Inspiracją do „Therapy” była terapia, na którą artystka uczęszczała podczas pandemii koronawirusa. W trzecim albumie „Unhealthy” Anne-Marie wraca na rollercoaster emocjonalny, biorąc na warsztat swoje niezdrowe myśli i obsesje. Promował go m.in. przewrotny kawałek „Psycho” ft. Aitch, który dotarł do top 5 brytyjskiej listy przebojów, podbił TikToka i pokrył się złotem. Spore zamieszanie wywołał także utwór „Unhealthy”, do którego Anne-Marie zaprosiła królową country Shanię Twain. Natomiast już jesienią gwiazda wyruszy w trasę „Unhealthy Club Tour” po Europie. Choć ominie ona nasz kraj, polscy fani mieli szansę zobaczyć Anne-Marie podczas Kraków Life Festival 2022 i Open'er Festival 2023.
Z okazji premiery krążka „Unhealthy” rozmawiamy z Anne-Marie o stawianiu granic, akceptowaniu siebie, mitach na temat kobiecej emocjonalności i wpływie Alanis Morissette na jej twórczość.
„Kocham siebie i nie potrzebuję miłości innych ludzi, aby akceptować siebie”
Nazwałaś swój album „Unhealthy” i zdecydowałaś się opowiedzieć o różnych, trudnych rzeczach poprzez humor. Dlaczego?
Jeśli podchodzisz z humorem do tego, co cię spotyka, to łatwiej jest sobie z tym poradzić. Myślę, że dzięki temu jest też łatwiej zrozumieć to, co cię spotyka.
W popkulturze istnieje tendencja do romantyzowania toksycznych relacji. Tobie udało się tego uniknąć.
Zawsze piszę o tym, co mnie spotyka, więc chcę być tak prawdziwa, jak to tylko możliwe. Inspiracją do piosenki „Unhealthy” była moja niezdrowa relacja z jedzeniem. Później stała się ona piosenką o miłości. Kiedy jestem w związku, zachowuje się obsesyjnie. Nawet jeśli jestem we wspaniałym związku, to staje się on niezdrowy, ponieważ jestem obsesyjna. Tak po prostu działa mój mózg (śmiech). Dlatego nazwa „Unhealthy” idealnie pasuje do tego albumu.
Kiedy jesteśmy zakochani, trudno jest dbać o granice.
Tak, mam z tym duży problem. Myślę, że wiele osób ma. Pod koniec albumu znajduje się piosenka „Cuckoo” (ang. stuknięty). Taka jestem! Uwielbiam to. Jeśli ty też, to super. Jeśli nie, to żegnaj (śmiech). Kocham siebie i nie potrzebuję miłości innych ludzi, aby akceptować siebie. Końcówka albumu jest bardziej zbalansowana. „Unhealthy” obrazuje drogę do tego, aby pokochać siebie. To jest bardzo ważne.
Zauważyłam to! Pierwsza część albumu jest dużo bardziej melodyjna, szalona i eksperymentalna. Druga połowa jest spokojniejsza. W jaki sposób odzwierciedla to twoje doświadczenia?
Pierwsze piosenki opowiadają o moim poprzednim związku, który, jak widać, bardzo mnie wkurzył (śmiech). Druga część skupia się na mojej obsesji na punkcie kogoś nowego — obsesji, która pochłania nie tylko mnie, ale także wszystko dookoła. Pod koniec krążka uświadamiam sobie, że to nie jest zdrowe i że muszę sama o siebie zadbać. Wtedy wszystko będzie dobrze.
Jaka jest najbardziej szalona rzecz, jaką zrobiłaś dla miłości?
Nie wiem, ze mną chyba wszystko jest szalone (śmiech). Jeśli coś kocham, to zaczynam mieć na tym punkcie obsesję. I nie mówię tylko o miłości. Tyczy się to wszystkiego! Jeśli układam klocki lego, to układam je godzinami. Najgorsze w tym wszystko jest to, że wtedy odcinam się od bliskich i znajomych. Potem budzę się kilka tygodni później i myślę: „Oh, tęsknię za moimi przyjaciółmi”. To naprawdę kiepskie uczucie.
A czy są jakieś szalone historie miłosne w popkulturze, które cię inspirują?
Uwielbiam Alanis Morissette. Kiedy byłam młoda, wypuściła piosenkę „Uninvited” o swoim stalkerze. To rozsadziło mi mózg! Wtedy myślałam, że wszystkie piosenki opowiadają o miłości i związkach. „Uninvited” zainspirowało mnie do tego, aby pisać o innych rzeczach niż miłość. Kiedy już piszesz o miłości, to oczywiście musisz pisać o swoich własnych doświadczeniach. Zależy mi na realizmie i autentyczności. Moje piosenki zawierają bardzo szczegółów, więc wszyscy wszystko o mnie wiedzą (śmiech).
Kobiety często bywają określane jako nadmiernie emocjonalne lub szalone. Ty flirtujesz z tymi stereotypami w kawałku „Cuckoo”. Udało ci się już zaakceptować tę część swojej osobowości?
W pewnym momencie musisz po prostu musisz to zaakceptować (śmiech). Myślę, że my, kobiety, przez bardzo długi czas słyszymy, że mamy być opiekuńcze, spokojne i uporządkowane. Jeśli lubisz poszaleć, to potrzebujesz pomocy. Ale my nie potrzebujemy pomocy. Jesteśmy szalone i emocjonalne. Odczuwamy różne rzeczy. Bywamy złe, smutne, szczęśliwe. Warto pozwolić sobie na tę emocjonalność i zaakceptować to, że jest ona częścią naszego życia.