Stosik kartek z podróży i inne świstki papieru z wierszykami romantycznymi leżą u mnie w domu, schowane w którejś szufladzie. Kiedy znów się spotkamy, oddam je temu, do którego je pisałam.
Jak wygląda korespondencja romantyczna naszych czasów?
Czy to, co sobie mówimy w smsach, messengerach i wiadomościach głosowych ma inną wartość, niż listy pisane niegdyś ręcznie? Czy kiedy piszemy komuś „kocham cię” na którymś z portali społecznościowych, to niecierpliwość i napięcie wzrasta, w głowie odliczamy nanosekundy, czerwień pokrywa nasze poliki, a w żołądku kłuje?
„Główka” pojawia się przy wysłanej wiadomości. Obiekt naszej miłości odczytał wiadomość. Razem z falującym trzykropkiem czekamy na odpowiedź… Czy w ogóle ją dostaniemy? Czy emocje, które przeżywamy, kochając w czasach cyfrowych, są takie same jak kiedyś, kiedy czekano na telegram lub list przez co najmniej kilka dni? Czy umiemy być tak „romantyczni” jak dawniej?
W dobie smsów, Facebooka, Instagrama, WhatsApp, Snapchata i innych apek wydaje mi się czasami, że romantyzm gaśnie. Wiadomości pisane na klawiaturze komputera lub telefonu często są pisane w pośpiechu, z błędami, impulsywnie… (choć często są równie piękne, wzruszające i wzniosłe, jak te pisane odręcznie). Ponosi nas często przy odpisywaniu na różne wyznania, więc nie myśląc, wysyłamy sobie na gorąco słowa nie zawsze przychylne, szczególnie, gdy miłość jest świeża i burzliwa.
„Nie mogę się już z tobą spotykać, to koniec, już nie chcę Cię kochać”, enter. Wysłane.
Jednak po kilku dniach oglądania zdjęć ukochanej osoby, która po waszej ostatniej rozmowie oczywiście zamieszcza dużo więcej treści niż zwykle, znów mamy ochotę kliknąć w jej profilową główkę i napisać „direct message”. Piszemy urywane zdania. Na każdym kanale. Trochę smsy, potem messenger, Instagram już nie. Dużo naciskania „enter”. I emotikonki.
Przepraszamy, jesteśmy nadal „przyjaciółmi” na Facebooku, choć odfollowowujemy (lub blokujemy) ukochaną osobę na Instagramie. Nie chcemy już obsesyjnie podglądać (tylko czasem). Insta stories zaburzają nuty tajemnicy; „Co dziś robi mój ukochany”? Sprawdzamy, co robi, czasem obsesyjnie, czasem sami bawimy się tą możliwością „uwodzenia” obserwującego, wstawiamy zdjęcia, które są metaforyczne lub wręcz bezpośrednio mają zadziałać na wyobraźnię obiektu naszego zainteresowania, niedopowiedziane, kuszące.
Facebook itp. często działają na nas bardzo negatywnie, zaczynamy dopisywać historię do zdjęć i fraz wyciętych z kontekstu. Dostajemy histerii (nie wszyscy, ale niektórzy tak mają).
„Boże, ona mnie na pewno zdradza z tym facetem, z którym była dziś w kawiarni”, „Dlaczego wrzuca tyle swoich nagich zdjęć, przecież wszyscy będą jej pragnąć!”.
Lecz to są „listy miłosne”, a raczej listy „odmiłośniające”, które właściwie sami tworzymy sobie w głowie na podstawie własnych projekcji. Kiedyś to byłoby niemożliwe, takie podglądanie.
Podobno, romantyzuje, podobno… Kiedyś ta niepewność była zupełnie nieznośna, damy czekały na swych ukochanych miesiącami, po czym ukochany po kilku miesiącach zjawiał się, ale już ze swoją nową anielicą. Oczywiście, czasy też bywały tragiczniejsze. Często kochankowie byli rozdzielani przez wojny, a wtedy obawa o utratę ukochanej osoby bez możliwości wysyłania sobie ciągle smsów musiała sama w sobie powodować śmiertelny strach.
Co zabawne, w naszych czasach, kiedy wszystko jest właściwie „jawne” i możemy podglądać siebie nawzajem, ten śmiertelny strach dalej istnieje. A podżegamy go własną wyobraźnią. A więc emocje nie były bardziej płomienne, lecz niecierpliwość mimo wszystko była cierpliwsza, gdyż uczucia rozwijały się z czasem, a pragnienie rosło i tężało rozciągnięte na miesiące… Nie można było też wysyłać sobie zbereźnych filmików. Teraz i na odległość możemy razem przeżywać uniesienia erotyczne.
Chcę dziś w formie sentymentalnej podróży zaprezentować kilka listów miłosnych z „wtedy”, a kilka współczesnych, pisanych nie zawsze odręcznie; czasami są to piosenki, czasami wiadomości głosowe, smsy i zdjęcia. Wiadomości głosowe często wydają mi się najbardziej intymne, bo nagrany głos, bez widoku drugiej osoby, jest owiany nutką enigmy, jest erotyczny, wzruszający, osobisty.
Ostatnio jeden z moich absztyfikantów, kiedy zapytałam, czy ma ochotę się ze mną spotkać, wysłał mi zdjęcie swojego penisa w erekcji. Uznałam to za szczere, piękne wyznanie, do którego nie potrzeba dodawać żadnych słów.
Poczytajcie twory inspirowane uczuciami najbardziej szczerymi, wzniosłymi, głębokimi. Wrzucam kilka własnych listów i jednego z moich „amour” (Pan X). Paralelnie do własnych, listy mojego pradziadka Jeremiego Przybory i Agnieszki Osieckiej, gdyż, co jest niesamowite, okazuje się, że historie zataczają koło. Wiele analogii zauważyłam dopiero po napisaniu moich listów, w afekcie poetyckim. Dopiero później znajdywałam „pasujące” listy dziadka.
Zapytałam także moje bliskie artystyczne dusze o ich twórczość romantyczną i załączam tu wiersz Vienia oraz piosenkę Reni Jusis. A na początek wzruszający list Johannesa Brahmsa. „Chciałbym do Ciebie pisać wyłącznie środkami muzyki, lecz mam Ci dziś do powiedzenia rzeczy, których muzyka nie jest w stanie wyrazić”, Johannes Brahms.
„Kiedyś zamiast pisać listów, pisałam piosenki i wysyłałam je moim ukochanym. Piosenka »Pozwól, że zabiorę Cię do domu« właśnie tak powstała”.
Pozwól, że zabiorę cię do domu
Nie bój się, nie powiem nikomu
Pozwól, że zabiorę cię do siebie
Powiedz, czy byłeś kiedyś w niebie
Jeśli tylko mnie posłuchasz
Pozwól, że zabiorę cię na zawsze
„Jestem niepoprawnym romantykiem, do każdej anielicy piszę spersonifikowane teksty. Wysyłam karteczki, pisze odręcznie liściki, ślę kwiaty i prezenty. Kiedy się zakochuję, latam nad ziemią. To piosenka sentymentalna o powrocie do wielkiej miłości, która trwa mimo tego, że w którymś momencie się zagubiła”.
A jak cię spotkam w kolejnym życiu
Na znak zamacham tak jak we wtorek
Ty po swojemu zaczniesz wygłupiać się
I wszystko stanie się jasne
Bez randek, smsów, platońskich uniesień
W powtórnym zakochaniu przyspieszyć
Oszczędzać zachwyty zachodów słońca
Czuć smak słodkich tajemnic
Moja miłość za duża na jedno życie
Wystaje jak przerośnięty krawat
Z szafy, co już niejedno widziała
Wystarczy nam jeszcze na długo
A jak się uda, to porozdaję
Ptakom, roślinom, pieskom
Pochowam w banku dobrych uczynków
Miłość w rozmiarze podwójny x
Miłość, co nie chce pomieścić się
Ja do X (wiersz na kartce pisany odręcznie, potem powstała z tego piosenka):
Chciałabym Cię ze mna w Porto,
Czekam w porcie aż do fino
Teraz z mniej znużoną miną
Szukam Cię w melodiach i szumach
Wpatruję się z trwogą w portugalskie freski
Twoją ręką malowane kreski
Taki słodko-słony powiew rześki
Mon amour, je t’aime ty wiesz
Tam był fortepian, czy pianino,
bo, gdy usiadła obok mnie
To melodyjka „Porto fino”
Za tą dziewczyną płynęła w tle
To była właśnie ta dziewczyna,
na którą czeka się i wiek
A ona z innym szła do kina
A potem za mąż. I padał śnieg…
Ja może nawet bym i zginął
Tylko, jak szczerym być już, to
Nie zamiast nocy z tą dziewczyną,
Nad ranem w morze bym popłynął
Bo to najmniejszy pewno ból…
I z melodyjką „Porto Fino”
I smutną miną – gul gul gul gul…
Nie chciałam być tą Colombiną
Co się po nocach Panu śni
Bo nie stać mnie na Portofino
Lecz dajmy spokój z Portofinem
I zaoszczędźmy z rymem mąk
Wypijmy toast mocnym winem
I niech nastąpi dalszy ciąg
Lecz kiedy musisz w dal odpłynąć
To ciepły szalik, proszę, włóż
Tu północ, a nie Porto Fino
Najwięcej mamy na szybach [róż]
Pod ciepłą listów Twych lawiną
Poczułam, że mi czegoś brak
Zawracam więc do Porto Fino
Jak ciemny z drogi wraca ptak
Gdy z niewyraźną trochę miną
Zawinę przed twój Spatif znów
Założysz teatr w Portofino
Ja będę w kasie strzegła Twych snów
*Porto fino dla Jeremiego i Agnieszki miały dodatkowe znaczenie – ostatni port, do którego zawiną – na dobre, na zawsze, albo choćby dłużej niż na chwilę.
Ogromnie to śmieszne wypisywać Ci te moje parafialne zmartwienia, kiedy Ty tam na szczeblu bądź co bądź imperialnym…
No to przestaję. A czy Ty wiesz, że niezależnie od twoich wojaży i bazy na Kępie mieszkasz na Pradze II, i że kiedy tu przychodzę, bardzo tu jesteś, chociaż nie tak znów bardzo tu byłaś, moja Nieuchwytna?
Agnes, dbaj o uszy, bo je uwielbiam!
Jesteś dynamitem towarzyskim, a ja jestem inny, gdzieś tam czasami niesłusznie myślałem, że nie chciałbym, byś zniknęła teraz. Różnimy się w wielu rzeczach, w sposobie bycia, wyglądzie, jednocześnie czuję i zaskakuje mnie, ile mamy podobnych odczuć, myśli i pasji. Boje się, byś mi nie uciekła z tym twoim temperamentem i dynamiką towarzyską, zdecydowanie większą niż moja… Nie chcę z tobą tracić kontaktu Chcę Cię kochać powoli, spokojnie.
No popatrz: ujawniły się wreszcie między nami straszliwe różnice charakterów..
Jeszcze ciągle nie mogę przyjść do siebie po ostatnim cyklu rozmów.
Brrr… Okazało się nagle, że jesteśmy do siebie niepodobni jak pies do kota.
Myślę, że na to jest jedna jedyna rada: Kochaj mnie! Kochaj mnie Jeremi, a wszystko będzie fajnie.
Przyślij mi Twoje zdjęcie, bo to, co miałam, to mi się zgubiło!
Spokojnie, kochanie, nie stracimy kontaktu. Jeśli będziemy o ten kontakt dbać, to nie stracimy, ale oczywiście nie wiemy, co się z nami wydarzy. Wiem, że uczucia i chwile są lotne i ulotne, ale nawet jeśli to będzie trwać jeszcze tylko kilka dni, może więcej, kto wie, ja chcę z tobą być. Całuję czule w skroń i kącik ust
Jeśli czujesz się na siłach, proszę, wyślij mi zdjęcie jaka jesteś teraz, śliczna. Zadurzenie się w tobie jest wspaniałe, bo równoczesne z twoim. Jesteśmy zrównoważeni. Zrównoważone odurzenie. Musimy się dużo kochać.
Musimy się dużo i bardzo kochać.
Nie masz pojęcia jak to cudownie, kiedy się wraca z tego obcego miasta, wejść do pokoju wypełnionego całkowicie tą małą fotografią i mieć od razu potwierdzenie tego, że jest taka Dziewczyna naprawdę, chociaż już dawno wymyśliłem ją sobie i nie bardzo wierzyłem, że kiedykolwiek ją spotkam.
Blednie mi ten Paryż przez Ciebie i nie może jakoś pochłonąć, bo ma tę straszliwą wadę, że nie przyjechałaś tu ze mną
Dziś może napiszę Ci dwie kartki. Piję winko rose (znak fali nad r), z tym r twoim. Tak lubię najbardziej sobie myśleć o tobie, w słońcu i szczęściu. Ale byś polubił tutaj być, właśnie zjadłam jedną z genialniejszych kanapek świata – z truflami, bien sur. Moja koronkowa sukienka trochę prześwituje i czuję na sobie twój wzrok i dotyk. Marzę o każdej części twojego ciała, żeby pieścić Cię i głaskać… (i wciąż mi na myśl przychodzą te dwa twoje pieprzyki na lewym uchu… kocham, szanuję, muskam w szyję).
Smsy X do mnie (specjalnie z błędami):
Bardzo lubię ten twój pieprzyk, czy jak to się nazywa, nad ustami z boku. Jak to zobaczyłem jak się kochaliśmy to mnie rozwaliło. Bo jesli sloczne.
Jesteś też pierwszym chłopcem, z którym jest mi dobrze w łóżku. Jesteś pierwszym, najpierwszym, zupełnie jedynym mężczyzną, przez którego robi mi się czasem czarno w oczach i słodko w ustach i zupełnie nieprzytomnie w głowie.
Nigdy nie poznałam takiego chłopca jak ty… pod względem intelektualnym i czułościowym.
Agnieszko! Mówią, że ja się mam ku Tobie! Oni mają rację!
A teraz kończę i zaczynam Cię całować tak, że jesteś zażenowana, ale ja się już z niczym nie liczę!
Przybora, ale Ciebie pragnę!
Jeżeli jesteś już taki stary jak ja, to chyba sam się domyślasz, że ten mój ostatni, zbyt długi wyjazd, jest wyjazdem znaczącym. Nie to, że mi powiedziałeś w Bristolu, że nie możesz się ze mną ożenić. Ja się przecież nie upieram… Ale ta długa nieobecność i to dzisiejsze milczenie, już z Warszawy, jest czymś w rodzaju terapii przeciwko Tobie w ogóle. To wszystko przez ten wysoki ton, który wzięliśmy (wziąłeś) na samym początku. I stało się coś okropnego, wszystkie formy pośrednie są między nami niemożliwe. Właściwie „wszystko” albo „nic”. Więc tak chodzimy ze sobą i, nie umiejąc przestać, narażamy się na to, że całą jesień przetańczymy na dansingach, a zimę przemarźniemy na Wybrzeżu Kościuszkowskim, żeby przez cały przednówek martwić się w Ogródku Europejskiej. O lecie nie mówię. W moim wieku to już nie ma sensu. Więc proszę Cię, trochę płacząc. Nie dzwoń już do mnie. Już nigdy nie zobaczysz moich oczu za mgłą, odchodzę smutna, zła.
Rośnij duża Agnieszko i szczęśliwsza ode mnie.
Ty potrafiłeś mi mówić co chcesz i ja miałam słuchać. Potem ja mówiłam, ty słuchałeś, ale udawałeś, że nie słyszysz. Teraz ja mówię, bo chcę żebyś usłyszał. Adieu, do zoba w jakimś innym rozdziale.
Milczę. I tak jak mówiłem, nie chce się kontaktować.
Julia Bosski Przybora, piosenka na pożegnanie
Kto by pomyślał, że będziesz
próbował mi być osobą wrogą
Tylko bo ten deszcz spadł
I ona wie, że my to robimy na opak
Jak tabelka zgadzamy się we wszystkich punktach
Lekko dysząc, śpiewać twoje imię
W tylu miejscach nie byliśmy razem jeszcze
Kiedy malujesz na mnie siebie
Na całym ciele czuję dreszcze
W te jesienne, rzęsiste, namiętne deszcze
/tekst: Julia Bosski Przybora/
Julia Bosski Przybora – socjolog amator, obserwatorka świata, twórczyni berlińskich Obiadów Czwartkowych i założycielka kulturalnego salonu warszawskiego „U przyjaciół kilku”, snob intelektualny, dziennikarka, aktywistka kulturalna.