Motywacji do zmniejszenia spożywania mięsa może być wiele. Wiele osób decyduje się na to z powodów etycznych, bo zwierzęta z ferm przemysłowych, z których pochodzi większość mięsa, które kupujemy, trzymane są w skandalicznych warunkach. Innych przekonuje aspekt zdrowotny – wysoce przetworzone i czerwone mięso są zwyczajnie niezdrowe. Poza niezbędnym do prawidłowego funkcjonowania białkiem, które właściwie można pozyskać z innych źródeł, mięso zawiera duże pokłady tłuszczu i sodu.
Ograniczenie ich w codziennej diecie obniża poziom cholesterolu i ciśnienie krwi, zmniejsza też ryzyko wystąpienia chorób serca, cukrzycy i nowotworów. Z kolei regularne spożywanie warzyw, nasion roślin strączkowych i produktów pełnoziarnistych, oraz ograniczenie wysoko przetworzonej żywności pomaga ochronić się przed chorobami cywilizacyjnymi. Dlatego też stosowanie diety opartej głównie na produktach roślinnych skutkuje nie tylko obniżeniem masy ciała, ale także spadkiem ciśnienia krwi, poziomu glukozy i cholesterolu.
Mięso znalazło się na samej górze nowej piramidy żywienia przedstawionej przez Instytut Żywności i Żywienia, co oznacza, że powinniśmy go spożywać jak najmniej. Piętrzące się wyniki badań potwierdzają również, że przemysł mięsny ma tragiczny wpływ na środowisko i jest drugim największym generatorem gazów cieplarnianych do atmosfery, co bezpośrednio przekłada się na efekt cieplarniany. Jednak nie każdy jest w stanie całkowicie wyeliminować mięso z diety – dla takich osób doskonałym rozwiązaniem jest wybór diety fleksitariańskiej.
Określenie dieta fleksitariańska (ang. „flexitarian diet”) powstało z połączenia słów elastyczny („flexible”) i dieta wegetariańska („vegetarian diet”). Termin wymyślony przez reporterkę Lindę Anthony w 1992 roku zatrendował dopiero niedawno. Fleksitarianizm skupia się na dodawaniu nowych produktów do diety, zamiast na ograniczaniu tych, które już się je na codzień. Z założenia chodzi o to, żeby włączać do jadłospisu więcej warzyw i roślin strączkowych (fasoli, soczewicy, soi) orzechów i nasion, co ma z kolei wyprzeć mięso.
Jednak fleksitarianizm niejedną ma twarz, a stosowanie się do powyższego założenia nie zawsze się sprawdza. Fleksitarianami nazywają się więc też np. osoby, które w domu stosują diety bezmięsne, a na mieście, u znajomych i rodziny jedzą wszystko, na co mają ochotę, albo osoby, które na co dzień mięsa nie jedzą, a czasem pozwalają sobie na mięsny posiłek w ramach nagrody.
Według firmy sondażowej IQS aż 43 proc. Polaków deklaruje, że już ograniczyło mięso, albo zamierza zmniejszyć jego spożycie – to niemal połowa społeczeństwa, która potencjalnie mogłaby się zainteresować założeniami diety fleksitariańskiej. Według Wprost, ten wzrastający trend niepokoi hodowców zwierząt rzeźnych, jednak z punktu widzenia ekologii trudno o lepszą wiadomość. Spadek obrotów przemysłu mięsnego oznaczałoby duży krok w kierunku wcielenia w życie ideologii zrównoważonego rozwoju, a to pomogłoby nam zabezpieczyć przyszłość planety, na której mieszkamy wszyscy – włączając w to hodowców zwierząt i ich rodziny.
To prawda – można powiedzieć, że fleksitarianizm to kolejna etykietka na określenie własnej diety. Samo w sobie może i nie jest to najmądrzejsze, ale nie da się wykluczyć, że zachęci chociaż kilka osób do ograniczenia spożywania mięsa – a przecież każda indywidualna decyzja w tej kwestii się liczy.