Były gargantuiczne, agresywne i rządziły planetą. Tak można streścić masowe postrzeganie dinozaurów. Zdefiniowała je już sama zbiorcza nazwa nadana tym pradawnym istotom. Pionier paleontologii Sir Richard Owen ukuł termin „dinozaur” w połowie XIX wieku, będąc pod wrażeniem niewyobrażalnego majestatu stworzeń, po których pozostały jedynie fragmenty ogromnych szkieletów. Biolog postanowił sięgnąć do greki w poszukiwaniu adekwatnego określenia. Człon „saurus”, oznaczający „jaszczurkę”, w świetle kolejnych odkryć wydaje się coraz bardziej wątpliwy. To samo dotyczy poprzedzającego je słowa „deinós”, któreoznacza coś okropnego lub przerażającego. W ten sposób zmiennocieplna fauna zamieszkująca Ziemię przed milionami lat – mimo bardzo ograniczonych informacji dotyczących jej rzeczywistych zwyczajów – otrzymała na wieczność miano „straszliwych jaszczurów”, co mogło z gruntu ukierunkować jej postrzeganie.
Zimna czy gorąca krew?
Zrekonstruowanie zmieniającego się postrzegania pradawnych gadów (?) to materiał na pękatą książkę. Zanim w ogóle niezwykle religijne społeczeństwa były w stanie zaakceptować darwinistyczne koncepty dopuszczające istnienie zamieszkiwanego przez nas świata przez więcej niż tysiące lat, potencjalna rekonstrukcja mogła opierać się jedynie na dostępnych w danym czasie materiałach. Obleczenie znajdowanych szkieletów w mięśnie, miękkie tkanki, łuski czy pióra to niezależnie od epoki wynik śledztwa i domysłów, których nie można być w stu procentach pewnym. Zawsze będzie to wizualizacja opierająca się na konkretnych tezach oraz rodzaj propozycji. W kontekście zbiorowego imaginarium i masowej popkultury kluczowa jest debata dotycząca zimno- lub gorącokrwistości dinozaurów, czyli zmienno- lub stałocieplności. Zimnokrwistość jest współcześnie domeną przede wszystkim ryb, płazów i gadów, a także sprawia, że temperatura ich ciał oraz tempo procesów życiowych są uzależnione od czynników zewnętrznych. Skojarzenie dinozaurów ze wspomnianymi gromadami oraz konkluzja dotycząca zmiennocieplności archozaurów jako takich wydają się logiczne. Jednak już od zarania dysput dotyczących darwinizmu wykazuje się coraz więcej ewolucyjnych powiązań między dinozaurami a współczesnymi ptakami. To z kolei przemawiałoby na korzyść tezy o stałocieplności. Dlaczego to istotne? Opowiedzenie się po którejś ze stron tego podziału może naturalnie pociągać za sobą wiele innych cech dotyczących temperamentu oraz określonych zachowań organizmów, które dumnie kroczyły po Ziemi. Od połowy XIX wieku przez około sto lat w kręgach naukowych przeważało jednak założenie, że były to powolne, ociężałe stworzenia, a ich dużo bardziej żywiołowy i brutalniejszy wizerunek zaczął kształtować się poważniej w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia.

Scipionyx, National History Museum, Mediolan
Kluczowa dla tej wolty była praca naukowa „The superiority of dinosaurs”napisana w 1968 roku przez Roberta Bakkera, zaledwie dwudziestotrzyletniego paleontologa propagującego tezy dotyczące aktywnego charakteru zwierząt, które zaginęły w mrokach dziejów. Siedem lat później na łamach „Scientific American” Bakker opublikował artykuł „Dinosaur Renaissance”, który nadał nazwę całemu prądowi myślowemu. Ten renesans miał zmienić postrzeganie kopalnych gadów. I mimo zażartej środowiskowej polemiki ostatecznie doprowadził do zmiany myślenia na dużą skalę, gdy temat podłapał jeden z najsłynniejszych reżyserów filmowych w historii kinematografii.
„Park Jurajski”
Nie da się dyskutować na temat dinozaurów bez poruszenia wątku „Parku Jurajskiego”. Dzieło Stevena Spielberga to nie tylko jeden z kamieni milowych w rozwoju współczesnych blockbusterów (a przecież filmowiec w zasadzie wynalazł je, tworząc „Szczęki” w 1975 roku) i wciąż imponujący od strony technicznej seans. To przyczyna, dla której dinozaury nadal są w ogóle obecne w popkulturowym krajobrazie, a także źródło kalek i nieścisłości mogących sprawiać, że jeszcze przez wiele dekad gruntować się będzie najpewniej nierzetelny obraz milionów lat ziemskiej historii. Oczywiście, wymaganie od filmu nastawionego na rozrywkę kurczowego trzymania się – i tak spornej – faktografii byłoby naiwnością. Nie zmienia to faktu, że sam Spielberg chciał trzymać w ryzach fabułę i zawrzeć możliwie jak najwierniejszy obraz dinozaurów. Przy „Parku Jurajskim” pracował cały zespół konsultantów, a najsłynniejszym z nich był Jack Horner mający dbać o zgodność przedstawień tyranozaurów, welociraptorów, triceratopsów i pozostałych stworzeń. Setki osób włożyły mnóstwo pracy w przedstawienie dinozaurów w rzetelny biologicznie sposób i należy to docenić. Z obecnego punktu widzenia wiadomo już, że wiele prehistorycznych gatunków mogło nie być pokrytych łuskami. Ich rzeczywiste rozmiary także zostały w większości przerysowane (a czasami niedoszacowane). Kluczowe wątpliwości można mieć jednak na płaszczyźnie behawioralnej i dotyczą one charakteru tych zwierząt. Nawet jeśli na planie znajdowały się osoby posiadające odpowiednią intuicję, musiała ona ustąpić fabularnym prawidłom. Film, w którym Alan Grant, Ellie Sattler oraz Ian Malcolm zwiedzają ogromne połacie zieleni wypełnione przez imponujące, ale spokojne stworzenia, raczej nie byłby wielkim hitem. Prawa dotyczące dramaturgii wymagały stworzenia zagrożenia i zostało ono uosobione przez głupawe, żądne krwi gady, które musiały także wyglądać groźnie. Z dużym prawdopodobieństwem dużo groźniej niż w rzeczywistości. 
Po premierze „Parku Jurajskiego”, nie mówiąc o następnych częściach wciąż produkowanej sagi, wszystko poszło z górki. Całe pokolenie dzieciaków zostało zainfekowane konceptem wymarłych drapieżców nieprzypominających czegokolwiek, co nadal stąpa po Ziemi. Echa tego sejsmicznego wstrząsu czuć do dzisiaj. W Polsce obecnie znajduje się co najmniej dwadzieścia jeden parków dinozaurów, w oczywisty sposób wzorowanych w jakimś stopniu na pomyśle Spielberga. Mimo wielu faktycznych starań naukowcy nie są w stanie wskrzesić prastarych jaszczurów, parki te zostały więc wypełnione w dużej mierze statycznymi przedstawieniami wielkich gadów, a rodziny tłumnie przyjeżdżają, by spędzić wolny czas wśród majestatycznych gigantów, poczytać nieco na temat ich zwyczajów, rychłego końca ich istnienia, a także procesu, który sprawił, że to ostatecznie człowiek rozplenił się po całej planecie i zajął miejsce dinozaurów. Zdecydowana większość wystawianych rzeźb to jednak kalki przedstawień z filmu Spielberga i warto w końcu przejść do badań oraz odkryć, które polemizują ze wspomnianym wizerunkiem, a także postarać się na nowo opisać historię trzeciej planety od Słońca.
Starania dojścia do prawdy
Zacznijmy od tego, że teorie stojące za wizualizacjami potencjalnego wyglądu dinozaurów zawsze wiązały się ze stanem materiału badawczego. Im lepiej zachowany szkielet oraz inne skostniałe szczątki, tym więcej można się dowiedzieć. W 2015 roku na terenie Chin odnaleziono kompletny zestaw kości welociraptora. Perforacje na poszczególnych kościach jednoznacznie wskazują, że gad był pokryty przede wszystkim piórami, a nie łuskami, i według żartobliwego komentarza profesora Paula Barretta z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, udzielonego na potrzeby dokumentu „Prehistoric Planet”, „bardziej przypominał straszliwego indyka”. Wizualizowanie kanonicznie niebezpiecznego stwora pokrytego piórami, a nie łuskami, w teorii sprawia, że wydaje się mniej groźny. Można jednak przypuszczać, że dzięki tej charakterystyce zwinne gady były w stanie dotrzeć w miejsca niedostępne dla innych drapieżników, co otwierało przed nimi nowe przestrzenie do polowań.
Brontosaurus, Charles Robert Knight, 1897
Welociraptor to obecnie jeden z co najmniej sześćdziesięciu gatunków, które wedle ustaleń miały więcej wspólnego z współczesnymi ptakami niż gadami. Tu znowu pojawia się spór dotyczący zmienno- i stałocieplności, który w dużej mierze warunkuje te podziały. Coraz więcej propozycji przemawia także za dinozaurami mogącymi przypominać wielkie, kosmiczne gryzonie, nie zaś skrzydlatą bądź pokrytą łuskami faunę. Całkowicie hipotetyczna pozostaje kwestia umaszczenia. Dotychczasowe prezentacje sugerowały, że najsłynniejsi przedstawiciele mezozoiku byli dość monotonnie ubarwieni, skąpani w szarościach, brązach i oliwkowej zieleni. W tej palecie pomarańcz stanowi najbardziej jaskrawy i najciekawszy odcień. Połączenia ze światem ptaków sugerują z kolei, że pióra mogły pełnić podobne funkcje, co obecnie – odstraszające inne drapieżniki lub zachęcające płeć przeciwną. Do świata wizualizacji wkroczyło więc dużo więcej koloru, co spowodowało, że proponuje nam się wizję przerośniętych pawi posiadających wielkie pazury i ostre zębiska. Pojedyncze odkrycia mogą jednak w każdej chwili sprawić, że będziemy świadkami jeszcze bardziej odjechanych pomysłów.

Diplodocus, Oliver P. Hay, 1910
Nieobecnym na Ziemi od ponad sześćdziesięciu sześciu milionów lat dinozaurom byłoby raczej obojętne, jak są teraz przedstawiane, i nie dopatrywałyby się zakłamywania dziejów oraz ich faktycznego wizerunku. Ale kształtowanie wyobrażenia przeszłości, tak jak w wypadku czasów nam bliższych (bo dzieje się to nieustannie w wypadku XX wieku i innych fragmentów historii nowożytnej uznawanych za kluczowe do rozwoju danych państwowości), to narzędzie władzy i, oczywiście, maszynka do zarabiania pieniędzy. Świetnie opowiada o tym „Sprzedam dinozaura. Paleontolodzy, kolekcjonerzy i przemyt skamielin” autorstwa Paige Williams. Opowieść ta przypomina, że to, co możemy postrzegać jako wspólne starania w kierunku naświetlenia nieznanej nam zupełnie i niewyobrażalnie odległej przeszłości, w rzeczywistości zawsze jest podszyte walką o władzę. Nie tylko wedle orwellowskiego refrenu o tym, że „kto kontroluje przeszłość, kontroluje też przyszłość”. Każde państwo chce móc przyciągać zwiedzających wielkimi szkieletami w swoich muzeach oraz dokładać się do rozwiązania jednej z najbardziej fundamentalnych zagadek dotyczących losów świata. Wiedza to potęga i z tej potęgi zawsze ktoś korzysta. Pozostaje liczyć na to, że zwycięzcami tej potyczki zostaną same dinozaury, nawet jeśli nie były przerażającymi jaszczurami, lecz czymś zupełnie innym.