Advertisement

[Z archiwum K MAG] VTSS: DJ-ka z Warszawy, która podbija kluby na całym świecie [WYWIAD I SESJA]

28-02-2025
[Z archiwum K MAG] VTSS: DJ-ka z Warszawy, która podbija kluby na całym świecie [WYWIAD I SESJA]
Martyna Maja pochodzi z Warszawy, rozkręciła karierę w Berlinie, a obecnie mieszka w Londynie, choć i tak niemal każdy weekend spędza w innym zakątku globu. Świat poznał VTSS dzięki industrialnemu techno, które kruszy mury, ale ten rozdział w karierze producentki i DJ-ki powoli dobiega końca. Zwiastunem nowego kierunku jest EP-ka „Circulus Vitiosus”, wydana nakładem prestiżowej Ninja Tune, gdzie po raz pierwszy słyszymy wokal Mai. Marzenia są do spełnienia, pewność siebie i wiara w swoje możliwości to dwie różne sprawy, a cringe jest świetnym nauczycielem.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 115 Między słowami / Lost in Translation, tekst: Cyryl Rozwadowski. English version below.
Lubisz udzielać wywiadów?
Bardzo nie. Zdarza mi się słowotok, przez co często żałuję niemal wszystkiego, co powiedziałam, a internet lubi łapać za słówka. Staram się omijać wywiady na żywo, preferuję pisemne, żeby móc zastanowić się dwa razy.
Dobra, mimo wszystko spróbujmy. Mieszkałaś w Warszawie i Berlinie, obecnie twoją bazą jest Londyn. Czy któreś z tych miejsc traktujesz jako dom?
Zawsze byłam nomadką. W szczególności Berlina nigdy nie traktowałam jako domu, teraz wręcz go unikam. Mój dom jest tam, gdzie mój pies Mauro. Obecnie mieszkam w Londynie, ale może niedługo zamienię go na Nowy Jork. Przez ostatnie pięć lat – z wyłączeniem pandemii – ciągle byłam w trasie, praktycznie co weekend grałam gdzie indziej. Nie przywiązuję się do miejsc, podstawą mojego funkcjonowania jest dobra relacja z samą sobą. Tęsknię wyłącznie za psem. Nauczyłam się żyć w drodze i nie zgubić siebie. Lubię zmiany, resety i odświeżające bodźce, które dostarczają mi inspiracji.
Jest coś w twojej twórczości, co identyfikujesz jako wyjątkowo polskie?
Teraz nie jest to takie oczywiste. Nie wiem, czy przemawia przez to jakiś duch narodowy, ale podejście DIY to coś, czego nauczyłam się właśnie w ojczyźnie, na warszawskiej scenie. Niezależnie od tego, co robię, korzystam z metod, które niektórzy zapewne uznaliby za surowe czy nawet prymitywne.
Dlatego, że w Polsce zwykle trzeba kombinować?
Tak, scena w Polsce zawsze była niedofinansowana. Większość rzeczy trzeba robić samemu, nieraz chałupniczymi metodami. Musiałam się do tego przyzwyczaić i nadal da się to wyczuć w sposobie mojej pracy oraz produkcji. Gdy zaczynałam tworzyć muzykę w Abletonie, miałam do dyspozycji komputer ze słabą pamięcią RAM, dlatego pewne efekty osiągałam, korzystając z okrężnych ścieżek. Z tych czasami ekscentrycznych i niekanonicznych metod wciąż korzystam. Wracając do pytania, mojatożsamość narodowa nie ma wielkiego znaczenia w mojej muzyce. Po prostu pracuję nad sobą i niektórych rzeczy pragnę się pozbyć, na przykład cech, które uznaję za narodowe. W mojej ocenie jednak Polki i Polacy nie wspierają się dostatecznie mocno. Zaczynając karierę, nie czułam wsparcia w swojej ojczyźnie ani ze strony sceny, która za mną stała.
To kwestia zaufania do ludzi?
Nie czułam, by moją muzykę specjalnie dostrzegano. To jednak było dobrych kilka lat temu, kiedy jeszcze sporo mówiło się o miejscu kobiet na scenie techno. Ważniejsze od muzyki stały się inne rzeczy, a komentarze w stylu: „Ona ma bookingi, bo się z kimś przespała” były na porządku dziennym. Kto by pomyślał o mówieniu czegoś takiego dzisiaj? Oczywiście, zdarzały się pojedyncze osoby, które mocno mnie wspierały, ale wciąż brakowało mi tej otuchy.
Szukasz w ogóle miejsca, w którym mogłabyś osiąść i zaznać stałości, czy cię to nie interesuje?
Póki co nie da się tego połączyć z moim stylem życia. To mój wybór, choć rzeczywiście coraz mocniej zastanawiam się nad stałością, ponieważ pewne rzeczy już mnie męczą. Myślę perspektywicznie o swojej karierze i podejmuję konkretne decyzje, które pozwolą mi w pewnym momencie gdzieś się zakorzenić. Potrzebuję jeszcze kilku kluczowych kroków, by do tego dojść.
W czasie występów bije od ciebie pewność siebie. Miałaś ją w sobie czy to coś, co wykształciłaś na scenie?
Kiedyś nie miałam w sobie pewności względem tego, co robię i kim jestem. Tak było chociażby w czasach, gdy grałam imprezy Brutażu [wieloletniego, nieistniejącego już cyklu imprez z muzyką techno i eksperymentalną – przyp. red.]. Teraz uczęszczam na terapię, co pozwala mi spojrzeć na siebie z tamtego okresu, i wiem, że część moich zachowań wynikała właśnie z braku pewności siebie. Dużo decyzji, również muzycznych, podejmowałam, by pokazać, że jestem wystarczająco dobra albo nawet lepsza od innych. Teraz udowadnianie nieokreślonym ludziom własnej wartości znajduje się na samym dole listy moich priorytetów. Trzy lata temu, w czasie pandemii, zaczęłam iść w kierunku, który naprawdę mnie satysfakcjonuje i którego jestem pewna. Oczywiście, konkretne decyzje przynoszą różne reakcje – szczególnie ludzie z Polski mnie krytykują, co jest zabawne. Moja przyjaciółka, Gabi, świetnie to przedrzeźnia: „Martynka, to zły ruch, musisz ratować swoją karierę”. Krytykujący zawsze piszą do mnie zdrobniale i po imieniu. Bije od nich pewność, że wiedzą, co jest dla mnie dobre, jakby znali moje ambicje i osiągnęli coś podobnego w pokrewnej dziedzinie, choć jedyne, co nas łączy, to wzór paszportu. Kiedy przestałam słuchać ludzi, którzy uważali, że mogą dawać mi rady, zyskałam wolność i prawdziwą pewność siebie. Odważyłam się pójść w innym muzycznym kierunku, wyszłam z techno-bańki. Nigdy zresztą nie twierdziłam, że utożsamiam się wyłącznie ze sceną techno albo nawet do niej należę. Zawsze grałam eklektycznie, lecz według purystów zdradzałam jakieś ideały.
Mam pod ręką cytat z twojej rozmowy z magazynem „The Face”: „Czasami chciałabym mieć czystą kartę i zacząć od zera, bo czuję brzemię pewnych oczekiwań, a wiele osób chciałoby, żebym poległa, bo robię coś innego niż wcześniej”. Niejako już odpowiedziałaś na pytanie, co to za osoby i jaką krzywdę im zrobiłaś, ale warto jeszcze się nad tym pochylić.
Każdy kraj ma scenę o nieco innej specyfice. Cenię Londyn za brak gatunkowych ograniczeń. Można tutaj znaleźć mnóstworóżnych brzmień, a podstawą funkcjonowania jest miksowanie wpływów i stylistyk. To niezwykle inspirujące. W Polsce jest znacznie więcej dogmatyzmu i to właśnie polskojęzyczne komentarze zwracają uwagę, że coś, co puściłam „nie jest techno”. Mogę jedynie odpowiedzieć: „Wiem, that’s the point”. W Polsce pomstuje mentalność, że jeśli słyniesz z konkretnej rzeczy, konsekwentnie musisz się jej trzymać. Wcześniej zapytałeś o pewność siebie, której kiedyś faktycznie mi brakowało. Miałam za to wielką wiarę w siebie i wiedziałam, że mogę osiągnąć naprawdę dużo. To może brzmieć arogancko, ale moi rodzice we mnie wierzyli i pielęgnowali tę wiarę we mnie. Testuję swoje ograniczenia i jak na razie z powodzeniem robię rzeczy, prąc do przodu.
Lubimy oglądać filmy opowiadające o przełamywaniu słabości i skomplikowaniu ludzkiej natury, lecz w praktyce szufladkujemy artystki i artystów, spłaszczamy ich obraz i odbieramy im prawo do rozwoju.
Wyznaję zasadę „cringe mountain”. Zanim osiągniesz coś spektakularnego, musisz robić małe rzeczy, które mogą zostać uznane za pretensjonalne. Oceniają to ludzie, którzy nawet nie zaczęli się wspinać, dlatego negatywne oceny i poczucie, że odstraszam konserwatywny fanbase, stanowią dla mnie jedynie motywację. Gdy pierwszy raz byłam w Berghain [najsłynniejszym berlińskim klubie techno – przyp. red.], postanowiłam, że w ciągu pięciu lat tam zagram. Udało mi się, nawet trochę szybciej. Z kolei w 2020 roku fantazjowałam, że super byłoby wydać coś w Ninja Tune. Dałam sobie dwa lata i dokładnie tyle wystarczyło, bo ukazała się tam moja ostatnia EP-ka. Niektóre marzenia mogą zdawać się urojeniami, ale znajdują się w moim zasięgu i je realizuję. Nie sabotuję siebie samej, nie wierząc w to, co robię, bo ostatecznie moim jedynym pewnikiem jestem ja sama. Zawsze utrzymywałam się gdzieś z boku, nie przynależałam do konkretnej grupy. Potrafiłam zagrać na Unsoundzie, w Instytucie czy w Luzztrach. Nie miałam wokół siebie zintegrowanego środowiska, a zamiast tego przywiązałam się do siebie samej i to mi pomogło, nawet jeśli nie było łatwo. Jakkolwiek egoistycznie to nie brzmi, w pierwszej kolejności trzeba wspierać siebie, inaczejżadne wsparcie z zewnątrz nie pomoże. Uczestniczyłam też w terapii dla artystów skierowanej na relacje kreatywne oraz relację z samą sobą, gdzie skupiałam się na poszukiwaniu złotego środka w wierze we własne możliwości i umiejętności bez popadania w pychę.
Ciekawie to wygląda w kontekście strefy komfortu – dbasz o jej zasięg, ale świadomie z niej wychodzisz i konfrontujesz z tym swoją publiczność.
O to chodzi. Za każdym razem, gdy opuszczasz tę strefę, spotykasz się z oporem. Trzeba nauczyć się patrzeć ludziom w oczy także wtedy, kiedy mówią ci okropne rzeczy. Nie tylko hejterom, ponieważ znajomi z Warszawy też podśmiewali się z moich celów. Teraz nie ma z czego się śmiać.
Porozmawiajmy więc o muzycznych konkretach. Kiedy zachciałaś nagrywać piosenki i stanąć za mikrofonem, jak na „Circulus Vitiosus”?
Zawsze. Gdy miałam szesnaście lat, uczęszczałam do szkoły muzycznej, gdzie uczyłam się śpiewu jazzowego i rozrywkowego. Zatrzymały mnie jednak problemy z gardłem i guzkami śpiewaczymi, dlatego przerzuciłam się na produkcję i DJ-owanie. Dopiero w czasie lockdownu znajomy nakłonił mnie do nagrania wokali do powstającego numeru. Utwór „Make You Scream” pierwotnie był instrumentalny, chciałam go komuś oddać (to dotyczy także innych kawałków na „Circulus Vitiosus”). Wtedy usłyszałam od znajomego: „Masz bardzo specyficzny głos, nagraj wokal sama”. Byłam przerażona, ale przełamałam się i uznałam, że to jest to. Kontynuuję tę drogę – niebawem ukaże się „Steady Pace”, singiel nagrany wspólnie z Boys Noize. W ten sposób koło się zamyka, ponieważ jako szesnastolatka poszłam na swój pierwszy muzyczny festiwal, gdzie grał właśnie Boys Noize. Teraz wydajemy wspólny numer i wyruszamy w trasę, by grać back2back.
To pewnie nie koniec twoich planów. Jednoznacznie zaznaczyłaś, że „Circulus Vitiosus” nie jest pobocznym eksperymentem, lecz ważnym krokiem w twoim rozwoju.
Na pewno chciałabym więcej śpiewać i iść w tym kierunku. Muszę też szanować swoje ciało, a ono już nie chce grać co weekend od czwartej w nocy do białego rana. Pragnę wrócić do formuły występów live – tak zaczynałam w Warszawie, gdy grałam głównie techno i industrialne dźwięki. Teraz potrafię o wiele więcej. Chcę grać koncerty, odwiedzać fajne przestrzenie. Najpierw jednak potrzebuję więcej materiału i nad tym pracuję. Mam całkiem dobre powody, aby sądzić, że wszystko się uda.
VTSS (Martyna Maja) – urodzona w Warszawie producentka, DJ-ka i wokalistka, która dzięki energetycznym występom stała się jedną z czołowych postaci światowej sceny elektronicznej. Występowała na festiwalach Glastonbury, Primavera Sound, Sónar, Pukkelpop i Sziget oraz uznanych w kręgach niezależnych Unsound, Atonal, CTM. Marka Versace wykorzystała jej dwa utwory w swoich pokazach, artystka grała na także na tygodniach mody w Mediolanie, Nowym Jorku i Londynie dla brandów takich jak Diesel, Dion Lee czy KNWLS. Wzięła również udział w kampanii MSBHV.
Martyna Maja, known as VTSS, comes from Warsaw and kick-started her career in Berlin. Currently residing in London, she spends almost every weekend exploring different corners of the globe. VTSS gained recognition for her industrial techno sound, which shattered boundaries, but this chapter in her career is coming to a close. A glimpse of her new direction can be seen in her EP, “Circulus Vitiosus,” released by the prestigious Ninja Tune label, where we hear Maja’s vocals for the first time. Dreams are achievable, but self-assuredness and belief in one’s abilities are two different things, and “cringe” can be a great teacher.
Do you enjoy giving interviews?
Not really. I tend to ramble, often regretting almost everything I say, and the internet has a way of latching onto words. I try to avoid live interviews, preferring written ones so I can think twice.
You’ve lived in Warsaw, Berlin, and now London. Do you consider any of these places home?
I’ve always been a nomad. Especially Berlin, I never considered it home, and now I actively avoid it. My home is wherever my dog Mauro is. Currently, I live in London, but I might swap it for New York soon. For the last five years, except during the pandemic, I’ve been on the road, playing in different places almost every weekend. I don’t get attached to places; my core is a good relationship with myself. I only miss my dog. I’ve learned to live on the move and not lose myself. I love change, resets, and refreshing stimuli that inspire me.
Is there anything in your work that you identify as uniquely Polish?
Now it’s not so obvious. I’m not sure if it’s a national spirit, but the DIY approach is something I learned in my homeland, on the Warsaw scene. Regardless of what I do, I use methods that some might consider rough or even primitive.
Because in Poland, you often have to improvise?
Yes, the scene in Poland has always been underfunded. Most things you have to do yourself, sometimes using makeshift methods. I had to get used to it, and you can still feel it in my work and production methods. When I started making music in Ableton, I had a computer with low RAM, so I achieved certain effects using roundabout paths. I still use some of these eccentric and unorthodox methods. Returning to your question, my national identity doesn’t play a big role in my music. I just work on myself, and there are some things I want to get rid of, like traits I consider national. In my view, though, Poles don’t support each other strongly enough. When I started my career, I didn’t feel support from my homeland or from the scene behind me.
Is it a matter of trust in people?
I didn’t feel like my music was particularly noticed. However, it was a few years ago when there was a lot of talk about women in the techno scene. Other things became more important than music, and comments like “She has bookings because she slept with someone” were commonplace. Who would say something like that today? Of course, there were individual people who supported me strongly, but I still lacked that encouragement.
Are you looking for a place to settle down and experience stability, or is that not of interest to you?
For now, I can’t combine that with my lifestyle. It’s my choice, although I’m seriously considering stability more and more because some things are starting to wear me out. I think about my career in the long term and make specific decisions that will eventually allow me to root somewhere. I still need a few key steps to get there.
fot. Marta Michalak
Your performances exude confidence. Did you always have that, or is it something you developed on stage?
I didn’t always have confidence in what I do and who I am. This was especially true when I played at Brutaż parties [a long-running, now defunct series of techno and experimental music events]. Now I attend therapy, which allows me to look back at that period and realize that some of my behavior stemmed from a lack of self-confidence. I made many decisions, including musical ones, to prove that I was good enough or even better than others. Now, proving my worth to unspecified people is at the bottom of my priority list. Three years ago, during the pandemic, I started moving in a direction that truly satisfies me and of which I am sure. Of course, specific decisions have different reactions – especially when people from Poland criticize me, which is amusing. My friend Gabi mocks it perfectly: “Martynka, it’s a bad move; you have to save your career.” Critics always write to me informally and by name. They exude confidence that they know what’s best for me, as if they knew my ambitions and had achieved something similar in a related field, even though the only thing we have in common is a passport pattern. When I stopped listening to people who thought they could give me advice, I gained freedom and real self-confidence. I dared to go in a different musical direction, stepping out of the techno bubble. I never claimed to identify exclusively with the techno scene, or even belong to it. I’ve always played eclectically, but purists accused me of betraying some ideals.
I have a quote from your interview with “The Face”: “Sometimes, I wish I could start from scratch because I feel the burden of certain expectations, and many people would like to see me fail because I’m doing something different than before.” You’ve already answered to some extent who these people are and what harm you’ve done to them, but it’s worth delving into this further.
Every country has a scene with its own specificities. I appreciate London for its lack of genre constraints. You can find many different sounds here, and the basis is mixing influences and styles. It’s incredibly inspiring. In Poland, there’s much more dogma, and it’s Polish-language comments that stand out, saying that what I released “isn’t techno.” My only response is, “I know, that’s the point.” Poland often fosters the mentality that if you’re famous for one thing, you must stick to it consistently. Earlier, you asked about self-assuredness, which I did indeed lack in the past. I had great self-belief, though, and I knew I could achieve a lot. It may sound arrogant, but my parents believed in me and nurtured that belief in me. I’m pushing my limits, and so far, I’m successful, moving forward.
We like to watch movies about overcoming weaknesses and the complexity of human nature, but in practice, we label artists, flatten their image, and deprive them of the right to develop.
I follow the principle of the “cringe mountain.” Before you achieve something spectacular, you have to do small things that can be seen as pretentious. People who haven’t even started climbing evaluate it, so negative reviews and the feeling that I’m pushing away a conservative fanbase are just motivation for me. When I first visited Berghain [the famous Berlin techno club], I decided I’d play there.
It’s interesting in the context of the comfort zone – you expand its boundaries consciously and confront your audience with it.
That’s the idea. Every time you leave that comfort zone, you encounter resistance. You have to learn to look people in the eye, even when they say horrible things. Not just haters, because even friends from Warsaw used to mock my goals. But now there’s nothing to laugh about.
fot. Marta Michalak
So let’s talk about the specifics of your music. When did you decide to start singing and step up to the microphone, as you did on “Circulus Vitiosus”?
Always. When I was sixteen, I attended a music school where I learned jazz and pop singing. However, vocal problems and nodules stopped me, so I shifted to production and DJing. It was only during lockdown that a friend encouraged me to record vocals for an upcoming track. The song “Make You Scream” was originally instrumental, and I wanted to hand it over to someone (this applies to other tracks on “Circulus Vitiosus” as well). That’s when my friend said, “You have a very unique voice, record the vocals yourself.” I was terrified, but I overcame it and decided that it was the right path. I’m continuing down this road – soon we’ll release “Steady Pace,” a single recorded in collaboration with Boys Noize. This way, the circle is closing because as a sixteen-year-old, I attended my first music festival where Boys Noize was performing. Now we’re releasing a joint track and going on tour to play back-to-back.
This probably isn’t the end of your plans. You’ve clearly stated that “Circulus Vitiosus” is not a side experiment but an important step in your development.
I definitely want to sing more and pursue this direction. I also need to respect my body, as it no longer wants to play every weekend from four in the morning until dawn. I want to return to the live performance format – that’s how I started in Warsaw, playing mainly techno and industrial sounds. Now I can do much more. I want to play concerts and visit cool spaces. But first, I need more material, and I’m working on that. I have some pretty good reasons to believe that everything will work out.
VTSS (Martyna Maja) – Born in Warsaw, she is a producer, DJ, and vocalist who has become one of the leading figures in the global electronic music scene thanks to her energetic performances. She has performed at festivals such as Glastonbury, Primavera Sound, Sónar, Pukkelpop, and acclaimed events in independent music circles like Unsound, Atonal, and CTM. The Versace brand has used two of her tracks in their fashion shows, and she has performed at fashion weeks in Milan, New York, and London for brands like Diesel, Dion Lee, and KNWLS. She also took part in an MISBHV campaign.
foto photoMarta Michalak
stylizacja stylingIga Trydulska
makijaż make-upMartina Derosa
włosy hairAya Kuraoka
podziękowania dla special thanks to The Standard Hotel, LDN (www.standardhotels.com/london)
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement