„Nie miałam pojęcia, że jestem obserwowana. On tam na mnie czekał, licząc, że mnie spotka”
Dziewczyna podzieliła się swoją historię na swoich profilach w mediach społecznościowych. Wszystko się zaczęło 3 lata temu, gdy przeprowadziła się z Krakowa do Warszawy. Pewne konto zaczęło bardzo intensywnie komentować jej filmy na YouTubie. – Na początku komentarze były miłe i normalne, ale z czasem zaczęły się robić naprawdę niepokojące – opowiada kobieta. Od tego samego mężczyzny zaczęła dostawać pełno wiadomości na Instagramie.
„Czuć było w nich ogromne wahania emocjonalne. Raz był miły, a potem był agresywny i wiadomości miały charakter przemocowy i seksualny”, wspomina.
Straszył ją przemocą, życzył gwałtu. Stalkerem okazał się 50-letni mężczyzna z okolic Wołomina, który twierdzi, że jest ekshibicjonistą. – Chwalił się, że obnaża się przed licealistkami w oknie i twierdzi, że one tego chcą – mówi influencerka. Opowiadał o swoich wcześniejszych problemach z prawem, które miał po tym, jak pobił starszą kobietę. Niestety mężczyzna nie poprzestał na wypisywaniu do influencerki. Przyszedł pod jej dom i czekał na przystanku.
Mały błąd, ogromne konsekwencje
Jak się okazuje, dziewczyna ułatwiła zadanie stalkerowi zadanie, ponieważ opublikowała na swoim InstaStories widok z okna. Był to błąd.
„Nie było dosłownie widać, gdzie mieszkam, ale jeżeli ktoś chciałby się wysilić – tak jak mój stalker – nagimnastykować się i mnie śledzić w tamtej okolicy, to pewnie wkrótce dowiedziałby się, gdzie mieszkam. I tak też się stało”, zdradziła.
Wkrótce potem stalker napisał jej, że zna jej dokładny adres – i nie blefował. Aria była przerażona, gdy uświadomiła sobie, że 50-letni mężczyzna regularnie pokonywał ok. 30 km, aby ją obserwować. Spotkała go przypadkiem na przystanku pod swoim domem. – Stał tam i czekał, licząc, że mnie spotka – opowiada. Zorientowała się, że to on, gdy zwrócił się do niej per „Pani”. Wydało jej się to dziwne, ponieważ obserwatorzy zwykle zwracają się do niej na „ty”. „Powiedział: „To ja, ten Artur, który ciągle do Pani pisze”. Przestraszona odpowiedziała, że dostaje bardzo dużo wiadomości i szybko uciekła do tramwaju.
Stalker nie odpuszcza
Od razu po spotkaniu Aria udała się z tą informacją na policję, gdzie pokazała setki wiadomości i opowiedziała swoją historię. Obawiała się, że mężczyzna może jej coś zrobić, więc zmieniła miejsce zamieszkanie. – Mieszkałam sama w niestrzeżonym bloku. Nie czułam się kompletnie bezpiecznie – wyjaśnia. Jak opowiada na TikToku, policja zbagatelizowała sprawę i nic w tym kierunku nie zrobiła. W ciągu kolejnego pół roku dziewczyna otrzymała setki wiadomości od stalkera. – Mężczyzna ten próbował mnie wielokrotnie zwabić, że będzie na mnie czekać w danym miejscu w Warszawie i że prosi mnie, żebym przyszła – opowiada influencerka.
„Czekają, aż coś nam się stanie”
Stalkera nie powstrzymał sądowy zakaz zbliżania się. Mężczyzna pojawiał się pod jej domem, siłownią. Gdy pewnego razu wezwała policję, funkcjonariusze przyjechali dopiero po kilku telefonach, a potem puścili go wolno.
„Myślałam, że jak go przetrzymam, to coś się stanie. Ale nic. On zrozumiał, że może sobie pozwolić na wszystko”, wspomina.
Przez 20 minut Aria i jej koleżanka rozmawiały ze stalkerem, aby zatrzymać go w oczekiwaniu na policję. Mężczyzna powtarzał, że ją kocha, że nigdy się nie podda i zawsze będzie o nią zabiegać. Twierdził przy tym, że nie robi nic złego. Influencerka przyznaje, że wielokrotnie próbowała tłumaczyć policji, że nie można czekać, aż dojdzie do przemocy fizycznej, by zareagować.
„Policja mówiła tylko, że dopóki nie zrobi mi krzywdy fizycznej, to nie mogą nic zrobić”, mówi Aria.
Podczas przeszukania telefonu stalkera znaleziono setki przeróbek z jej wizerunkiem, jednak to również nie wystarczyło, by go zatrzymać. – Zrozumiałam, że nie jesteśmy tak bezpieczne, jak nam się wydaje” – podsumowuje influencerka.
Koszmar jeszcze się nie skończył
Choć Aria Martelle zrobiła wszystko, co mogła, jej koszmar wciąż się nie skończył. Po pół roku od incydentu z policją znów niespodziewanie spotkała swojego prześladowcę – tym razem w sklepie. Mężczyzna rzucił się na nią, lecz na szczęście uratowali ją przypadkowi świadkowie. – Szczęście w nieszczęściu, że to wydarzyło się w miejscu publicznym, a nie gdzieś, gdzie byłabym sama – opowiada kobieta. Stalker trafił do szpitala psychiatrycznego, ale Aria nie może spać spokojnie. Co pół roku mężczyzna przechodzi badania, które mogą zdecydować o jego zwolnieniu, a ona nie dostanie o tym żadnej informacji. „Są dni, kiedy nie wiem, czy on wciąż tam jest. To ciągły stres – zdradza.
Dziś nagłaśnia sprawę nie tylko dla siebie, ale dla tysięcy innych osób, które przeżywają podobne historie. Wierzy, że jeśli głośno powiemy o tym, co nie działa, być może coś się zmieni.