Advertisement

Jedyny dobry plastik na świecie. Duet Plastic zdradza m.in., dlaczego w XXI wieku tworzy pod taką nazwą

Autor: KB
23-04-2021
Jedyny dobry plastik na świecie. Duet Plastic zdradza m.in., dlaczego w XXI wieku tworzy pod taką nazwą
Plastic tworzą Aga i Paweł. Ten muzyczny duet właśnie osiągnął pełnoletność i wydał czwarty album w swojej karierze, „Space”, który brzmi jak połączenie Moloko z Kylie Minogue i elektroniką wczesnych lat dwutysięcznych, okraszone nowoczesnymi dźwiękami. Choć w XXI wieku odwagą jest tworzenie pod nazwą Plastic, duet postanowił pozostać jedynym dobrym plastikiem na świecie. Przy okazji premiery „Space” porozmawialiśmy o tym, jak zaczynało się w 2003 roku, jak to jest, gdy zostaje się jedyną kobietą w grupie, i czy muzyki nie jest dzisiaj aby za dużo.
Zacznijmy od waszego nowego albumu „Space”. Brzmi bardzo optymistycznie, zwłaszcza jak na obecne czasy.
Paweł: Jesteśmy duetem, który tworzą dwie zupełnie różne osoby. Aga jest zawsze uśmiechnięta, niezależnie od sytuacji. Trudno zepsuć jej humor. Z kolei ja jestem realistą mocno stąpającym po ziemi. Aga zawsze wyciąga ze mnie pozytywne emocje i stąd to brzmienie.
Aga: Jesteśmy dwugłowym smokiem. Paweł jednak, choć twierdzi, że twardo stąpa po ziemi, jest też marzycielem. Jego marzenia zawsze wydają mi się niemożliwe do zrealizowania, a on za każdym razem dowodzi, że się mylę.
Paweł: To przez upór. Zawsze staram się realizować swoje zamiary, choćby najdrobniejszymi krokami.
Skoro każde z was zaczyna z innego bieguna, jak powstaje muzyka? Jak osiągacie kompromis?
Aga: Mimo że bardzo się różnimy, o wielu rzeczach myślimy tak samo. Zdarzało nam się porozumiewać podczas pracy w studiu tylko jednym spojrzeniem – bez słów.
Czyli nie ma lidera w zespole?
Paweł: Aga jest liderem zespołu. Znajduje się na pierwszym froncie, śpiewa, pisze i komponuje właściwie wszystkie piosenki. Oboje jesteśmy też producentami, więc muzykę produkujemy wspólnie.
Aga: Przyjmuję funkcję lidera, ale to Paweł jest kierownikiem.
Ostatnio sporo mówi się o mizoginii w branży. Macie z nią styczność?
Aga: Nie mamy do czynienia z mizoginią, co wynika z tego, że pracujemy w niewielkim gronie przyjaciół, gdzie zazwyczaj jestem jedyną kobietą. Kompromisy wypracowują się naturalnie, ale też po prostu się lubimy i szanujemy. Jesteśmy zespołem, a zatem każdy ma prawo głosu. Pamiętajmy jednak, kto jest liderem i ma ostatnie słowo ;). Odkąd zdecydowałam się na zawód kompozytora i aranżera, zdawałam sobie sprawę, że jestem jedną z niewielu kobiet, które się tym zajmują. Odczuwałam pewien ciężar, ale wzięłam to „na klatę”. Nie miałam żadnych przykrych sytuacji związanych z dominacją mężczyzn w mojej specjalizacji albo ich nie pamiętam, bo z natury optymistycznie podchodzę do życia i nie chowam uraz.
Paweł: Zawsze pracowaliśmy z przyjaciółmi, a poza tym znamy się już tyle lat, że trudno byłoby wygenerować nierówną sytuację. Doskonale znamy swoje wady i zalety. Wiem, w czym Aga jest lepsza ode mnie, i wtedy jej ustępuję. Odwrotnie wygląda to tak samo. To chyba wynika z naszych charakterów.
Aga: Na przykład Paweł jest lepszym organizatorem i wizjonerem, dlatego to on zajmuje się planowaniem i zarządzaniem.
Słuchając waszego nowego albumu, przychodzą mi na myśl skojarzenia z Kylie Minogue, Moloko, wczesnymi latami dwutysięcznymi, lecz to wszystko przy zachowaniu świeżości. Jak chcielibyście, żeby odbierano waszą muzykę?
Aga: Trafnie to wszystko odczytałaś.
Paweł: Czyli osiągnęliśmy zamierzony efekt. Wszystkie wpływy, które wymieniłaś, są w nas. Klawiszowiec Moloko, Eddie Stevens, zagrał nawet na naszym drugim albumie. Graliśmy support przed Róisín Murphy w 2008 roku. Podeszliśmy do niego, zamieniliśmy parę słów, zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Pomyślałem wtedy, że bardzo bym chciał, żeby zagrał na naszej płycie. Udało nam się go znaleźć na Facebooku, napisaliśmy, a on się zgodził!
Aga: Nasz zespół powstał właśnie na początku XXI wieku, w 2003 roku. Nagraliśmy wtedy pierwszą płytę, która została wydana w 2006 roku, a teraz, tworząc nowy album, wróciliśmy do korzeni, zatem i do niej. Stąd brzmienia wczesnych lat dwutysięcznych. Zespoły takie jak Disclosure w ostatnich latach dały drugie życie dźwiękom z tego okresu.
Paweł: Nasz czwarty album „Space” powstawał kilka lat. Jest eklektyczny, ponieważ słuchamy mnóstwa nowej muzyki z całego świata, ale najbardziej wyraziste ślady pozostawiły na płycie nasze muzyczne podróże. Słychać na niej dźwiękowe pocztówki.
Pierwotnie płyta miała się ukazać rok temu. Ingerowaliście w jej brzmienie od tamtej pory? Mamy za sobą nietypowe 12 miesięcy.
Aga: Płyta się nie zmieniła, ale jej postrzeganie tak. Chociażby utwór „Waiting For A Plane”, nasz pierwszy singiel, który prawdopodobnie nie zostałby nim, gdyby nie pandemia. Zamiast tanecznej piosenki, która była w planie, wypuściliśmy singiel trwający 6 minut. Ruch raczej odważny, ale zdecydowaliśmy się na utwór poruszający w sytuacji, gdy niemożliwe stało się podróżowanie, poznawanie, eksplorowanie. Zaczęliśmy znacznie bardziej doceniać czasy, kiedy można było zwiedzać świat do woli. Podobnie jest z „Out Of Control”, budzącym potrzebę uwolnienia silnych emocji, jakie obecnie w nas drzemią.
Nie czujesz żalu, że pisałaś utwór z konkretnym zamiarem, a jego odbiór będzie zupełnie inny?
Aga: Absolutnie nie. To już nie zależy ode mnie. Jestem wręcz dumna z tego, co wydarzyło się chociażby ze wspomnianym „Waiting For A Plane”. Tym bardziej, że to ważny utwór na płycie, przy którym wsparli nas wspaniali goście: Randy Brecker, Włodek Pawlik i Krzysztof Antkowiak.
Paweł: Istotne jest też, że w momencie, gdy wypuszczamy płytę, ona przestaje być nasza. Staje się własnością słuchaczy, którzy przeróżnie na nią reagują, filtrują przez własne doświadczenia, odkrywają coś, z czego my, tworząc ją, nie zdawaliśmy sobie sprawy.
Od jakiegoś czasu do łask wracają kasety magnetofonowe, zwłaszcza wśród młodych. Co o tym myślicie?
Aga: Trzeba się zaopatrzyć w ołówki!
Paweł: Uważam, że to moda. Młodzi ludzie nie znają kasety magnetofonowej, która jest jednak bardzo fajnym gadżetem.
Aga: Sporo elementów z historii jest wyciąganych i przetwarzanych przez kolejne pokolenia. To też ogólnie cecha wielu dziedzin sztuki XXI wieku. Twórczy recykling.
Paweł: Dla przykładu – kasety w latach 80-tych czy 90-tych były czarne lub przezroczyste, a dzisiaj są kolorowe. St. Vincent wydaje swój nowy album zarówno na kasecie, jak i na płycie CD oraz płycie winylowej.
Mówimy o przetwarzaniu, a co z artystami pokroju Grimes? Futurystycznymi, zafascynowanymi technologią.
Paweł: Bardzo wcześnie odkryłem Grimes, od razu zwróciła moją uwagę. Tak naprawdę ona też jedynie przetworzyła to, co już powstało, ale zrobiła wszystko sama i po swojemu. Ja to kupuję.
Muzyki jest dzisiaj bardzo dużo, tak naprawdę każdy może się mianować artystą. To dobrze czy źle?
Aga: Przeczytałam gdzieś, że dziennie do serwisu Spotify jest uploadowanych 60 tysięcy utworów.
Paweł: To temat rzeka. Jeszcze 15 czy 20 lat temu, żeby nagrać płytę, trzeba było wejść do drogiego studia z kosztownym sprzętem, mieć kontrakt z wytwórnią fonograficzną. Nie każdy mógł sobie na to pozwolić. Dzisiaj to się zmieniło, ponieważ wystarczy mieć komputer z kartą dźwiękową, który w cywilizowanym świecie ma właściwie każdy. Uważam, że od lat mamy do czynienia z nadprodukcją muzyki. Według mnie najważniejszy jest jednak talent i samozaparcie, bez których nie da się tworzyć dobrych rzeczy.
Aga: Jednocześnie wraz z erą streamingów i rozwojem social mediów zniknął podział na gatunki, co akurat uważam za fajne dla nas. Nie jesteśmy szufladkowani.
To wiąże się też z trudniejszym odnalezieniem was wśród całej reszty.
Aga: To prawda. Mimo wszystko, jeśli spojrzymy na nasze początki 18 lat temu oraz fakt, że przez 3 lata szukaliśmy wydawcy dla pierwszego albumu, dzisiejsza dostępność muzyki wydaje się bardzo atrakcyjna. Choć popularność social mediów dopuszcza zagrożenie, że nieważne, czy tworzysz dobrą muzykę – liczy się jedynie to, czy umiesz się wypromować w social mediach. To często prowadzi do popularności kogoś i czegoś, co nie wiadomo, dlaczego takie się stało.
No właśnie, a co z waszą nazwą? Nie obawiacie się, że w obecnych czasach może niekorzystnie wpływać na wasz odbiór?
Paweł: To świetne pytanie! Zespół powstał w czasach, gdy słowo „plastic” nie było tak pejoratywnie nacechowane…
Aga: …nasza nazwa kojarzyła się raczej z klubowym rodzajem muzyki niż tworzywem. Plastic oznacza też, że jesteśmy plastyczni.
Nie myśleliście o zmianie?
Paweł: Docierały do nas głosy, żeby się nad tym zastanowić. Przemyśleliśmy to, ale doszliśmy do wniosku, że właściwie musielibyśmy zaczynać od nowa. Sprawdziliśmy, czy w historii muzyki zdarzały się sytuacje, że zespoły zmieniały swoje nazwy i rzeczywiście, były takie przypadki, ale raczej na chwilę przed wydaniem debiutanckiego albumu. Uznaliśmy, że pozostaniemy przy tej nazwie, tym bardziej, że nie doznaliśmy hejtu czy innych nieprzyjemności z tego powodu.
Aga: Podpisujemy się pod swoją historią. Wychodzimy z założenia, że jesteśmy jedynym dobrym plastikiem na świecie [śmiech]. Prywatnie i zawodowo wspieramy zresztą kwestie ekologiczne od wielu lat. Ziemia to nasz dom, nasza planeta, a w niektórych miejscach stajemy się tu obcym, niszczącym najeźdźcą. Swoją drogą, na okładce „Space” znalazło się zdjęcie hydromeduzy z głębi rowu mariańskiego, przedstawiające jedno z niewielu miejsc na świecie, do których człowiek fizycznie nie dotarł. Wygląda nieziemsko. Bardzo byśmy chcieli, żeby takie pozostało.
Specjalnie dla K MAG-a Plastic przygotował też playlistę na wiosenne przechadzki:
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement