Advertisement

Ale siada!: Verde. Miłość i szlugi. Hipnotyzujący kameleon w popowo-rockowej oprawie

Autor: Monika Kurek
04-09-2022
Ale siada!: Verde. Miłość i szlugi. Hipnotyzujący kameleon w popowo-rockowej oprawie
Od ciężkich brzmień i rapowych featów, aż po cukierkowe kawałki. Multinstrumentalista, producent, wszechstronny pan Kameleon. Jest aktywny również na TikToku, gdzie wrzuca zabawne przeróbki, dzięki czemu zgromadził już niemal 170 tys. obserwujących oraz ponad 3 mln polubień. W lipcu zadebiutował kawałkiem „Reakcje chemiczne” w barwach wytwórni Def Jam Polska.
Coraz więcej osób sięga po kawałki usłyszane na TikToku czy nuty artystów znalezionych na wirtualnych playlistach. Włączasz taki kawałek i myślisz sobie: „Kurde, ale siada!”. Spoko, też tak mamy. I jakby tego było, podzielimy się z wami naszymi odkryciami w K MAG-owym cyklu muzycznym „Ale siada”! Po bryskiej, Marie, Jakubie Skorupie, Karolinie Stanisławczyk, Rubensie, Zalii, duecie Martin Lange, Jannie, Dawidzie Tyszkowskim,Ani Leon, Ugornej i Tonym Yoru przyszedł czas na Verde.

Niepokorny buntownik

Verde, a tak naprawdę Kacper Jędras, pochodzi z Jaworzyny Śląskiej pod Wrocławiem. Choć wychowywał się w okolicy, gdzie słucha się rapu, jego muzyczna przygoda zaczęła się od tego, że rodzice zapisali go na pianino. Potem poszedł do szkoły muzycznej, co nie przeszkodziło mu w rozwijaniu swojej sportowej pasji. Zapisał się do klubu piłkarskiego Gryf Świdnica i przez jakiś czas grał nawet w trzeciej lidze. Niestety wszystko legło w gruzach, gdy doznał kontuzji kolana.
Po ukończeniu szkoły muzycznej skupił się na robieniu muzy. Pisał wiersze i teksty, nagrywał covery, występował na okolicznościowych festynach. W końcu kupił odpowiedni sprzęt i przekształcił swoją sypialnię w muzyczne centrum dowodzenia. Poszukiwanie muzycznych inspiracji przypadło na okres buntu wypełniony dzikimi imprezami oraz różnego rodzaju wybrykami. On sam słuchał popularnego rocka, czyli zespołów takich jak Arctic Monkeys czy The Neighbourhood. Zdarzało mu się słuchać także rapu, lecz jak wspomina, wynikało to raczej z chęci dopasowania się.
Jego relacja z muzyką zawsze była bardzo burzliwa. Często zniechęcał się odbiorem publikowanych przez siebie kawałków, nawet jeśli gromadziły pozytywne komentarze. Drażniło go to, że odbiór jego utworów cały czas utrzymywał się na podobnym poziomie. „Jestem osobą, która ciągle chce więcej” – mówi poważnie Verde. W końcu ktoś uzmysłowił mu, że nie ma windy do sukcesu i że musi uzbroić się w cierpliwość. Prawdziwą motywacją okazało się jednak dopiero zaufanie, którym obdarzyła go wytwórnia.
W międzyczasie sporo eksperymentował ze studiami. Przez pół roku imprezował na kierunku menadżer sportu na wrocławskim AWF-ie. Później zapisał się na Akademię Sztuk Pięknych, ale nawet nie poszedł na zajęcia. Potem przewinęła się jeszcze architektura wnętrz, aż w końcu wylądował na filologii hiszpańskiej.
Verde jest człowiekiem wielu talentów. Na gitarze nauczył się grać z róznego rodzaju tutoriali. Gra także na basówce oraz na ukulele. Co jeszcze należy o nim wiedzieć? Jara go vintage, a zwłaszcza lata 80. i 90. „Choć teraz 2010 rok to dla nas vitage. Koło się zatacza. Kto 10 lat temu spodziewałby się, że będziemy znowu chodzić w szerokich spodniach? Żyjemy w symulacji” – śmieje się. Verde nie kryje również swojego rozbawienia, gdy pytam go, czy może mi zdradzić jakiś sekret. Po chwili zastanowienia mówi: „Wszystkie moje piosenki o tematyce miłosnej są skierowane do jednej dziewczyny”.

Kilka pytań do...

To były pracowite wakacje dla Verde. Pod koniec czerwca gruchnęła informacja, że Verde dołącza do Def Jamu i zaledwie dwa tygodnie później dostaliśmy jego pierwszy oficjalny singiel, czyli „Reakcje chemiczne" – taneczną nutę o toksycznej miłości z ikonicznym riffem na gitarze.
W tym samym miesiącu pojawił się elektryzujący letniak „Wszystko, co mam” autorstwa Noah, Mergot i Verde. Sierpień z kolei upłynął pod znakiem drugiego singla Verde, kawałka „3310”, który powstał we współpracy z producentami z kolektywu Liker$, którzy odpowiadają m.in. za poprzedni singiel artysty czy ostatni utwór Michała Szczygła „Adrenalina”. Tytuł to oczywiście nawiązanie do kultowej nokii 3310... Kalendarz Verde pęka w szwach, ale mimo to znalazł chwilę, by do nas wpaść i odpowiedzieć na kilka pytań!
Opisz swoją muzykę w 3 słowach.
Miłość, szlugi i tolerancja.
Jajko czy kura? Co jest pierwsze: melodia czy tekst?
W moim przypadku tekst. Jestem osobą, która bardzo lubi zabawę słowem. Zazwyczaj wybieram coś z mojego zbioru tekstów i coś tam sobie dopisuję. Dopiero później zaczynam szukać produkcji i melodii.
Jaka była pierwsza piosenka, którą napisałeś?
Nie wiem, czy jest pierwsza, ale na pewno jest pierwsza, jaką pamiętam. Nazywała się „Marysia” i była utrzymana w klimacie reggae. Nagrałem ją z kolegą i była o jaraniu zielska (śmiech). Miałem wtedy jakieś 13 lub 14 lat.
Wymarzony feat: polski i zagraniczny.
Chciałbym nagrać coś z Dawidem Podsiadło. A jeśli chodzi o zagraniczny, to z Jessem Rutherfordem.
W jakim miejscu i gdzie odbyłby się twój wymarzony koncert? Puść wodze fantazji.
Mój wymarzony koncert odbyłby się na Piazza Navona w Rzymie. Ostatnio wróciłem z Rzymu i strasznie się zajarałem tym miejscem.
3 kawałki, od których nie możesz się ostatnio oderwać
„Bombonierki” Franka Leen, „Glimpse of us” Joji i „Pretty Boy” The Neighbourhood.
Masz możliwość spędzenia dnia ze swoim idolem (żyjącym lub nieżyjącym). Kogo wybierasz i dlaczego?
Chciałbym spędzić dzień w studio z Maxem Martinem, twórcą wielkich, globalnych hitów.
Jaką supermoc chciałbyś posiadać? Dlaczego?
Dobra, to będzie trochę szowinistyczne (śmiech). Chciałbym posiadać niewidzialne przyciemnione okulary, dzięki którym nikt nie widziałby, na co akurat patrzę. To by było super.
Co najbardziej w sobie lubisz i czego najbardziej w sobie nie lubisz?
Najbardziej lubię w sobie moją elastyczność. Godzę się na wszystko (śmiech). Paradoksalnie jest to również rzecz, której najbardziej w sobie nie lubię. Za bardzo wszystko analizuję i za bardzo się we wszystko zagłębiam.
Nie samą muzyką człowiek żyje, czyli pozamuzyczne pasje. Jakie są twoje?
Od dziecka gram w piłkę nożną. Kiedyś grałem w trzeciej lidze, ale dalszą karierę uniemożliwiła mi kontuzja kolana. Jestem także ogromnym fanem sauny i prawie codziennie saunuję.
Co cię najbardziej wkurza?
Wkurza mnie, że nie mam kontaktu przy łóżku (śmiech). Podczas robienia muzyki wkurza mnie, gdy nagle zatrzymuje się w pewnym punkcie i nie wiem, dlaczego, ale nie mogę ruszyć dalej. Bardzo mnie to triggeruje. A najbardziej na świecie wkurza mnie to, że jak jakiś mój filmik na TikToku ma mniej niż kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Od razu go wtedy usuwam (śmiech).
Facebook, TikTok czy Instagram? Dlaczego?
Na pewno nie Facebook. Na TikToku dużo robię, ale z drugiej strony TikToku dzieli się na normalne rzeczy oraz cringe. Myślę, że najbliższy jest mi Instagram. Lubię jego estetykę i bardzo podoba mi się swoboda, z jaką można się poruszać po nim poruszać.

Wybiera...

Monika Kurek, czyli dziennikarka K MAG-a od 2019 roku. Jako nastolatka prowadziła fankluby polskich popowych artystek. Jest maniaczką kina indie rodem z Sundance, popkultury z lat dwutysięcznych, psów corgi oraz kryminałów Joanny Chmielewskiej.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement