Advertisement

[Z archiwum K MAG] Dlaczego sztuka wizualna nie jest o miłości? Rozmawiali Dwurnik, Baumgart, Karczmarczyk i Krawiec

14-02-2025
[Z archiwum K MAG] Dlaczego sztuka wizualna nie jest o miłości? Rozmawiali Dwurnik, Baumgart, Karczmarczyk i Krawiec
(…) miłość jest bardzo bliska sztuce. Ona karmi sztukę i kreatywność. Sztuka jest sublimacją uczuć. Coś jest nie tak z naszym światem, że się to cenzuruje. Nie ma przestrzeni, w której można swobodnie mówić o szaleństwie miłości.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 82 #WEAREKINKY #POPISSUE 2016, tekst: Karol Owczarek.
Co druga piosenka, wiersz lub film opowiadają o miłości. W sztukach wizualnych ta tematyka przejawia się znacznie rzadziej. Jaka jest tego przyczyna? Banalność tematu? A może wręcz odwrotnie, zbyt duże wyzwanie?
Ada Karczmarczyk: Współcześni artyści tworzą sztukę głównie w oparciu o konflikty, przeciwieństwa, sprawy społeczne, polityczne, rzeczy znajdujące się na przeciwległym biegunie od miłości. Mało jest dzieł o pozytywnym wydźwięku, o tym, co spaja ludzi, bo wydaje się to zbyt banalne lub utopijne. Miłość jest przede wszystkim spajaniem, ale też poświęceniem.
Zofia Krawiec: Moim zdaniem takich dzieł było bardzo dużo, tylko często funkcjonowały w innym kontekście. Na przykład praca Jana Smagi, „Pies”, którą dedykował Anecie Grzeszykowskiej. Smaga, przyjmujący pozycję psa, jest oklejony wycinkami przedstawiającymi wizerunek swojej partnerki. Bardzo długo prezentowano tę pracę na wystawach, ale mało kto wiedział, że to praca o miłości.
Anna Baumgart: Gdy pierwszy raz natknęłam się na tę pracę, widziałam wyznanie miłości, adorację o wyraźnie masochistycznym rysie. Znam oboje artystów prywatnie, więc wyobrażałam sobie, jak bardzo ta miłość musiała przeszywać Smagę, że zdecydował się na taki gest. To wyjątkowo szczere dzieło.
ZK: Anno, jesteś na uprzywilejowanej pozycji. Widz, który nie zna artystów prywatnie, widząc takie dzieło w galerii, niekoniecznie wie, o co chodzi. Podobnie było z Zofią Kulik – stworzyła wiele projektów, do których inspirację czerpała z osobistych przeżyć miłosnych, ale nigdy się do tego nie przyznawała. Starannie pielęgnowała wizerunek feministycznej, niezależnej artystki, która robi sztukę poważną, zaangażowaną politycznie i społecznie. Dopiero teraz, po latach, ośmieliła się przyznać, że tworzyła również po to, by zaimponować mężczyźnie i go do siebie przyciągnąć.
AB: Tak mówi? Musiała przejść duchową albo konceptualną przemianę.
Edward Dwurnik: W Zbigniewie Liberze też się zakochała? To chyba on był jej pierwszym modelem i medium.
ZK: Z Liberą łączyła ją platoniczna, nieskonsumowana relacja. Zofia dostrzegła w nim pięknego, młodego mężczyznę i poprosiła o pozowanie nago. To przykład kobiety, która wyrwała się ze stereotypowej roli – do swoich prac wybierała młodszych i przystojnych modeli, tak jak to od wieków robiła męska część artystycznego świata. Wielu ludzi sądziło, że miała romans z Liberą. Rozmawiałam z nim podczas przygotowań do książki „Miłosny performans”. Przyznał, że czasami musiał się brandzlować przed pozowaniem Kulik do zdjęć, bo atmosfera była dość erotyczna, a on nie chciał się skompromitować wzwodem. A Zofia tego oczekiwała… Libera stanowczo prosił, żebym o tym napisała, bo nie można udawać, że nie ma się ciała. Jednak nic między nimi nie było i dzięki temu, jak przyznaje Zbigniew, ich relacja przetrwała do dziś.
ED: Zosia jest taką modliszką, która korzysta z idei swoich partnerów. Gdyby nie korzystała, to by nie istniała. Znam ją od wielu lat, razem studiowaliśmy rzeźbę. Zawsze kierowali nią partnerzy. Libera, Kwiek, Truszkowski… Nawet Partum, choć jego akurat ignorowała i traktowała niepoważnie, jak zresztą wielu innych ludzi. Powinniśmy wprowadzić pewne rozgraniczenie. Moim zdaniem są dwa rodzaje miłości – miłość partnerska i miłość ogólna. Tę drugą musi mieć w sobie każdy, kto chce się liczyć jako artysta. Jestem zakochany w świecie, polityce, kobietach i to mnie napędza. Nie potrzebuję inspirować się cudzymi pomysłami.
„Kobieta w masce” (AP Weronica), Anna Baumgart, fot. Flickr
ZK: Moim zdaniem miłość jest bardzo bliska sztuce. Ona karmi sztukę i kreatywność. Sztuka jest sublimacją uczuć. Coś jest nie tak z naszym światem, że się to cenzuruje. Nie ma przestrzeni, w której można swobodnie mówić o szaleństwie miłości.
AB: Mnie natomiast ciekawi, czy miłość nas buduje i wspomaga, czy też kastruje i niszczy. Na przykład związek Katarzyny Kobro z Władysławem Strzemińskm – czy był dla niej budujący? Przez pewien czas na pewno, ale potem zupełnie ją zniszczył i musiał stać się koszmarem. Zgodzę się z Edwardem, że w przypadku artystów miłość to przede wszystkim pasja, uwielbienie świata i ludzi, które w pewnym momencie kanalizuje się w jednym obiekcie. Kocham artystów, są szczególni. Mimo tych wszystkich komplikacji, egotyzmu, wyniszczającego parcia na sukces, nie wyobrażam sobie bycia z kimś innym niż z artystą. Chodzi o tę charakterystyczną dla nich wizję, która potrafi wynieść człowieka ponad trudy codziennego życia. Oczywiście trud pozostaje, ale schodzi na drugi plan.
Szczególny jest przypadek Ady – platoniczna, wyniszczająca miłość wpłynęła na obraną przez nią drogę artystyczną. Mogło cię to zupełnie zniszczyć, a okazało się przełomem, który przyniósł sukces.
AK: Długo szukałam swojego celu, nie wiedząc, co właściwie chcę w tej sztuce robić. Po przeczytaniu książki „W połowie puste”, biografii Oskara Dawickiego przeplatanej elementami fikcji, obdarzyłam go, starszego od siebie artystę, platonicznym uczuciem. Nie wiedziałam, na ile to realne uczucie, na ile performans, a na ile jest po prostu moim mistrzem. Gdy opowiadałam o tym znajomym, odsyłali mnie do psychiatry.
ZK: Ada przez rok tworzyła różne prace, bazując na książce, i wysyłała je potem do Oskara.
AK: To były zabiegi polegające na odwróceniu pesymistycznego wydźwięku książki – zamiast mroku, chciałam dać Oskarowi światło i na różne sposoby pozytywnie go pobudzić. Czasem były to prace zabawne, figlarne i romantyczne, ale bywały też takie, które powstały pod wpływem zniecierpliwienia i rozgoryczenia spowodowanych brakiem odzewu z jego strony. Nie wynikła z tego żadna relacja, nigdy tak naprawdę się nie poznaliśmy, mijamy się tylko przypadkiem w różnych sytuacjach. Czułam jednak, że jest to potrzebne zarówno mnie, jak i jemu, a nawet samej sztuce. Że to coś zmieni. I rzeczywiście – towarzyszący mi wówczas sposób myślenia, zmienił kierunek mojej twórczości. Pokazałam czułość i wrażliwość, których wcześniej nie umiałam wyrazić artystycznie.
ZK: Jako młoda dziewczyna, która kończy szkołę i dopiero zaczyna karierę, nie bałaś się, że to cię zniszczy jako artystkę?
AK: Faktycznie, zupełnie się odcięłam od funkcjonowania w sztuce, pochłonęła mnie moja miłosna misja. Wtedy oczywiście miewałam wątpliwości, naciskano na mnie z zewnątrz, rodzice nawoływali: „Idź do pracy, zrób coś”. Dla innych wyglądało to schizofrenicznie. Zresztą bywały momenty, w których już mi się trochę plątało w głowie. Ale strasznie chciałam przeżyć prawdziwą sztukę i prawdziwą miłość, wszystko w jednym.
ED: Zachowywałaś się jak nieprofesjonalna artystka…
AK: Zastanawiałam się, czy nie jestem jakąś nimfomanką, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Pod każdym listem podpisywałam się „Kosmos”…
ZK: W książce „W połowie puste” jest fragment, w którym Oskar robi performans, wydeptuje słowo „POMOCY” i wysyła je do kosmosu. Ada uznała, że będzie tym kosmosem.
AK: Stąd to się wzięło! Wzruszyło mnie, jak bardzo źle musiał się czuć ten bohater. Że skoro tej pomocy oczekuje, to muszę zacząć działać. Pomyślałam sobie: „On całe życie czekał na mnie!”.
AB: To kalka z zachowań kobiet współuzależnionych, żyjących w wieloletnich związkach z alkoholikami, narkomanami i innymi dysfunkcyjnymi osobami. Na skutek czynników kulturowych uważają, że muszą się podjąć misji ratowniczej.
ZK: Przedziwne jest to, że znamy te mechanizmy i wiemy, jak bardzo są złe, ale gdy sami w nie wpadamy, to stajemy się bezbronni.
AK: Bo trzymamy się nadziei, licząc, że wszystko będzie dobrze. Ale przez ostatnie lata trochę się zmieniło w moim życiu, teraz te moje wady zaczynają być nie do przyjęcia.
ED: Mam to szczęście, że właściwie wszystkie kobiety mojego życia pracowały na moją tożsamość i przede wszystkim mi pomagały. Pewnie zdążyła to już zauważyć moja żona, Teresa Giżyńska, z którą przeżyłem czterdzieści dziewięć lat. Od jakiegoś czasu żyjemy oddzielnie. Rozstaliśmy się, ponieważ doszedłem do wniosku, że ją trochę ograniczam. Powiedziałem jej: „Idź, twórz sama”. I teraz jest szczęśliwa, odkryła własne tematy, wzięła głęboki oddech, nie musi się już opiekować zarozumiałym malarzem i tworzy ciekawe rzeczy. Kobiety zawsze mi dużo dawały, a ja im się sowicie odwdzięczałem. Relacje między artystami są bardzo ciekawe i na ogół dramatyczne. Maria Poprzęcka w książce „Uczta bogiń” opisała historie nieszczęśliwych kobiet żyjących u boku wielkich artystów. Ja na ich miejscu bym nie wytrzymał.
ZK: Anno, opowiedz o swoich dziełach, które powstały pod wpływem miłości.
AB: Wszystkie moje prace powstały pod wpływem afektu. Współczucia, przenikającej mnie miłości i pasji. Ale jeśli chodzi o pracę, która powstała wyłącznie pod wpływem doświadczenia amoku miłosnego do męskiego obiektu, afektu dramatycznego, to było to „Monidło” pokazane na „Scenie 2000” w CSW w Zamku Ujazdowskim. Jadąc rowerem do redakcji, nakazałam sobie absolutne milczenie o tym, bo ten artysta nigdy, przenigdy nie wymienił mojego nazwiska przy żadnej okazji. Jako młoda i naiwna artystka publicznie gloryfikowałam swój obiekt, natomiast mój cwańszy i dłużej żyjący w artworldzie obiekt miłosny nigdy nie wspomniał publicznie o naszym uczuciu.
ED: Ja i tak wszystko wiem.
AB: Nie chcę teraz ujawniać nazwiska mojej miłości, bo nie o niego w tym wszystkim chodzi. Chodzi raczej o przebytą przeze mnie drogę, aż do miejsca, w którym teraz mówię w sensie symbolicznym i kulturowym. Moje prace dekonstruowały mit romantycznej miłości. W cyklu „Prawdziwe?” przedstawiłam bohaterki uwikłane w klisze kulturowe, gotowe scenariusze. Pokazałam, jak niewiele miejsca pozostaje na wolność wyboru, bo świat jest skrojony na patriarchalną miarę. Amantki nie są wolne, rządzi nimi uczucie. W tym momencie jestem szczęśliwie wolna od tego przymusu i nie chcę ponownie znaleźć się w takiej pułapce. Moje koleżanki, intelektualistki i artystki, bardzo często zadręczają mnie swoimi nagłymi uwikłaniami miłosnymi. Jakie to nudne i męczące! Te wspaniałe kobiety, które są dla mnie niezwykle inspirujące intelektualnie i ciekawe emocjonalnie, wikłają się w miłość do zupełnie nieciekawego faceta. Potem taka kobieta, z którą chciałabym godzinami rozmawiać o świecie, w kółko powtarza: „Co on miał na myśli?”. A mnie nie obchodzi, co on miał na myśli, mnie interesuje, co ona myśli. Nagle nadają tak wysoką rangę komuś, kto jest przeciętny i obiektywnie nie ma większego znaczenia.
ZK: To jest właśnie niezwykłe w miłości, że to tak demokratyczne uczucie. Może dopaść każdego, niezależnie od tego, czy jest intelektualistą, czy człowiekiem całe życie pracującym fizycznie.
AB: Ale czym w ogóle jest ta miłość?
ZK: Dużo o tym myślałam podczas pisania swojej książki. Na przykład, czemu ktoś spotyka kogoś i nagle zakochuje się w nim na całe życie… To jest po prostu magia.
AB: Mówisz „magia” – rzeczywiście przyjemne jest opisywać świat w ten sposób. Niestety, wiemy, jak to wygląda z punktu widzenia psychologii. I wtedy cała magia znika.
ZK: Można sprowadzać miłość do biologii lub psychologii, ale wydaje mi się, że to nie do końca oddaje siłę tego zjawiska. Masz bardzo racjonalne podejście…
AB: Chcesz powiedzieć, że jestem cyniczna i zblazowana? [śmiech]
ZK: Nie… Uważam, że jesteś w idealnym momencie dojrzałości emocjonalnej.
AK: Gdy zaczynałam wykonywać prace dla Oskara, nie byłam jeszcze ukształtowana jako artystka i nie miałam prawie nic do stracenia w sztuce. Nie zastanawiałam się, czy będę stała w czymś cieniu, chciałam się po prostu dla kogoś poświęcić. Dzisiaj, kiedy już mam na koncie pewne osiągnięcia, nie wyobrażam sobie, że mogłabym żyć tylko i wyłącznie w cieniu. Mam już to, czego zazdrościłam starszemu artyście.
AB: Maja Ostaszewska w jakimś wywiadzie powiedziała, że miłość często nie jest miłością do człowieka, tylko do jego zawodu.
AK: Teraz, kiedy już dojrzałam, raczej nie potrafię się zakochać w artyście.
ED: Szkoda…
AK: Przeniosłam się na rewiry prawicowe i pokochałam prawicowych dziennikarzy… Cały czas myślę o Polsce, narodzie, tradycji… Szukam narzeczonego w innych sferach niż artystyczne. Może znalazłam się w obozie wroga dla nowych projektów? Na pewno powodem tego przeniesienia są moje misyjne zapędy, niełatwe do pogodzenia ze światopoglądem wielu artystów. Choć z drugiej strony zastanawiam się, czy ten obóz nie jest mi po prostu bliższy od świata sztuki…
AB: Niedawno dyskutowano o tym na forum podczas zjazdu artystów w Lublinie, organizowanego przez galerię Labirynt. Artyści opracowywali strategię postępowania w obliczu nowej sytuacji politycznej w Polsce. Mówiono o tobie…
AK: Że kolaboruję?
AB: Że jesteś zagubiona.
AK: Zagubiona między mężczyznami, władzą, sztuką…
Ada Karczmarczyk, Anna Baumgart, Edward Dwurnik, Zofia Krawiec, fot. Łukasz Dziewic
Kilkadziesiąt lat temu Susan Sontag w jednym ze swoich esejów napisała: „Nie potrzebujemy hermeneutyki, ale erotyki sztuki”. To wciąż aktualny postulat? W odbiorze sztuki powinniśmy dowartościować emocje i zmysły?
ZK: Te słowa stały się punktem wyjścia do mojej książki. Napisałam „Miłosny performans”, bo sama się zakochałam. Chciałam się dowiedzieć, jak artyści radzą sobie z uczuciem, jak się od niego uwolnić, jak nie wpaść w kliszę dziewczyny, która nie robi nic, tylko czeka na mężczyznę. Miałam wtedy silne poczucie, że miłość jest uczuciem uniwersalnym. Dlatego zależało mi na tym, aby książka była zrozumiała dla wszystkich, nawet dla osób niezainteresowanych sztuką współczesną. Aktualna krytyka artystyczna jest nudna, hermetyczna, zbyt akademicka, słabo się ją czyta i interesuje zaledwie garstkę osób. A sztuka taka nie jest. Sztuka jest emocjonalna, bliska życiu, porywająca. Chciałam, żeby to była książka dla ludzi, żeby emocje i uczucia były kluczem do poznania sztuki.
AK: Wiele osób uważa uczucia za żenujące, bo odsłaniają słabości. A przecież są zupełnie ludzkie, muszą istnieć. Nie da się od tego uciec.
ZK: Fragment performansu „The Artist Is Present” Mariny Abramović, kiedy po kilkunastu latach od rozstania siada przed nią Ulay, zrobił niesamowitą furorę. Udostępniali go na Facebooku ludzie, po których zupełnie się nie spodziewałam, że to może ich interesować. Może dlatego, że projekt odwołuje się do uniwersalnych emocji, które odczuwa każdy. A sztuka Abramović i Ulaya zawsze była komentarzem do ich związku, jak na przykład „The Lovers/The Great Wall” – gdy szli do siebie po szczycie Muru Chińskiego, by na koniec się rozstać.
AB: Ciekawy jest moment, w którym się rozstali. Abramović, będąca silną kobietą, weszła w patriarchalny schemat; prała, gotowała w przyczepie, podczas gdy Ulay dbał o to, żeby funkcjonowali w świecie jako artyści. Gdy związek się skończył, została z niczym. Nie miała nawet swojego konta w banku.
ZK: Ale które z nich jest dzisiaj bardziej znanym artystą…?
Ewa Kuryluk, ceniona malarka i pisarka, w niedawnym wywiadzie powiedziała: „W sztuce i miłości nie można nic doradzić, i dlatego doradzają ciocie-klocie we wszystkich pismach świata”. Zgodzicie się z tym?
ZK: Mądre rady w ogóle na nic się zdają, bo miłość nie jest mądra.
AK: Miłość dzieje się spontanicznie, nie da się jej ująć w żadne formułki.
AB: A jednak dzieje się w oparciu o pewne powtarzające się reguły. Jesteśmy różni, a jednocześnie tacy sami. To wszystko jest ujęte w sztywne ramy, które mnie nużą.
ED: Najfajniejsza miłość to miłość zakazana. Znam faceta, któremu stawał dopiero, kiedy wiązało się to z dużym zagrożeniem…
Zofia Krawiec – dziennikarka, pisarka i kuratorka sztuki. Autorka książki „Miłosny Performans” wydanej w 2016 r., w której opisuje dzieła sztuki powstałe pod wpływem zakochania.
Ada Karczmarczyk – „ADU” (ur. 1985), artystka multimedialna, performerka, blogerka, kompozytorka i piosenkarka. Absolwentka ASP w Poznaniu na Wydziale Komunikacji Multimedialnej (Intermedia). Laureatka wielu konkursów, m.in. Doliny Kreatywnej, Kanonu Twórców, Spojrzeń 2015 Nagrody Fundacji Deutsche Bank. W swojej twórczości łączy popkulturę, sztukę i tematykę religijną.
Anna Baumgart – artystka postkonceptualna, reżyserka i scenografka. Nagrodzona za wybitny debiut przez wojewodę gdańskiego w 1995 r., wielokrotna stypendystka Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa narodowego oraz Fundacji Kultury. Wystawia w kraju i za granicą, m.in. w Brooklyn Museum of Art, NKB i Kunstwerke w Berlinie, Museum on the Seam w Izraelu, Casino Luksemburg w Luksemburgu, CCA w Moskwie, Rydze, Narodowej Galerii Sztuki Zachęta i Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Jej prace znajdują się w prestiżowych kolekcjach sztuki.
Edward Dwurnik (ur. 1943 r.) – jeden z najbardziej znanych i rozpoznawalnych współczesnych polskich malarzy. W latach 1963 – 1970 studiował na Wydziale Malarstwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Namalował blisko 5000 obrazów, stworzył około 14 000 prac na papierze i niemal 3500 grafik. Jest laureatem licznych nagród, m.in. Coutts Contemporary Art Foundation (1992).
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement