

Na wybiegu widzimy kreacje nie z tej ziemi – masa detali, dbałość o szczegół i ekspresja. Aż do momentu, gdy pojawia się projektant.
Przeczytaj takze
W branży opartej na wyglądzie – a przede wszystkim wyglądaniu modnie – jednym z największych luksusów jest posiadanie stałego stylu, a nawet stylizacji. Wielu projektantów stawia na uniformizację swojego wyglądu, w celu uproszczenia rutyny, ale zachowania sznytu. Inni dziękują publice w wymiętym t-shircie i najzwyklejszych jeansach. Tylko dlaczego?
Jonathan Anderson po pokazie Dior SS26
Nie wszyscy projektanci ubierają się nudno. Wystarczy jeden rzut oka na Vivienne Westwood czy Johna Galliano, żeby wiedzieć, co robią i w jakim stylu. Niektórzy projektanci, jak Tom Ford, chodzą w swoich najnowszych projektach, co jest świetną taktyką marketingową. Jednak większość branży stanowią postaci, po których wyglądzie nigdy nie domyślilibyśmy się, co projektują.
Najbardziej znanym przykładem tego fenomenu jest Alexander McQueen – projektant, który zrewolucjonizował świat mody swoimi teatralnymi strojami. Po pokazie wychodził na wybieg w zwykłej koszuli, bluzie czy swetrze. Nie jest w tym odosobniony – wśród projektantów o statusie gwiazd, którzy ubierają się bardziej przeciętnie niż średni odwiedzający galerii handlowej możemy wymienić też Alexandra Wanga czy Sarę Burton, która po McQueenie przejęła nie tylko markę, ale też brak chęci do strojenia się.
Sarah Burton po pokazie Givenchy FW25/26
Szewc bez butów chodzi
Brak personalnego stylu jest charakterystyczny nie tylko dla wielkich nazwisk, które stać na zatrudnienie stylisty, ale przede wszystkim dla nieznanych projektantów, siedzących w biurze od rana do wieczora i zarabiających najniższą krajową. To oni są clou procesu kreatywnego każdej marki. Oni też najbardziej cierpią z powodu wypalenia kreatywnego i zwykłego zmęczenia pracą.
Istnieje masa powiedzeń, zarówno w języku polskim jak i innych, dotyczących tego zjawiska. „Szewc bez butów chodzi" jest tylko jednym z nich.
Jednym z najczęstszych powodów, dla których projektanci ubierają się przeciętnie czy monotonnie jest wyczerpanie odzieżą. Po kolejnym dniu pełnym projektowania, mierzenia, szycia i wybierania materiałów, tworzenie stylizacji dla samego siebie jest ostatnią rzeczą, na jaką ma się ochotę. Poza tym ubieranie kogoś jest zupełnie czym innym niż ubieranie siebie. Częstym przypadkiem jest projektowanie dla docelowego klienta, który niekoniecznie musi mieć taki sam profil i styl jak projektant, który wymyśla ubrania.
Moda ≠ wygoda
Nawet gdy spojrzymy na uczelnie modowe, oferujące szeroką gamę kierunków z tej branży, będziemy mogli zauważyć, że projektanci są najprościej ubranym kierunkiem. Jest to uzasadnione, zarówno na uczelni, jak i w późniejszej pracy – zawód projektanta wiąże się z fizyczną pracą, byciem na nogach cały dzień i noszeniem ciężkich toreb, wypełnionych po brzegi materiałami. A szpilki nie są najlepszym obuwiem, gdy jesteśmy w ciągłym biegu. Ich ubrania muszą służyć im podczas przymiarek, przeróbek i długich godzin na backstage'u. Praktyczność jest niezastąpiona.
Rozwiązaniem, na które decyduje się znaczna część zarówno małych, jak i wielkich projektantów, jest tzw. uniform. Powtarzalność redukuje problem wyboru, a dzięki temu czas i energię poświęcone na ubranie się każdego ranka. Przykłady? Karl Lagerfeld w czarnym garniturze i ciemnych okularach, Yohji Yamamoto w czerni i kapeluszu czy Carolina Herrera w białej koszuli włożonej w spódnicę o kroju litery „A".
Karl Lagerfeld w swoim zwyczajowym stroju po zakończeniu pokazu Chanel SS18
Stonowana szafa jest sposobem na oszczędzenie energii podczas podejmowania tysięcy decyzji dotyczących estetyki każdego dnia. Dyrektor kreatywny może przyjść na przymiarki w t-shircie, po to żeby zaprezentować dokładnie przemyślaną, prowokacyjną kolekcję kilka godzin później.


![„Testament Ann Lee” – Amanda Seyfried z szansą na Oscara [ZWIASTUN]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/6911d376c51e81483b79949d/testament.webp)

