Nowy rozdział w twórczości Troye'a Sivana to jego muzyczne odrodzenie — żarłoczne, surowe, zdecydowanie bardziej chimeryczne i zawzięte. Mam słabość do projektów, które składają się z dziesięciu utworów; właśnie wtedy muzyka nabiera spójności, sprawia, że przemyślany koncept góruje nad zapychaczami, nawet za cenę mniejszej liczby odsłuchań ogółu. „Bloom” z 2018 roku składa się z dziesięciu kawałków, więc cieszy mnie fakt, że Troye nadal idzie za ciosem. Właściwie powinienem uznać, że to cios idzie za Troyem, bo najnowszy album „Something To Give Each Other” jest jak ciągła walka z losem, uporanie ze złamanym sercem, zgubienie i odnalezienie siebie na nowo. Jak opisuje Sivan: „Ten album to coś, co mogę wam dać — pocałunek na parkiecie, randka zamieniona we wspólny weekend, zauroczenie, zima, lato. Impreza za imprezą i after party po after party. Złamane serce, wolność, wspólnota, siostrzeństwo, przyjaźń”.
Pass your boy the heatwave
Płytę otwiera jej pierwszy singiel. „Rush” bardzo szybko zostało okrzyknięte hitem parkietu, co nie powinno zbytnio dziwić, skoro fragment utworu został wykorzystany w klubowej scenie serialu „The Idol”, w którym Troye wcielił się w rolę Xandera. „Rush” to pochwała zatracenia się w tańcu, pocie, to poppersy, długie noce w klubach i wolne poranki w mieszkaniu nowo poznanego amanta. Plastyczny klip oddaje charakter nieskrępowanej wolności, równości, a zarazem przyzwolenia na wzajemne oferowanie przyjemności — to w końcu coś, co zgodnie z ideą całego krążka możemy sobie dawać. Do woli.
Gdy uświadomiłem sobie, że produkcją „What’s The Time Where You Are?” zajął się OzGo (Oscar Michael Görres), z marszu wiedziałem, że „Rush” będzie miał solidnego konkurenta. Nie bez przyczyny przecież producenci ze Szwecji są uznawani za najlepszych w swoim fachu. OzGo, oprócz wielu innych hitów, które ma na swoim koncie, stoi za perfekcyjnie usytuowanym „I got it bad” Addison Rae, czyli numerem stanowiącym według mnie książkowy przykład solidnego, wyłuskanego popu. To już kolejna współpraca Troye'a z Oscarem Görresem i jak się szczęśliwie okazuje, nie ostatnia na nowym krążku. „One Of Your Girls” to ulubiony utwór Sivana z „Something To Give Each Other” i słyszę, dlaczego. Synth-popowy materiał przypomniał mi nostalgię „Blue Neighbourhood”, jednak zrobił to śmielej, tak jakby Daft Punk i Max Martin znikąd wysunęli się na prowadzenie.
„One Of Your Girls” to zdecydowanie serce całego albumu. Od warstwy wizualnej, czyli klipu, w którym Troye w dragu wygina się przed Rossem Lynchem, przez idealny sposób miksu, po samo znaczenie tekstu, piosenka kreśli rytm narracji całej płyty. Troye zmaga się z utrzymywaniem kontaktów z mężczyznami, którzy uważają się za heteroseksualnych, a przynajmniej starają się uważać. „Oczekują, że będę przy nich, gdy będą tego chcieli, a kiedy wpadną w panikę, zniknę, po czym znowu wrócę, gdy będą potrzebowali. Jakbym był pozbawionym emocji obiektem. Mimo wszystko, zawsze wracałem” — przyznaje Troye. Co ciekawe, utwór posiada również drugie, bardziej personalne dno. Po rozstaniu z Jacobem Bixenmanem powstało wiele ckliwych utworów, jednak wydaje się, że to właśnie w „One Of Your Girls” Troye chciał wybrzmieć najklarowniej. Podał rękę przeszłości, pogodził się z nią, jednak zachował w sobie ułamek żalu. I trudno mu się dziwić, bo słowa zwątpienia wychodzące z ukochanych ust mogą powalić na kolana. Z drugiej strony, Troye, głowa do góry, bo jeśli już na tych kolanach jesteś, przed tobą siedzi boski Ross Lynch, z wyśrubowanym ciałem, niedopiętymi dżinsami i kowbojkami, o których Bixenman zawsze marzył. Wsiadaj!
And it breaks my heart to say I can't wait to live without you
Po odstawieniu żalu na bok, Troye myśli o nowym crushu. „In My Room” we współpracy z hiszpańskim twórcą Guitarricadelafuente odwzorowuje renowację myśli Sivana, a przede wszystkim remont jego nastawienia. Czwarty utwór krążka to nic innego jak powolne otwarcie sensualnego, pełnego niewiadomych rozdziału. Uwielbiam fakt, że w outro „In My Room” wybrzmiewa cała nazwa albumu — podobny zabieg usłyszymy też w „Got Me Started”, co tylko podbija spójność płyty i dbałość o jej najdrobniejsze szczegóły.
„Still Got It” jest chwilą słabości, retrospekcją samych dobrych chwil, tak jakby bliźniaczy humor i fizyczne aspekty kompletnie oślepiły uwagę Troye'a, która na dobre budzi się z amoku dopiero w czułym „Can’t Go Back, Baby”. Sivan nie stoi w miejscu, tylko chwyta coś, o co sam się nie prosił — „Got Me Started” sampluje memiczne „Shooting Stars” Bag Raiders i robi to w punkt. Utwór jest frywolny, a mimo to figlarnie odwzorowuje gotowość na świeże doświadczenia. Troye w wywiadzie dla Apple Music przyznał, że po rozstaniu przez długi czas czuł się emocjonalnie martwy, jednak jedna wspólna noc u boku nieznanego mężczyzny sprawiła, że nagle odżył. Teledysk do „Got Me Started” potwierdza tę teorię — dynamiczny bieg Troye'a jest symbolem pokonania blokady, uwolnienia się od niej oraz dania szansy zaufaniu. Siostrzane „Silly” i „Honey” są dawką humoru, którego ten album z pewnością potrzebował. Nie obyłoby się przecież bez połączenia house’owego stylu ze słodkim wokalem, do czego Troye już nieraz zdążył nas przyzwyczaić. „How To Stay With You” jest idealną, saksofonową klamrą całego projektu, a jednocześnie, dzięki zabawnej i nieprzekombinowanej liryce, jedną z moich ulubionych pozycji na albumie. Utwór stanowi otwarte zakończenie, którego Sivan sam nie jest pewny. Nie wie, co przyniesie przyszłość, ale jest mu z tym dobrze. Nie pali mostów, nie nienawidzi, stara się kochać wszystkich i być kochanym, choćby miało to oznaczać jedynie pasmo niewinnych pocałunków na Placu Konstytucji o czwartej nad ranem.
tekst: Bartłomiej Warowny