przygniatającymi basami, wiercącymi mózg przesterami i polityczno-społecznym przekazem artystki ucharakteryzowanej jak koszmarna postać ocalała z masakry w Tulsie. Komu udało się dotrwać, ten z pewnością nie żałuje, bo był to jeden z najbardziej przejmujących koncertów festiwalu.

Backxwash, fot. Michalina Kuczyńska
Od ciężkich klimatów po bujające dźwięki na dobranoc
Zmęczeni, ale szczęśliwi. Początek bardzo wczesny, bo tuż po godz. 16:00 wystąpił polski skład jazzowo-eksperymentalny Hoshii: acidowe dźwięki, Kuba Więcek na klarnecie, a do tego niespodzianka i absurdalny utwór z gośćmi, Frankiem Warzywa oraz Młodym Buddą. Świetny sposób na wprawienie się w festiwalowy nastrój ostatniego dnia!
Chwilę potem znowu deszcz, ale w namiocie jest Maruja - 100% gniewu z Manchesteru. Niestety, w okrojonym składzie, ponieważ zespół musiał wystąpić bez saksofonisty z powodu jego problemów z kręgosłupem. I choć panowie bardzo starali się nadrobić, to jednak brak saksofonowych brzmień obnażył niedoskonałości grupy, która po prostu nie zabrzmiała dobrze. Bas był płaski, a perkusja grała nierówno. Hałas gitarowych sprzężeń nie uratował sytuacji i niestety wszystko zabrzmiało inaczej niż na świetnych EP-kach zespołu. Dorzucając do tego co najmniej „dziwne” zachowanie wokalisty (konwencja polegająca na obrażaniu publiczności w kibolskim stylu), było to chyba największe rozczarowanie festiwalu, ale może to tylko kwestia zbyt wysokich oczekiwań.
Rozczarowań ciąg dalszy nastąpił na występie Hotline TNT, bo już po pierwszych numerach gitarzysta upadł na scenie i złamał sobie nogę. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, koncert zakończył się właśnie w tym momencie interwencją służb medycznych. Wielka szkoda, życzymy szybkiego powrotu do zdrowia i na OFF-ową scenę.

Glass Beams, fot. Krzysztof Szlęzak
Na szczęście już bez żadnych problemów odbył się chyba najjaśniejszy punkt niedzielnego OFF-a, czyli występ zamaskowanych, tajemniczych gości z Australii - Glass Beams, którzy z Głównej Sceny zahipnotyzowali publikę swoimi orientalnymi dźwiękami i gitarowymi wycieczkami. To doskonała muzyka tła, kojące melodie, rytmy, które nikogo nie pozostawiają obojętnym, i wspaniałe brzmienie. Na pewno usłyszymy jeszcze o tym trio (wydanie płyty jeszcze przed nimi).
W tym samym czasie ukojenie znaleźć mogli ci, którzy postanowili obejrzeć i posłuchać bardziej klasycznego soulu/r’n’b w wykonaniu Yaya Bey, by zaraz potem poszukać mocniejszych wrażeń podczas jednej z większych niespodzianek festiwalu - Debby Friday, drobnej dziewczyny z Kanady, niestroniącej od mieszania stylistyki dance i popu z cięższymi brzmieniami rapu i cięższych gitar. Taka ultra-energetyczna mieszanka spotkała się z dużym entuzjazmem OFF-owej publiczności Sceny Leśnej.

Yaya Bey, fot. Michalina Kuczyńska
Czy zauważalne od paru lat odejście od ekstremalnie mocnych brzmień na OFF-ie to dobra taktyka? Tłum na katowickiej Furii to mocny argument przeciw. Pomimo brzmieniowych niedociągnięć T Tenta zespół spotkał się z niezwykle entuzjastycznym przyjęciem. Liczymy na więcej!
Tak, był też Otsochodzi na Scenie Głównej, wielokrotnie powtarzający, że zupełnie tu nie pasuje - co tu dużo mówić - ochoczo przyznaję panu artyście w tej sprawie rację. I wcale nie dlatego, że hip-hop, bo The Alchemist razem z Boldy Jamesem na Scenie Leśnej udowodnili, że gatunek ten ma się świetnie i gra idealnie w duszach OFF-owiczów. A kto na chwilę odpuścił set The Alchemist, mógł zobaczyć zupełnie wyjątkowy występ Model/Actriz na Scenie Eksperymentalnej, gdzie industrial łączył się z punkiem i noise’em, a wokalista częściej przebywał w tłumie niż na scenie. Absolutna energia i szczerość kojarząca się z pierwszymi latami działalności Nine Inch Nails i Xiu Xiu.

Mount Kimbie, fot. Michał Murawski
Na koniec The Blaze i Mount Kimbie - elektroniczno-popowo-rockowe pejzaże jako nagrody festiwalu dla wytrwałych, czyli wspaniałe zakończenie OFF-a 2024.
Żyjemy. Chcemy więcej. Czekamy na 2025.
tekst: Kuba Smaga
Polecane

Aurora, norweska supergwiazda art-popu, na dwóch koncertach w Polsce. Jej kariera potoczyła się w ekspresowym tempie

Cat Power z rekonstrukcją występu Boba Dylana z 1966 roku zawita do Polski. Koncert odbędzie się jeszcze w wakacje
10 powodów, dla których warto kupić 119. numer K MAG-a „Paris, Texas”
![[Z archiwum K MAG] Sportowo-modowy duch. Tematyczna, intrygująca sesja młodego fotografa Maksa Gronowskiego [ZDJĘCIA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66b60c847c0748232c8a6731/run333.jpg)
[Z archiwum K MAG] Sportowo-modowy duch. Tematyczna, intrygująca sesja młodego fotografa Maksa Gronowskiego [ZDJĘCIA]

Jenna Ortega krytykuje poprawność polityczną. „Brakuje w tym szczerości”

Polskie filmy na 13. Greenpoint Film Festival w Nowym Jorku
Polecane

Aurora, norweska supergwiazda art-popu, na dwóch koncertach w Polsce. Jej kariera potoczyła się w ekspresowym tempie

Cat Power z rekonstrukcją występu Boba Dylana z 1966 roku zawita do Polski. Koncert odbędzie się jeszcze w wakacje
10 powodów, dla których warto kupić 119. numer K MAG-a „Paris, Texas”
![[Z archiwum K MAG] Sportowo-modowy duch. Tematyczna, intrygująca sesja młodego fotografa Maksa Gronowskiego [ZDJĘCIA]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/66b60c847c0748232c8a6731/run333.jpg)
[Z archiwum K MAG] Sportowo-modowy duch. Tematyczna, intrygująca sesja młodego fotografa Maksa Gronowskiego [ZDJĘCIA]

Jenna Ortega krytykuje poprawność polityczną. „Brakuje w tym szczerości”


