Advertisement

[Z archiwum K MAG] Romantyzowanie samotności i bycia outsiderem przynosi rozczarowanie. Analizujemy wspólnotowość

Autor: Agnieszka Sielańczyk
21-02-2025
[Z archiwum K MAG] Romantyzowanie samotności i bycia outsiderem przynosi rozczarowanie. Analizujemy wspólnotowość
Człowiek przez wieki ewolucji nauczył się, że w grupie siła. Filmy takie jak „Walka o ogień” czy „The Clan of the Cave Bear” uświadamiają, że bycie częścią wspólnoty – czy to małej, jak rodzina, czy ogromnej, jak naród – miało kluczowe znaczenie dla naszego przetrwania. Wspólnota to jednak coś więcej niż tylko biologiczna konieczność. To sposób, w jaki rozumiemy się nawzajem, budujemy relacje, tworzymy kulturę i określamy swoją tożsamość. To my.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 116 Climax 2023/24.
W chwili narodzenia każdy z nas staje się częścią zbiorowości. Pierwotnie dołączamy do podstawowej jednostki społecznej, jaką jest rodzina, by następnie sukcesywnie wtapiać się w szereg innych grup – począwszy od tych związanych z przyjaźnią, przez środowiska szkolne i akademickie, aż po zawodowe, polityczne, kulturalne oraz te związane z rozrywką. Arystoteles określił przedstawiciela homo sapiens terminem „politikon zoon” (dosłownie „zwierzę polityczne”), istotą społeczną. Jesteśmy stworzeni do życia w grupie. W grupie uczymy się, jak współpracować, jak rozumieć innych, jak budować relacje. Wspólnota daje nam szansę rozwoju zdolności społecznych. To miejsce, w którym poznajemy, kim jesteśmy. Pewne funkcje mózgu ujawniają się jedynie w kontekście społecznym i tylko w perspektywie innych ludzi możemy w pełni je zrozumieć i rozwijać. To zdolności prowadzące do tworzenia kultury opartej na symbolach, języku i współdzielonych znaczeniach. Bycie częścią społeczności stanowi zatem fundament dla pełnego wyrażenia naszego potencjału i korzystania z wewnętrznych zdolności. Indywidualnie nie wykształcilibyśmy znacznej części funkcji poznawczych.
Setki lat różnych wspólnot, grup i społeczności, z którymi współpracujemy, pokazują, że jesteśmy społeczni na bardzo wysokim poziomie. To może być duża grupa lub bardzo mała – będąc jej częścią, zawsze znacznie lepiej funkcjonujemy zarówno pod kątem społecznym, jak i biologicznym. Badania osób żyjących samotnie, prowadzone na Harvardzie, dowiodły, że takie osoby żyją krócej, w gorszym zdrowiu fizycznym i psychicznym, mówi socjolog, profesor Tomasz Sobierajski.
Literacki bohater Daniela Defoe, Robinson Crusoe, pomnożony przez dziesiątki filmowych postaci zbudowanych na jego historii, rysuje obraz człowieka skrajnie zniszczonego samotną walką o przetrwanie. Najpopularniejszy z nich, „Cast Away – poza światem”, jest czymś więcej niż tylko efektowną, współczesną wersją historii Crusoe. To przede wszystkim refleksja nad znaczeniem czasu i więzi z drugim człowiekiem w świecie.

Zbiorowość czy wspólnota?

Choć ludzie często zbierają się w różnych miejscach i okolicznościach, nie każde takie zgromadzenie można nazwać wspólnotą. Istnieje różnica między zbiorowością a wspólnotą. Zbiorowość to tymczasowe zgromadzenie ludzi, takie jak koncert, impreza czy wydarzenie sportowe, gdzie relacje są doraźne i nie prowadzą do trwalszych więzi. We wspólnocie relacje są bardziej złożone, a jej członkowie dzielą wspólne normy, wartości i poczucie tożsamości.
Przebywanie w zbiorowości niczego nie zmienia. Mogą ją tworzyć jednostki ze sobą niepowiązane. Organizacja ludzka, wspólnota jest ekosystemem, grupa – nie. Grupa to ziemniaki wysypane na ulicę. Wspólnota to twór spójny, wewnątrz którego zawiązuje się wzajemne zaufanie, tłumaczy profesor Monika Kostera, socjolożka zarządzania.
Zaufanie wobec innych osób w grupie odgrywa kluczową rolę w nawiązywaniu relacji między nimi. Kształtuje się ono podczas wspólnych działań na rzecz celów zbiorowości oraz poprzez wzajemne wsparcie, o ile to wsparcie opiera się na zasadzie wzajemności. Franz Kafka w tekście zatytułowanym „Wspólnota” podaje przykład pięciu osób, których nic ze sobą nie łączy, lecz zostały uznane za wspólnotę, ponieważ znalazły się w tym samym miejscu w tym samym czasie. Taka grupa, całkowicie pozbawiona wzajemnej celowości, nie stanowi wspólnoty. Dopiero szósty, kiedy chce do nich dołączyć, wzbudza w grupie wspólne uczucia: niechęć i solidarne przeciwstawienie się jego przyłączeniu. Wówczas osoby te stają się wspólnotą. Grupa kształtuje się, gdy nawiązują się stałe relacje przekraczające jednorazowe interakcje i budujące solidną strukturę wewnętrzną. Obecnie wielu specjalistów podkreśla, że bardziej istotne są we wspólnotach cechy związane z odczuciami i tożsamością niż te czysto opisowe, jak cechy fizyczne (kolor skóry, budowa anatomiczna) albo fakt przebywania w jednym miejscu, na przykład w szkolnej klasie czy biurze.

Kim dla mnie jesteś?

Wspólnoty mogą się tworzyć poprzez wspólne emocje, zdarzenia, miłość do kogoś lub nienawiść. Wektorów sprawiających, że się jednoczymy, jest bardzo dużo i nie muszą to być wyłącznie emocje pozytywne. Przeciwnie, bardzo silne więzi rodzą się wokół doświadczeń o potencjale negatywnym, nienawistnym bądź wykluczającym. Paweł Rybicki, socjolog, wprowadza w swoich badaniach koncepcję trzech rodzajów więzi społecznych: naturalnej, zrzeszeniowej i stanowionej. Więź naturalna występuje przede wszystkim w grupach, gdzie podstawą jest pochodzenie lub pokrewieństwo. To fundament więzi społecznych w społeczeństwach plemiennych czy w obrębie grup etnicznych. W tych strukturach pokrewieństwo i wspólne pochodzenie odgrywają kluczową rolę w tworzeniu wspólnot. Na te więzi nie mamy wpływu. Więzi stanowione reprezentują grupy, w których struktury i relacje są narzucane z zewnątrz, często siłą albo prawem. Przykład stanowią więzienia, domy poprawcze czy jednostki wojskowe. W takich zbiorowościach strukturalne połączenia i działania dominują nad indywidualnymi wyborami. Ostatnim typem więzi są zrzeszeniowe – pojawiają się tam, gdzie ludzie świadomie decydują się zostać częścią grupy. Dobrowolne związki często tworzą organizacje społeczne, wspólnoty wyznaniowe i polityczne. Członkowie takich zbiorowości uzależniają się od siebie, podejmując odpowiednie zobowiązania i działania. Istnieje także pojęcie wspólnoty wyobrażeniowej. W dzisiejszych czasach coraz częściej stajemy się częścią tych wspólnot, przynależąc do wielu społeczności online. Te abstrakcyjne formy przynależności, choć oparte jedynie na kolektywnej wizji, mają konkretne konsekwencje dla naszej codzienności. Odczuwamy je na tyle mocno, że są w stanie kształtować nasze życie w praktyczny sposób. Przykładem może być przynależność do Unii Europejskiej. Wielu z nas nie zna osobiście mieszkańców innych krajów członkowskich, ale dzięki tej abstrakcyjnej wspólnocie cieszymy się z licznych korzyści, między innymi możliwości swobodnego poruszania się między granicami państw czy programów wsparcia finansowego.

Warsztaty z bycia samotnym

Pomimo dziesiątek doświadczeń, badań i eksperymentów kultura zachodnia, do której należymy, od dłuższego czasu stawia na indywidualizm. Coraz więcej z nas chce żyć w pojedynkę, rezygnuje z przynależności do grup i stawia na rozwój osobisty. Zalani obietnicami szczęścia, które możemy znaleźć w sobie, oraz dobra wynikającego z kolejnych warsztatów bycia ze sobą i dla siebie, coraz częściej izolujemy się od znajomych i rodzin. W świecie, w którym każdy jest bombą informacyjną o swoich prawach, potrzebach i możliwościach, stawianie siebie na pierwszym miejscu staje się naszą drugą naturą. I chociaż może to prowadzić do samorealizacji, pułapka odosobnienia i samotności czyha tuż za rogiem.
Istnieje wytwór szeroko zakrojonego marketingu, który przekonuje, żebyśmy bardziej skoncentrowali się na posiadaniu lub na wzmacnianiu siebie. To obecnie jedna z największych działek biznesowych – rozwój osobisty. W Stanach Zjednoczonych wiąże się ona obecnie z pieniędzmi niemalże dorównującymi biznesowi z Hollywood, więc dlaczego nie zarobić na tym również w Polsce? Mamy tego mnóstwo – książki, warsztaty, zjazdy mówców motywacyjnych opowiadających podobne brednie. Zapominają oni, że nie jesteśmy w stanie być samotną wyspą. Po prostu. Oczywiście są osoby, które upierają się funkcjonować absolutnie samodzielnie, poza systemem. Jednak po pierwsze musiałyby się w tym celu udać na bezludną wyspę, a po drugie szansa na przeżycie w pojedynkę jest znikoma, ostrzega profesor Sobierajski.
Bohater filmu „Wszystko stracone”, bezimienny żeglarz walczący o przetrwanie na Oceanie Indyjskim, wypowiada w trakcie swojej ponad dziewięćdziesięciominutowej walki z żywiołem pięćdziesiąt jeden słów. Większość w momencie, gdy zrezygnowany czyta w myślach list adresowany do wszystkich, których będzie mu brakowało.
Konsekwencją i przedmiotem troski socjologów na całym świecie od dłuższego czasu jest wynikająca z szalejącego biznesu samorozwojowego samotność: „Mam dużo, jestem wykształcona, dobrze zarabiam i wyglądam… Tylko wciąż jeszcze nie czuję się szczęśliwa”. Brak innych osób wokół to równoważnik samotności, na temat której toczy się obecnie poważna dyskusja w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Przedmiotem rozmów są przede wszystkim zaburzenia i choroby psychiczne wynikające z poczucia osamotnienia. Wciąż nie nazywa się spraw po imieniu, ale wielu socjologów jest zdania, że mamy do czynienia z epidemią samotności. To ogromny problem, niemal cywilizacyjny. Idealizowany indywidualizm sprzedawany nam na złotej tacy przez mówców motywacyjnych, życiowych coachów i dostawców self-love ma bardzo wysoką cenę.
Jesteśmy niepowtarzalni, ale w kontekście społecznym powinniśmy znaleźć się w miejscu, gdzie moglibyśmy zrobić coś dla dobra wspólnego. Co z tego, że dużo umiem, znam wiele języków, mam szeroką wiedzę o świecie, jeśli nikt nie chce wykorzystać tych umiejętności? Z tego nic nie wynika, to strata czasu i potencjału, dodaje profesor Kostera.
Wspólnotowość i tożsamość indywidualna mogą i powinny współistnieć w harmonii. Obecna rywalizacja i błędne pojęcie wolności sprawiają, że oddalamy się od siebie, snując utopijną wizję „pięknej katastrofy”. Romantyzowanie samotności, bycia outsiderem, braku przynależności ostatecznie przynosi nam wielkie rozczarowanie i brak możliwości rozwoju własnego talentu.
Wchodzący w dorosłość w epoce social mediów i skrajnego indywidualizmu bohaterowie „Euforii” wydają się być straceni przez pozory relacji i brak wzajemnego zaufania. Samotność postaci z serialu o Zetkach bywa druzgocąca – jak żyć w świecie pozbawionym poczucia bezpieczeństwa?
Nadanie znaczenia byciu częścią większej całości nie wydaje się proste, ale jest bardzo ważne. Powrót do zaniedbanych relacji, odbudowanie starych więzi i wyjście z bańki „najważniejszy człowiek na świecie” może być bolesne, lecz warto zaryzykować. Korzyści płynące z życia we wspólnocie są dla człowieka konstytutywne i niosą ogromną wartość. To w obrębie grupy odnajdujemy swoje miejsce w świecie. Nasza tożsamość kształtuje się w oparciu o wspólnoty, w których funkcjonujemy. Tylko grupa daje nam przestrzeń do wymiany myśli i doświadczeń. W niej odnajdujemy wsparcie oraz pewność, że nasze słowa mają znaczenie, i to dzięki niej zdobywamy świat.
Razem jest nam lepiej, wygodniej, łatwiej i bezpieczniej. W ten sposób możemy wejść na najwyższą górę, wzbić się w powietrze, zejść na dno oceanu. W pojedynkę nigdy byśmy tego nie dokonali, podsumowuje profesor Sobierajski.
prof. dr hab. Monika Maria Kostera – polska socjolożka zarządzania, profesor tytularna nauk ekonomicznych i humanistycznych, profesor zwyczajnaUniwersytetu Warszawskiego. Profesor Södertörn University w Szwecji iInstitut Mines-Télécom Business Schoolwe Francji. Jest autorką czterdziestu siedmiu książek w języku polskim i angielskim.
prof. Tomasz Sobierajski – socjolog, metodolog, wakcynolog społeczny, badacz socjomedyczny, trener komunikacji interpersonalnej i medycznej, socjourbanista, ewaluator, wykładowca akademicki, kierownik Ośrodka Badań Socjomedycznych, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Autor kilkudziesięciu publikacji naukowych z dziedziny socjologii, socjomedycyny, zdrowia publicznego i wakcynologii społecznej.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement