Advertisement

8 lat temu rozmawialiśmy z młodą, dobrze zapowiadającą się wokalistką. Ma na imię Florence i jutro wystąpi w Warszawie dla tysięcy fanów [wywiad]

Autor: CR
01-06-2018
8 lat temu rozmawialiśmy z młodą, dobrze zapowiadającą się wokalistką. Ma na imię Florence i jutro wystąpi w Warszawie dla tysięcy fanów [wywiad]

Przeczytaj takze

W maju 2010 roku na ostatniej stronie K MAG #17 ukazał się wywiad ze wschodzącą gwiazdą z Wielkiej Brytanii. Nazywa się Florence Welch i bardzo dużo się u niej zmieniło od tego momentu. Mimo upływu czasu, rozmowa, którą przeprowadziła z nią Anna Gacek, dobrze obrazuje jaka naprawdę jest jedna z najbardziej uwielbianych współczesnych wokalistek. Florence + The Machine wystąpią już jutro, 2 czerwca na głównej scenie Orange Warsaw Festival.
/Tekst Anna Gacek/
Zjawia się dyskretnie i bezszelestnie. W rzeczywistości żadna z niej alternatywna Beyoncé, wystudiowana posągowość to tylko część jej scenicznej kreacji. Przypomina raczej nieśmiałą gotycką dziewczynę. Ciemnowiśniowe usta, mocny makijaż oczu, czarna koronkowa sukienka. Bez biżuterii i wyjątkowo nie na obcasach, baleriny ją zdradziły, ma wyjątkowo fotogeniczne, ale jednak nie aż tak długie jak mogłoby się wydawać nogi. Na rozmowę mamy tylko dziesięć minut, robimy więc szybki przegląd najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły się jej w 2010 roku. Ze wszystkich wątków najbardziej ekstatycznie reaguje na nazwisko Toma Forda. Flo lubi wielką modę. W czasie naszego poprzedniego spotkania czule gładziła naszyjnik Chanel. Wtedy w pełnym festiwalowym zamieszaniu, ale wyluzowana słonecznym popołudniem, dziś jednocześnie zmęczona po przyjeździe i już pełna adrenaliny – na scenie warszawskiej Stodoły była równe trzydzieści minut po skończeniu tego wywiadu.
Ostatnio rozmawiałyśmy w sierpniu. Sporo się u ciebie zmieniło...
Czy ja wiem? I tak, i nie. Wciąż jestem na trasie promującej album „Lungs”. Byłam na Brit Awards, ale nie czuję, bym to ja się zmieniła. Może nieco sytuacja wokół mnie...
W styczniu, pół roku po premierze, „Lungs” dotarło na szczyt brytyjskiej listy przebojów.
No tak, jasna sprawa. To było spore zaskoczenie, nie spodziewałam się, że można mieć numer jeden po tak długim czasie. Myślałam, że ma się na to tylko jedną szansę w życiu. Ta wiadomość spowodowała we mnie jakieś niesamowite uczucie.
Celebrowałaś na podłodze.
Faktycznie, leżałam. Miałam wtedy potężnego kaca. Nie spałam od dawna. To było dość aroganckie zachowanie, świętowałam coś, o istnieniu czego jeszcze nie wiedziałam. Musiałam chwilę później pojawić się we włoskiej telewizji, byłam wtedy w Mediolanie. Leżałam tam na podłodze, ktoś do mnie mówi: Masz płytę numer jeden, dziewczyno! A ja na to: Woo! Czy mogę prosić o aspirynę?
We włoskiej telewizji zdarzyła ci się tam dość zabawna sytuacja, w czasie wywiadu na żywo zawiódł tłumacz...
To był właśnie ten program! Co ja tam mówiłam? Chyba tylko: Przepraszam, nie wiem co do mnie mówisz. To dokładnie ten show w Mediolanie, gdzie chwilę wcześniej leżałam na podłodze ich studia telewizyjnego. To był bardzo dziwaczny poranek, szczerze mówiąc. Wstałam z tej podłogi, poszłam do studia, a później widzę tę prezenterkę idącą do mnie po schodach i nawijającą po włosku – powinnam wszystko słyszeć po angielsku w słuchawce, ale nie słyszałam nic. Podchodzi do mnie z tym całym swoim entuzjazmem, a ja tylko: Eee, sorry?
I jeszcze jedna duża rzecz. Możesz sobie postawić na półce Brit Award za najlepszy brytyjski album.
Mnóstwo osób było zaangażowanych w tę płytę. Jest na niej tak wiele naszego życia, pracy, doświadczeń. Chyba wciąż to jeszcze do mnie nie dotarło. To, co wtedy się tam zdarzyło wystawia mi teraz emocjonalny rachunek. Zaczynasz zastanawiać się, czy płyta jest warta tej nagrody... To wielka rzecz, czy ja na pewno na to zasługuję? Widzisz, to spore obciążenie.
Na Britsach zdarzyło się coś jeszcze – wystąpiłaś wspólnie z Dizzee’em Rascalem.
Tak, to było zabawne. Pomyślałam, że to fajny pomysł – duet właśnie z nim. Czegoś takiego nigdy wcześniej jeszcze nie robiłam. Ludzie z mojego sztabu skontaktowali się z jego ludźmi. Zgodzili się. Dizzee zrobił wstępny miks naszych dwóch piosenek, usłyszałam to i naprawdę mi się spodobało. Wpadłam do jego studia i tam zarejestrowaliśmy nową wersję. Jest bardzo charyzmatycznym wykonawcą, to była naprawdę dobra zabawa.
Wszystkie twoje lutowe wywiady zaczynały się od: Florence wpada spóźniona po próbach na Brit Awards...
Naprawdę? Wcale aż tak dużo nie ćwiczyliśmy. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, to była mocno spontaniczna rzecz, od samego początku – i w studiu, i na scenie.
Przed galą mówiłaś, że przeraża cię wizja przejścia po czerwonym dywanie jako gwiazda.
A w sumie bardzo podobał mi się cały ten dzień. Myślałam, że będę naprawdę przestraszona. Czas między próbami przed występem a samym początkiem gali był dość stresujący, ale na czerwonym dywanie było już lepiej, choć jest tam dość nerwowo – wszyscy krzyczą, wszędzie światła, starasz się wyglądać na nie przerażoną tym zamieszaniem. Ale gdy przez to przeszłam i znalazłam się w środku, zaczęłam rozmawiać ze wszystkimi – dało się odczuć atmosferę wielkiego święta. Było to naprawdę ekscytujące. I zobaczyłam kilka ciekawych występów.
Kto ci się podobał?
Nie mogłam niestety zobaczyć Lady Gagi, oglądałam dopiero na YouTube, uważam, że było to naprawdę dobre. Zachowała się na scenie bardzo odważnie, bo pokazać się na Brit Awards zupełnie solo, tylko z tym niesamowitym instrumentem – to naprawdę fajne i dzielne. I Lily Allen moim zdaniem też była niesamowita. Ja się bałam, że spadnę z tych czterech moich schodów, ona zeszła z co najmniej stu – i cały czas śpiewała!
A jak udały się podziękowania za nagrodę?
Na wypadek, gdybym coś wygrała, przygotowałam sobie listę osób, którym chciałabym podziękować. Pod koniec gali, po całym ściskaniu jej w pięściach, gdy nie wygrałam żadnej z dwóch poprzednich nagród, do których byłam nominowana, rzuciłam ją w kąt, uznałam, że się do niczego nie przyda – nagroda za album była ostatnią. I nagle jestem wywołana, sprawy toczą się błyskawicznie. Tom Ford wręcza mi statuetkę…
Szczęściaro...
Wiem, też jestem jego fanką! Był uroczy, powiedział mi, że jestem piękna, ja na to do niego: Kocham cię! A później to już tylko coś wyszczebiotałam i zeszłam ze sceny nie tą drogą, którą powinnam była zejść.
Miałaś okazję poznać na gali Courtney Love? Jest twoją wielką fanką.
Z wzajemnością! Spotkałam ją już kilkakrotnie. Jest strasznie miła. To bardzo ekscytująca postać. Cudowna kobieta, wspiera mnie od samego początku, od pierwszych koncertów. Jest ikoną. Miałam jej plakaty na ścianie w moim pokoju.
Niedawno powiedziałaś w wywiadzie, że jesteś już bardzo zmęczona swoim sukcesem. Czujesz się samotnie, często płaczesz...
Płakałam nawet dziś. Podczas koncertu dajesz tak dużo z siebie, tak bardzo nie chcesz zawieść ludzi. To wszystko jest bardzo wyczerpujące energetycznie i emocjonalne i myślę, że tłumaczy to moje łzy. Jestem wciąż tak daleko od domu, dużo podróżuję. Płakanie przychodzi mi dziś łatwiej niż kiedyś. Ale wciąż uwielbiam grać muzykę. Tylko to wszystko, co dzieje się między koncertami zaczyna dawać mi w kość.
Piszesz pierwsze piosenki na nową płytę. Artyści często mają problem z tym, co zainspiruje nowe utwory – żyją w trasie, innym, nie do końca prawdziwym życiem...
Na szczęście dla mnie moje piosenki pełnymi garściami czerpią z mojej wyobraźni. Mam nadzieję, że po prostu zamknę oczy i wyobrażę sobie zupełnie inny świat. Inny niż pokój hotelowy…
Czy będzie to też inny świat niż ten na „Lungs”?
Nie wiem. Zobaczymy.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement