Są tacy, którzy kupują wymarzone ubranie na ważną imprezę. Nie odrywają metek, tylko chowają je i dumnie kroczą w nowym stroju. Następnego dnia zwracają ubiór do sklepu. W taki sprytny sposób od lat radzą sobie "oszczędni" kupujący, którym szkoda pieniędzy na „zbędne” ubrania, a chcą wyglądać dobrze. Jak się okazuje ten oszukańczy, trącący cebulą trend dotarł już na Instagram.
Jednak jego internetowi amatorzy posuwają się o krok dalej. Nie chodzi już w zasadzie o to, aby w chwilowo nabytej kreacji pokazać się przy okazji chociażby spotkania z kimś. Potrafią kupić ubrania tylko po to, aby zrobić sobie w nich zdjęcie. Być może skłania ich do tego sławny hasztag #outfitoftheday (w skrócie #ootd), pod którym kryje się cała gama przeróżnych, dopieszczanych z niezwykłą starannością ubraniowych zestawień.
Z konkretnym sondażem przychodzi firma kredytowa Barclaycard. Wychodzi na to, że jeden na dziesięciu Brytyjczyków nabywa ubrania tylko po to, aby zrobić w nich sobie zdjęcia i dodać je na swoje media społecznościowe. Zaraz po tym jak strój ze stosownym hashtagiem zbierze odpowiednią ilość lajków, ubrania niezwłocznie zwracane są do sklepów. Badanie przeprowadzano wyłącznie wśród osób dorosłych, co całkiem zaskakujące, biorąc pod uwagę liczebną przewagę, jaką na portalach społecznościowych stanowią nastolatki. Kolejnym zaskoczeniem może być fakt, że zdecydowaną większość tymczasowych nabywców ubrań stanowią mężczyźni.
Marki odzieżowe szybko podchwyciły temat. Powstają sklepy takie jak między innymi Fashion Nova, które produkują ubrania stworzone typowo na potrzeby mediów społecznościowych – nosisz je raz, może dwa, robisz zdjęcia. I nawet jeśli je zwrócisz, sklep tak naprawdę nie traci na tym wiele, pod warunkiem, że otagujesz go pod swoim zdjęciem. Inni wprowadzają możliwość tzw. „wypróbowania” ubrań w domu przed dokonaniem wpłaty. Jednak najciekawszym rozwiązaniem zdają się być wypożyczalnie ubrań, które po uiszczeniu odpowiedniej opłaty pozwalają nam cieszyć się wybranymi perełkami przez pewien czas.