Advertisement

Żegnamy „Sex Education” – jak kończyć i mówić o seksie, to tylko tak [RECENZJA]

Autor: Monika Kurek
21-09-2023
Żegnamy „Sex Education” – jak kończyć i mówić o seksie, to tylko tak [RECENZJA]
Lecą napisy końcowe, a ty masz ochotę być lepszym człowiekiem.
„Sex Education”, jeden z najlepszych seriali Netflixa, przedstawia perypetię Otis — nastoletniego syna seksuolożki (w tej roli genialna Gillian Anderson), który postanawia pójść w ślady matki i za radą zbuntowanej Maeve zaczyna udzielać rad uczniom liceum Moordale High. W czwartek 21 września na Netflixie swoją premierę miał sezon finałowy.
Co sprawiło, że serial osiągnął tak duży sukces? Asa Butterfield, wcielający się w rolę Otisa, ma na ten temat pewną teorię.
Myślę, że chodzi o połączenie kilku rzeczy: szczerości, z jaką opowiadamy historie, kreślimy postacie. Nie musimy posługiwać się kliszą ani typowymi scenkami z „komediowego serialu o nastolatkach”. Moim zdaniem prowadząc te postacie w ten sposób, pozwalając im popełniać błędy, jakie popełniają, wywracamy do góry nogami oczekiwania wielu osób. Scenariusz i dialogi są dynamiczne, naprawdę zabawne. Nie ma w nich miejsca na zachowawczość. Są szczere, bezpośrednie, można się z nimi utożsamić, a do tego są cudownie wyreżyserowane, ocenia aktor.

Seks bywa niezręczny, ale to jest okej

To prawda — przywykliśmy do tego, że seks w filmach i serialach jest idealizowany. Gra wstępna jest krótka albo nie ma jej wcale, sam stosunek trwa chwilę, a prezerwatywy stosowane są w domyśle. W „Sex Education” seks bywa gorący i pasjonujący, ale bywa też wstydliwy, zabawny, niezręczny lub po prostu kiepski. Jest częścią drogi, jaką odbywają bohaterowie, którzy odkrywają siebie i otaczający ich świat.
Sezon finałowy trzyma równie wysoki poziom, co poprzednie sezony. Wraz z bohaterami, których trudno nie darzyć sympatią i czułością, eksplorujemy kolejne zagadnienia i wątki. Wpływ samopoczucia psychicznego na popęd seksualny, radzenie sobie z traumą po napaści seksualnej, żałoba po śmierci bliskiej osoby, przemoc emocjonalna, bariery, jakie muszą pokonywać osoby z niepełnosprawnościami, bolesny rozstrzał pomiędzy orientacją seksualną a religią, droga do samoakceptacji towarzysząca coming outowi czy presja związana z powrotem do pracy po porodzie.
Dużo czasu ekranowego przypada Calowi, niebinarnemu i transpłciowemu bohaterowi. Serial nie tylko poświęca dużo czasu stanowi psychicznemu Cala, ale także kwestiom technicznym i ekonomicznym, takim jak wpływ testosteronu na hormony i ciało czy koszty operacji korekty płci. Równie ważnym wątkiem są codzienne trudności, z jakimi zmagają się osoby z niepełnosprawnościami. Często są to drobne rzeczy, o których normalnie byśmy nawet nie pomyśleli, ale które składają się na to, że muszą one wykonywać naprawdę dużo dodatkowej pracy.
Twórcy doskonale zrozumieli, jakie są potrzeby widowni, i idealnie uchwycili moment. Świat jest dziś dość przytłaczającym miejscem, a ten serial pozwala się z niego na chwilę ewakuować. Daje widzom idealny świat, o którym wszyscy marzyliśmy, świat, w którym osoby są akceptowane takie, jakie są, niezależnie od pochodzenia. I jest to niezwykle piękna rzecz. To właśnie porusza mnie w tym serialu najbardziej, kiedy sam go oglądam jako jego fan, to wrażenie, że ogląda się bajkę, mówi Connor Swindells, grający Adama.

Słodko-gorzka życióweczka

Akcja finałowego sezonu toczy się w liceum Cavendish — progresywnej szkole, w której największą popularnością cieszą się mili uczniowie i każdy może być tym, kim chce. Jak to jednak w przypadku „Sex Education” bywa, nic nie jest czarno-białe. Choć początkowo antagonistką może wydawać się O., szkolna seks terapeutka konkurująca z Otisem, z odcinka na odcinek odkrywamy kolejne warstwy jej postaci. Z wielką przyjemnością ogląda się także dalszy rozwój postaci, które na początku historii chciałoby się wrzucić do szufladki antagonistów. Jednym z wielu plusów „Sex Education” jest to, że tutaj nie ma antognistów — są tylko ludzie, którzy uczą się, popełniają błędy, błądzą i starają się być lepsi, z lepszym lub gorszym skutkiem.
Mam nadzieję, że to będzie swojego rodzaju przytulenie z telewizora. Bardzo chciałam zrobić serial, który sama chciałabym oglądać, gdy byłam nastolatką. To by dla mnie dość trudny wiek. Gdyby istniał serial, który pokazuje, że można być innym i nie zawsze pasować do reszty, że nadal można kochać siebie, mieć wspaniałe życie i przyjaźnie – taki serial wiele by dla mnie wtedy znaczył. Ten serial to coś, co wynurzyło się z głębi mojego serca, więc mam nadzieję, że ludzie mogą z tego czerpać, wyrażana nadzieję Laurie Nunn, twórczyni serialu.
Ostatnie odcinki finałowego sezonu są piękną klamrą historii opowiadanej przez twórców, Nie ma tutaj dramatycznych zwrotów akcji czy cliffhangerów, mających wytrącić widza z równowagi. Zamiast tego jest słodko-gorzka życióweczka, za którą tak bardzo kochamy „Sex Education”. Jest zachęta do tego, aby pytać, eksperymentować, odkrywać i przede wszystkim — nie bać się być człowiekiem.
Jest też optymistyczna przypominajka, że czasem trudno jest być dobrym człowiekiem, ale warto się starać. Gdzieś w połowie zresztą pada ładne zdanie, które wyjątkowo zapadło mi w pamięć: „Musisz uwierzyć, że zasługujesz na dobre rzeczy”. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że na przestrzeni czterech sezonów ten serial pomógł niezliczonej ilości osób, bo w bardzo wielu społeczeństwach i kulturach seks wciąż uznawany jest za coś wstydliwego. Dzięki „Sex Education", tak to się robi!
mat. pras. Netflix
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement