„Nie jestem tylko siostrzeńcem premiera"
„- Szanuję go jako wujka, to członek mojej rodziny. Jest mi przykro, że ma takie poglądy, a nie inne i staram się w polityce patrzeć na niego po prostu jak na premiera. A z rodziną o tym po prostu nie rozmawiam (...) Ja z moim wujkiem rzadko się spotykam. On mieszka w Warszawie, ma swoją rodzinę. Gdy w rodzinie pojawi się temat polityczny, ja się wypowiem, ale sam staram się nie wywoływać tego tematu. Patrząc na to co się dzieje w Polsce, to chyba klasyczny, rodzinny przypadek. Wszyscy jesteśmy podzieleni -”, powiedział Broda w wywiadzie dla magazynu „Replika".
Franek Broda jest osiemnastoletnim aktywistą LGBT oraz siostrzeńcem premiera Mateusza Morawieckiego. W przeszłości wielokrotnie krytykował partię rządzącą. Komentował m.in. słowa posła Prawa i Sprawiedliwości Jacka Żalka („LGBT to nie ludzie, to ideologia"), nominację Przemysława Czarnka na ministra edukacji czy kampanię prezydenta Dudy wymierzoną w społeczność LGBT. W listopadzie zorganizował we Wrocławiu akcję palenia zniczy dla ofiar kardynała Gulbinowicza. Brał także udział w protestach Strajku Kobiet. W wywiadzie udzielonym „Replice" przyznał, że politycznie jest mu najbliżej do Nowoczesnej i Lewicy. Według Brody Polską mógłby rządzić Krzysztof Śmiszek, partner Roberta Biedronia oraz poseł Lewicy. Jeśli nie Krzysztof Śmiszek, to Adam Szłapka, czyli poseł Nowoczesnej.
W rozmowie z Tomaszem Piotrowskim aktywista opisał nie tylko swoją relację z premierem Morawieckim, ale także z rodzicami, z którymi również nie dogaduje się politycznie. W zeszłym roku zaprosił na święta swojego chłopaka, a rodziców postawił przed faktem dokonanym. Do wizyty jednak nie doszło, ponieważ partner Brody odmówił. Jak wyjaśnił, nie był gotowy.
„- Mieszkam sam, wyprowadziłem się. Doszedłem do takiego konsensusu z rodzicami, oni zgodzili się na takie rozwiązanie, wynajęli mi mieszkanie. Nie chcę mówić zbyt wiele. To są moi rodzice, niejednokrotnie prosili mnie, żebym o nich nie mówił. Jakoś sobie daję radę. Nie dogaduję się z nimi politycznie, robię wszystko, żeby dogadywać się z nimi jakkolwiek. I tyle. A że jestem buntownikiem od dziecka... to jakoś mi się udaje tak żyć”, zdradził Broda.
Broda opowiedział ponadto o homofobii, której doświadczył w szkole.
„- W pierwszej klasie liceum przyszedłem do szkoły z pomalowanymi ustami, wśród uczniów były oczywiście osoby, które dziwnie na mnie patrzyły. To zdarza się zawsze – są znajomi, którzy uważają to za chorobę, którzy sądzą, że to się jakoś leczy i z lubością używają wyzwiska "pedał". Gorsza reakcja spotkała mnie ze strony jednej z nauczycielek. Widząc moje pomalowane usta na zajęciach, przy całej klasie poprosiła, czy mógłbym to zmyć, bo jej się to nie podoba. Nie chciałem się z nią kłócić, wszczynać burd, zrobiłem to, mówiąc, że następnym razem, jak jej się to nie będzie podobać, to niech zamknie oczy”, wyjawił aktywista.