„The Hunting Wives” to najnowszy hit platformy – historia Sophie O'Neil, która przeprowadza się z Cambridge w Massachusetts do fikcyjnego Maple Brook w głębokim Teksasie, gdzie wpada w orbitę wpływowej grupy gospodyń domowych skrywających śmiertelne tajemnice. Serial, adaptacja książki May Cobb z 2021 roku, wspina się po rankingach Netflix w oszałamiającym tempie.
Sophie O'Neil, grana przez Brittany Snow, to była specjalistka od PR w kampaniach Demokratów, teraz gospodyni domowa i matka małego syna. Przeprowadzka do Teksasu miała być świeżym startem, ale zamiast spokoju Sophie znajduje cudowną próżnię. Aż do momentu, gdy na przyjęciu sponsorowanym przez NRA spotyka Margo Banks – żonę szefa swojego męża, graną przez znakomitą w tej roli Malin Åkerman.
Margo nie wierzy w otwarte małżeństwa – „to dla liberałów”, jak sama mówi. Ona i jej mąż Jed mają swój „układ”: ona nie sypia z innymi mężczyznami, a gdy oboje zobaczą dziewczynę, która im się podoba, idą po to, czego chcą. I to właśnie Sophie staje się ich nowym celem.
Netflix nie powstrzymał się przed niczym. Serial zawiera tak wiele nagości i bezpośrednich scen seksu, że prawdopodobnie jest to najbardziej jednoznaczna produkcja, jaką platforma kiedykolwiek wypuściła. Na planie pracowała koordynatorka intymności Lizzie Talbot, która zapewniała aktorom komfort podczas kręcenia najtrudniejszych scen.
Ale „The Hunting Wives” to nie tylko erotyczny thriller. Serial próbuje być również komentarzem do współczesnej Ameryki – świata, w którym lokalny szeryf chce zostać republikańską twarzą w telewizji i krzyczeć o imigracji, mimo że we własnej sypialni lubi całkiem inne rzeczy, a Jed chce kandydować na gubernatora z hasłem wartości rodzinnych, choć swoją drugą żonę poznał jako pracownicą seksualną, wynajętą na jego urodzinowy trójkąt. Ważnym aspektem filmu jest także ten kryminalny, snujący się wokół morderstwa młodej dziewczyny.
„The Hunting Wives” wpisuje się w szerszy trend Netflixa na 2025 rok. Platforma stawia na produkcje zagraniczne z odważnymi twistami i psychologicznym zawieszeniem oraz udowadnia, że wie, jak trzymać widzów przyklejonych do ekranów. Czy to oznacza koniec snobizmu w telewizji streamingowej? Niekoniecznie. Ale na pewno oznacza, że o trzeciej nad ranem, z palcem nad przyciskiem „następny odcinek”, już dawno przestaliśmy udawać, że oglądamy dla wartości artystycznych. Oglądamy, bo nie możemy przestać. I to właśnie jest cała magia – bądź przekleństwo – współczesnych thrillerów.