Od czasu jej debiutanckiej płyty „When We All Fall Asleep, Where Do We Go?” minęły zaledwie dwa lata, a 19-letnia obecnie piosenkarka już zrewolucjonizowała współczesną muzykę popową. Ma na swoim koncie siedem nagród Grammy, jest też najmłodszą artystką w historii, która nagrała piosenkę do filmu o Jamesie Bondzie. Choć u niektórych słowo „pop” wciąż wywołuje negatywne konotacje i kojarzony jest z lekkostrawną muzyką oraz tekstami o niczym, to Billie Eilish udowadnia im, że można tworzyć muzykę dla mas, ale równocześnie w tekstach przemycać osobiste i trudne tematy, a wszystko w jednocześnie eksperymentalnym, ale przy tym także wpadającym w ucho brzmieniu.
Nowe piosenki są osobiste i autorefleksyjne. W otwierającej album balladzie „Getting Older” artystka przyznaje, że dorasta i robi to po swojemu, a w utworze „Everybody Dies” odkrywa, że każdy umiera („Niespodzianka! Niespodzianka!”). Na nowo poznaje miłość, która „przychodzi bez ostrzeżenia / ale czekanie na nią jest nudne” („Billie Bossa Nova”). W „Halley’s Comet” śpiewa: „siedzę w pokoju mojego brata / nie mogę spać od tygodnia, może dwóch / myślę, że się zakochałam / co mam robić?”. W tytułowym „Happier Than Ever” informuje swojego byłego, że z daleka od niego jest „szczęśliwsza niż kiedykolwiek”. O tym, jak bardzo popularność daje jej się we znaki, recytuje w utworze-manifeście „Not My Responsibility”, w którym zwraca się do tych, którzy oceniają jej wygląd i opinie („Czy moja wartość opiera się na twojej percepcji?”). W singlowym „NDA” śpiewa o utracie prywatności i śledzących ją ludziach.
Jej wokal to głównie szepty, westchnięcia, zawodzenia, pomruki, czasem wzmocnione auto-tunem. W warstwie muzycznej poza syntezatorami, usłyszymy też między innymi perkusję, gitarę i fortepian. Na płycie znajdziemy głównie delikatne ballady, takie jak „Getting Older”, „my future”, „Halley’s Comet”, ale też żywsze brzmienia, jak w „Oxytocine”, która ma szansę zawojować kluby. Jest też trochę niespodzianek. „Billie Bossa Nova” zaskakuje brazylijskim rytmem samby, a „GOLDWING” chóralnym wstępem, który po minucie przechodzi w synth pop. Podobny przeskok jest też w „Happier Than Ever”, które zaczyna się jako gitarowa ballada, a przechodzi w ostre, rockowe uderzenie. To tu też głos Billie wybrzmiewa najmocniej na całej płycie, zamienia się w krzyk. Jest też wspomniany utwór-manifest, „Not My Responsibility”, w którym artystka recytuje do ambientowej muzyki w tle.
Czy nowa płyta jest lepsza od poprzedniej? Pewnie żadna z nowych piosenek nie powtórzy sukcesu hitu „Bad Boy” (ponad miliard wyświetleń na YouTube!), ale „NDA”, „Oxytocine”, tytułowe „Happier Than Ever” czy końcowa ballada „Male Fantasy” po odsłuchaniu zostają w pamięci na dłużej. Do tego oczywiście nie rozczarowują teledyski do singlowych kawałków. Krytycy uważają, że pierwszy krążek ustawił poprzeczkę tak wysoko, że wokalistka nie jest w stanie przeskoczyć samej siebie. Billie Eilish jest teraz na takiej pozycji, że może sobie pozwolić na wydanie czegokolwiek, a jednak nowe nagrania prypominają o fakcie, że ta dziewczyna ma prawdziwy talent. Choć przy tytule płyty należałoby postawić raczej znak zapytania niż kropkę, jest to album samoświadomej artystki, która w duecie z bratem Fineasem pewnie nie raz nas jeszcze zaskoczy.