

Przy okazji wydarzenia Blue Night porozmawialiśmy z zespołem.
22 września zespół KAMP! wystąpił podczas Blue Night. W trakcie tego niezwykłego wydarzenia na scenie debiutowali wyłonieni w drodze głosowania muzycy oraz doświadczeni przedstawiciele branży.
Przy okazji Blue Night zespół odpowiedział nam na parę pytań.
Graliście na największych polskich festiwalach, takich jak Opener, Audioriver, Tauron, Orange. Czujecie jakąś różnicę w atmosferze, w odbiorze publiczności między nimi?
Audioriver w 2013 roku był naszym najlepszym doświadczeniem festiwalowym w Polsce. Każda impreza to inna publiczność – mniej lub bardziej podatna na to, co gramy. Czasami trzeba o tę publiczność zawalczyć, nasza twórczość nie zawsze jest znana. Trudno powiedzieć, gdzie jest najfajniej, na każdym festiwalu jest po prostu inaczej. Wszystko zależy od tego, czego szukamy.
Macie też spore doświadczenie w koncertach poza Polską. Gdzie najlepiej Wam się występowało?
Bardzo pozytywnie wspominamy wizyty w państwach ościennych. Lubimy jeździć na Łotwę, byliśmy tam już dwa razy i chcielibyśmy więcej. Występ na Positivusie to dla nas jedno z najbardziej wyjątkowych koncertowych doznań. Podobają nam się też Czechy, gdzie gramy od początku naszej kariery i wracamy po raz kolejny w najbliższych dniach. Można powiedzieć, że udało nam się przyciągnąć tam publiczność, która nie przychodzi na koncert przypadkiem. Widać, że kojarzą nasze utwory. Nie jesteśmy niespodzianką, egzotyką z Polski, na którą trafiasz, nie znając wykonań studyjnych.
Dwa lata temu zapytani, o co walczycie, w nawiązaniu do nazwy Waszego zespołu, odpowiedzieliście, że o autonomię na rynku muzycznym. Coś się zmieniło od tego czasu? Czujecie silniejszą pozycję?
Myślę, że nie możemy określić naszej pozycji jako silniejszej, bo rynek się bardzo prężnie rozwija. Widać, że mamy coraz większą konkurencję, jest coraz więcej młodych, zdolnych artystów. Mimo że nie czujemy się superpewni, cały czas chcemy podążać swoją drogą i dobrze nam to wychodzi. Jesteśmy bezkompromisowi. Nie chcemy być ani nad kimś ani pod kimś. Mamy swoje podejście do branży i polskiego rynku muzycznego.
Pierwsze kroki stawialiście w 2008, obecnie pracujecie nad trzecią płytą. Gdybyście zaczęli grać teraz, to Wasza twórczość poszłaby w innym kierunku?
Nie. Nigdy nie nagrywaliśmy na taśmach (śmiech). Technologia się ustabilizowała, teraz na rynku są lepsze komputery i więcej sprzętu do kupienia, ale fundamenty muzyczne mamy takie same.
Sami produkujecie swoją muzykę. Nie myśleliście o tym, żeby rozszerzyć tę działalność?
Zrobiliśmy to. Znaleźliśmy osobę, z którą wyprodukowaliśmy dwa ostatnie single. Następne będziemy produkować sami. Lubimy mieć kontrolę. Mania kontroli ponad wszystko! Nie wykluczamy współpracy z innymi osobami, ale trzy głowy to już całkiem sporo, więc cztery bywają problematyczne. Co nie zmienia faktu, że oczywiście bardzo sobie dotychczasową współpracę cenimy.
Opowiadaliście kiedyś, że pierwszą płytę nagrywaliście na strychu, drugą już w większym mieszkaniu, gdzie przewijali się różni ludzie. Planowaliście poszukiwania miejsca na trzecią, które w pewien sposób
zdeterminuje jej ostateczne brzmienie. Udało Wam się znaleźć?
Nie (śmiech). Wiecznie szukamy, wiecznie coś zmieniamy. Stabilizacja jeszcze długo nie będzie nam pisana. Ale może to dobrze – jest jak jest i trzeba w takich warunkach działać. Jak na razie odnajdujemy się, dużo też pracujemy na odległość.
Rozmawiała Kinga Białek

