Książka „Naku*wiam Zen” to kolejny krok w stronę przekraczania granicy masowości, która często charakteryzuje współczesny rynek muzyczny. Często, ale oczywiście nie zawsze – w końcu wśród bezpiecznej przeciętności też znajdujemy artystki i artystów, które swoją postawą i odwagą wyróżniają się na tle innych.
Peszek o polskich artystkach
W książce pełno jest nieszablonowych ocen polskiej sceny artystycznej. Aktor nie oszczędzał w słowach i dość konkretnie opisał jaki jest według niego poziom znacznej części sceny muzycznej głównego nurtu. We fragmencie odniósł się do twórczości swojej córki, która porzuciła karierę aktorską na rzecz tworzenia muzyki i jednocześnie (chyba dość trafnie) podsumował poziom dużej ilości jednosezonowych gwiazd, których teksty spokojnie możemy wrzucić do jednego worka, zmiksować i nadal nie powstanie z nich nic, co warte jest większej uwagi.
„[...] To, co ciebie cechuje jako artystkę, to że nigdy w twojej twórczości nie ma cechy kopistki. Czym przesiąknięte są wszystkie te c*py z naszego polskiego rynku, które po prostu nie mają nic do powiedzenia. Śpiewają o niczym [...] Szalenie utalentowane, w sensie, że elastyczne, muzykalne, no ale to natura dała. Na przykład piękny głos, barwę. Tylko to jest totalnie o niczym", skomentował i po chwili dodał:
„Nie chcę rzucać w tej chwili nazwisk, ale te tak zwane skarby narodowe, no, dla mnie to jest g*wno". Jest to całkiem prawdopodobne, że po prostu tych nazwisk nie zapamiętał.
Peszek: „Musiałem się upić, żeby nie rozpierdzielić tego towarzystwa”
W książce znajdziemy również całkiem sporo innych spostrzeżeń odnośnie polskiej sceny artystycznej. Według aktora Jana Peszka, przeciętność i brak wyróżniania się w tłumie rządzą dzisiejszym światem.
„Czasami świetni aktorzy, którzy porobili kariery, sami mówią: »Zrobiłem karierę tylko dlatego, że jestem przeciętny «. [...] Nagrody są dla przeciętnych. Wielokrotnie zasiadałem w komisjach festiwali, nie tylko teatralnych i zawsze to dla mnie było piekło, w którym musiałem się upić, żeby nie rozpierdzielić tego towarzystwa. I to piekło polegało m.in. na tym, że tak naprawdę, między wierszami, już byli wskazani wygrani, zanim się cokolwiek stało", pisał w książce „Naku*wiam Zen”.
Tylko c*py?
Czytając fragment książki dotyczący jakości polskiej sceny muzycznej, możemy mieć jeden główny zarzut – dlaczego Pan Jan mówi jedynie o kobietach? Możemy to zrzucić na karb poruszania wątku, który dotyczył jego córki, aktorki. Warto byłoby jednak pociągnąć trochę ten temat i zapytać – a co ze współczesnymi mężczyznami? Przecież przeciętność nie ma płci i wkrada się ze wszystkich stron do szeroko pojętej kultury masowej.
Trudno jest się nie zgodzić z dość mocnymi, lecz z pewnością potrzebnymi stwierdzeniami, które padają w stronę polskiej kultury. Słowa Peszka mają bowiem szansę wywołać dyskusję na temat wartości, całkowitego braku selekcji i wkradającej się bylejakości w polską kulturę masową.
Oczywiście, ostateczna ocena jakości naszej sceny muzycznej zarezerwowana jest dla odbiorców. Być może wtórność i przewidywalność jest tym, czego współczesny odbiorca pragnie. Jest też duże prawdopodobieństwo, że wcale się nad tym nie zastanawia.
tekst: Michalina Szczęsna, źródło: naTemat.pl, książka „Naku*wiam Zen”