Advertisement

Serial "Na cały głos" jest równie udany, jak "Czarnobyl", a przeszedł bez echa. Niesłusznie

Autor: Karol Owczarek
14-08-2019
Serial "Na cały głos" jest równie udany, jak "Czarnobyl", a przeszedł bez echa. Niesłusznie

Przeczytaj takze

Gdybym kierował się paranoiczną wizją dziejów, jak główny bohater "Na cały głos", myślałbym że mała popularność tego serialu to efekt spisku narodowo-katolicko-masońsko-reptiliańskiego. Właśnie wyemitowano ostatni odcinek, nie widać jednak zbyt wielu dyskusji wokół tej produkcji, niewiele w sieci i mediach zachwytów, jak i krytyki. Na globalnym IMDb oceniło ją zaledwie niewiele ponad dwa tysiące osób, na polskim Filmwebie - tysiąc.
Przykro patrzeć na tak mikry odbiór, gdyż w zalewie seriali i filmów, akurat ta pozycja zdecydowanie się wyróżnia, zarówno ze względu na bardzo ważną społecznie, niezwykle aktualną tematykę, jak i znakomitą realizację. Siedem odcinków historii wzlotu i upadku szefa konserwatywnej stacji informacyjnej ogląda się z zapartych tchem. Ukazane mechanizmy manipulowania obrazem rzeczywistości i urabiania widzów, stosowane od połowy lat 90. przez Rogera Ailesa - medialnego szarlatana i skrajnego cynika - są dziś z powodzeniem rozwijane, zarówno przez jego Fox News, jak i polską telewizję publiczną pod nową władzą. Do tego rewelacyjni Russell Crowe, Naomi Watts i Sienna Miller w osadzie. To serial skazany na sukces, który sukcesu nie odniósł.
"Na cały głos" z chirurgiczną precyzją pokazuje, dlaczego takie postaci jak Donald Trump mogły dojść do władzy, z czego wynika zjawisko mediów tożsamościowych i radykalizowanie się postaw zarówno konserwatystów, jak i liberałów, a także jak powoli kończy się epoka wszechmocnych panów i władców, którzy przez lata mogli molestować i mobbingować podwładne.
Żyjemy w czasach, kiedy poważnie traktowane są "fakty alternatywne", masowo generowane insynuacje oczerniające wrogów ideologicznych stają się obowiązującą narracją i punktem odniesienia, a głupota i kłamstwo zamiast kompromitować, są premiowane. Tego wszystkiego nie wymyślił i nie narzucił nam grany przez Russella Crowe'a szef Fox News, Roger Ailes. To on jednak wyczuł gniew konserwatywnej, ignorowanej przez liberalne mainstreamowe media części społeczeństwa. Umiejętnie skanalizował jej instynkty i emocje, dał jej to, czego łaknęła - poczucie godności. Jednocześnie, w swojej bezpardonowej walce o rząd dusz, uwolnił demony - skrajnego nacjonalizmu, ksenofobii i pogardy dla mniejszości.
Rogera Ailesa, działającego coraz ostrzej i bez skrupułów, nie mogli obalić, ani magnaci medialni, ani politycy, ani opinia publiczna. Fox News przynosił (i nadal przynosi) ogromne dochody i miał najlepszą oglądalność wśród prywatnych stacji na kablówce, jego szef był zatem nie do ruszenia. Pokonała go dopiero jego była pracowniczka, znana dziennikarka Gretchen Carlson. Tuż przed falą #MeToo, rzucając na szalę karierę i rodzinę, oskarżyła Ailesa m.in. o molestowanie seksualne.
"Na cały głos" to jedna z tych produkcji, którą powinien obejrzeć każdy, kto chce zrozumieć nieco więcej z otaczającego nas chaosu medialnego i politycznego. To także wciągające studium przypadku tyrana, a zarazem geniusza, który od zera zbudował stację, która narzuca ton amerykańskiej polityce i daje (złe) wzorce reszcie świata.
Serial "Na cały głos" oparty został na książce Gabriela Shermana "The Loudest Voice in the Room", w której znalazły się wywiady z ponad 600 osobami oraz reportaże Shermana publikowane na łamach "New York Magazine". Wszystkie siedem odcinków można oglądać w HBO GO.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement