Na wstępie dostajemy, krótkie podsumowanie tego, co działo się u naszych bohaterów na przestrzeni lat. Doczekaliśmy się bowiem nowego pokolenia, za którego losami w głównej mierze będziemy podążać. I mogłoby się wydawać, że rozłożenie historii na większą ilość postaci wpłynie korzystnie na dynamikę, w rezultacie jest jednak odwrotnie. Paradoksalnie każdy bohater ma za mało i dużo czasu na ekranie, co zważywszy, że film trwa ponad trzy godziny, może być męczące.
Głównym motywem Avatara: Istota wody jest motyw rodziny. Padające z ust i Neytiri zdanie – „Jesteśmy twoją rodziną, nie oddziałem” wyznacza motywacje bohaterów oraz tłumaczy nam niektóre reakcje czy decyzje. Rodzina w tym przypadku to nie tylko pokrewieństwo krwi, ale przede wszystkim wspólnota, zaufanie i oddanie za bliskich. Poczuliście lekki patos? Bardzo dobrze, bo film jest nim przepełniony aż po brzegi. Dodajcie do tego bazowanie na świetnie wszystkim znanych schematach i w istocie zrozumiecie istote wody. Taka gra słów.
Zaczynają do nas docierać zagraniczne recenzje, które są raczej pozytywne. Wiem, o co może chodzić. Sam po seansie nie potrafiłem określić, czy jestem zadowolony, czy nie. Czy film mi się podobał? A co to znaczy podobał się? Wizualnie? Wizualnie jest przepiękny. Nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałem tak perfekcyjnie wykonane podwodne ujęcia. Odtworzona komputerowo rafa koralowa tworzy osobny, magiczny świat. Realizacja wydaje się najjaśniejszym punktem tego filmu. Pokuszę się nawet o stwierdzanie, że poboczna historia to tylko pretekst do zaprezentowania nam ekspozycji, będącej potwierdzaniem, że na ten film warto było czekać.
„Avatar: Istota Wody", zostanie rozliczony przez krytyków raczej po nowym roku. W lutym okaże się, czy zawojował Oscary, a oficjalne dane z box office’u z dokładnością pokażą, czy film zarobił to, co miał zarobić. Nie posiadający raczej szerokiego fandomu film, zda się na łaskę widzów. Tylko czekać aż będzie dostępny w streaming’u i w zaciszu własnych domów damy się ponieść przygodzie. Czy to jest film dla każdego? Raczej nie. Powroty legend po latach zawsze budzą emocje, więc jeśli przetrwacie blisko godzinny segment o nurkowaniu i podziwianiu rafy koralowej, można śmiało zaryzykować i pójść na seans do kin, albo zaczekać na streaming.