Advertisement

Nowa płyta Blur – powrót ikony britpopu [OPINIA]

27-07-2023
Nowa płyta Blur – powrót ikony britpopu [OPINIA]
Co się dzieje, gdy legendarny zespół po raz pierwszy od wielu lat spotyka się w jednym pomieszczeniu i rozpoczyna wspólną pracę nad nowym materiałem? W tym wypadku powstaje naprawdę świetny album. „The Ballads of Darren” to dziewiąte wydawnictwo w dorobku grupy Blur – niekwestionowanej ikony britpopu. Nawet zdaniem samego Damona Albarna jest to ich najlepsza od blisko ćwierć wieku płyta. Właśnie dlatego, że tworzyli ją razem, jak za dawnych lat.
Wszystko zaczęło się u schyłku lat 80. – w dotkniętym i zmęczonym zmianami społecznymi, prywatyzacją i ciężarem rządów Margaret Tatcher Londynie, dekadę po eksplozji punk rocka. Powoli wykluwał się nowy brytyjski towar eksportowy, a miał nim być właśnie britpop. Na szczyt popularności tego gatunku nie trzeba było długo czekać. W połowie ostatniej dekady XX wieku muzyczna prasa na Wyspach pisała głównie o nim, a na listach przebojów toczyła się nieustająca walka o pierwsze miejsca, prowadzona przez dwóch gigantów – Blur i powstały kilka lat później zespół Oasis.
To jednak nie wszystko. Ten charakterystyczny, na wskroś brytyjski klimat znalazł swoje odzwierciedlenie także w innych dziedzinach. Mowa wszak o czasach, gdy najważniejszą postacią na scenie politycznej Zjednoczonego Królestwa okazał się lider Partii Pracy, przez dekadę premier Tony Blair, a do kin wchodziły produkcje dziś uważane (i słusznie) za kultowe – „Trainspotting” czy „Human Traffic”. Ba, ten zbiór filmów doczekał się nawet określenia „britpop cinema”. Właśnie wtedy, gdy sukces osiągnął zespół Albarna, formowało się coś, co zdefiniowało ówczesną „brytyjskość”.
Wydana 21 lipca dziewiąta płyta Blur zabiera nas do nieco innego muzycznego świata. Próżno szukać tu – co wcale nie jest wadą! – skocznych przebojów pokroju „Song 2” czy „Girls & Boys”. Stosunkowo wolne tempo i klimat towarzyszący „The Ballads of Darren” są przede wszystkim spójne z tematyką poruszaną w tekstach, również innych niż przed laty. W jednym z wywiadów dotyczących reaktywacji zespołu perkusista Dave Rowntree żartował, że na przestrzeni lat członkowie Blur stali się ludźmi, o których kiedyś sami pisali piosenki.
Być może w niektórych, bardziej przyziemnych aspektach, faktycznie tak jest, ale nie należy generalizować. Koniec końców, nie wszyscy 50-latkowie nagrywają udane solowe płyty, równolegle z pracą nad ścieżkami dźwiękowymi do popularnych seriali („The End of The F***ing World”, „I’m Not Okay With This”) i koncertami na wypełnionym po brzegi stadionie Wembley (a tak się przecież stało po reaktywacji jednego z największych zespołów na świecie, którego są częścią). Blur, w swojej obecnej postaci, głębszej i bardziej emocjonalnej, może być niezwykle atrakcyjny zarówno dla osób, które z nostalgią wspominają ich występy na Glastonbury po wydaniu „Parklife” (1994), jak i tych, dla których ich twórczość jest zupełnie nowa, a kultowość britpopu obca.
tekst: Maciej Jankowski, Radio Nowy Świat
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement