- Jechaliśmy do Gdańska na pierwszy koncert z okazji ukazania się nowej płyty. Po przejechaniu ok. 300 km, w części bagażowej busa pojawił się ogień, o czym poinformował nas mijający nasz samochód kierowca. Pożar trwający około 15 minut, strawił większość sprzętu muzycznego, a także stroje i maski oraz tzw. "merch", czyli płyty CD, LP i gadżety zespołu przeznaczone na sprzedaż podczas koncertów. W kwadrans straciliśmy bardzo cenne sprzęty, narzędzia naszej pracy, gromadzone przez lata, część z nich to bardzo trudne do ponownego zdobycia, rzadkie egzemplarze - piszą członkowie grupy.
BOKKA zachęcona namowami fanów, kilka dni później uruchomiła zbiórkę pieniędzy w serwisie Wspieram.to. W ciągu kilkunastu dni zebrali już 97% zakładanej minimalnej kwoty, a dokładnie 58 336 zł z potrzebnych 60 000 zł. Z pewnością wpłat będzie jeszcze dużo więcej, bo do końca zbiórki pozostało ponad 20 dni.
Zespół możecie wesprzeć po tym adresem. Poniżej przypominamy wywiad z BOKKĄ, opublikowany tuż przed premierą płyty. Moje skojarzenia z kultowym serialem „Stranger Things” to głównie fantastyka, ponury klimat, ale też młodzieńcza beztroska i przyjaźń. Co głównie przykuło waszą uwagę w tym serialu, że stał się inspiracją do stworzenia nowego kawałka?
BOKKA: Przede wszystkim muzyka skonstruowana oszczędnie na świetnych synthowych brzmieniach. Niezwykły, mroczny i zarazem bardzo wyrazisty klimat serialu osiadł w naszej świadomości i stał się częściową inspiracją przy tworzeniu utworu „In Love With The Dead Man”. Przede wszystkim jednak pociągnął nas w tę stronę tekst. Co ciekawe, młodzieńcza beztroska, o której wspominasz, znalazła odzwierciedlenie w teledysku autorstwa kolektywu kreatywnego Turbodizel, który zaproponował pokazanie tej mrocznej historii z przymrużeniem oka i wplótł ją w świat pierwszych, prostych, 8-bitowych gier, z którymi każdy z nas miał kiedyś do czynienia, a obecnie wspomina z nostalgią.
Gdzie znaleźliście historię, na której bazuje tekst piosenki „In Love With The Dead Man”? Pochodzi ona z książki lub filmu?
Niestety historia jest z życia wzięta i przytrafiła się w rodzinie naszej wokalistki. Dwoje młodych ludzi planowało spędzić ze sobą życie, ale rozłączyła ich nagła śmierć, po której dwudziestoletnia dziewczyna długo nie mogła się pozbierać. Pierwszy rok spędziła na grobie ukochanego, gdzie uczyła się, spotykała ze znajomymi, spędzała każdą wolną chwilę. To była inspiracja do napisania tekstu, próba wcielenia się w jej skórę i wyobrażenia jakie to może być odczucie, kiedy kochasz człowieka, który nie żyje. Trudny temat, ale takich mrocznych tekstów traktujących o samotności jest na tej płycie więcej. Winą za to można obarczyć zimę na przełomie 2016 i 2017 roku, kiedy powstało najwięcej tekstów na „Life On Planet B”. Później, już wiosną i latem komponowaliśmy do nich muzykę, więc nie będzie aż tak przytłaczająco jak można wywnioskować z wypowiedzi o tekstach [śmiech].
Dlaczego zdecydowaliście się właśnie na tytuł „Life On Planet B”?
Planeta B to nasze prywatne miejsce, w którym najlepiej nam się tworzy. Nazwaliśmy je tak, bo było dla nas odkryciem. Poprzednie płyty nagrywaliśmy w kompletnie innych warunkach, wśród chaosu miasta, wyszarpując z gardła codzienności i miliona z nią związanych pobocznych spraw każdą wolną chwilę. Na Planecie B nikt nas nie rozpraszał, nie popędzał, wszystko działo się samo i w swoim czasie. Mieliśmy dostęp do starych instrumentów z duszą (m.in. wspaniałego pianina, które przewija się w kilku nowych utworach), na podwórku piał kogut w tonacji każdej piosenki. Słońce, ptaki, sadzenie roślin, spacery nad rzekę, grill i tanie wino - okazały się idealnymi sprzymierzeńcami tworzenia. Właśnie tam, z daleka od codzienności powstała większość kompozycji na ten album, które póżniej wspólnie z Danielem Walczakiem dopieściliśmy w jego Little Studio w Konstancinie pod Warszawą. I wbrew pozorom to nie jest płyta akustyczna.
Skąd wziął się pomysł na ukrywanie twarzy za maskami? Jest to jakiś zabieg mający na celu skupienie uwagi słuchacza bardziej na muzyce niż na was? Czy może chcecie nadać swojej twórczości mistyczny i tajemniczy charakter?
W 2013 roku wpuściliśmy do internetu utwór i klip „Town of Strangers” jako rodzaj eksperymentu mającego na celu sprawdzenie, czy w czasach, w których istotniejsze wydaje się być to, kto jak wygląda oraz z kim i gdzie się pojawił, muzyka jest w stanie obronić się sama. Nie przypuszczaliśmy wtedy, jak wielki będzie odzew na tę piosenkę i na fakt, że ukryliśmy wszystkie informacje na nasz temat. Chcieliśmy skupić uwagę słuchaczy na tym, co dla nas najważniejsze, czyli na muzyce. Idea była dobra, a co ważniejsze okazało się, że działa. Nikt z nas nie lubi taniego blichtru, cenimy sobie prywatność, lubimy być poza, więc sytuacja była dla nas idealna - udało się osiągnąć cel bez uruchamiania typowej „machiny promocyjnej”. Maski to koncertowe przedłużenie tej idei. Muzyka powoduje, że odczuwamy szereg różnych emocji, a szczypta tajemnicy jest zawsze ok.
Premiera albumu już 20 kwietnia. Czy planujecie coś specjalnego na tę okazję?
Planujemy świętować ten dzień z publicznością grając pierwszy koncert z serii „LIVE ON PLANET B” w Starym Maneżu w Gdańsku. Dzień później odwiedzimy Poznaniaków i zapewne wielu przyjezdnych z okazji festiwalu Enea Spring Break. Zapraszamy!