Michael Haneke, jeden z najwybitniejszych współczesnych twórców kina autorskiego, wraca po kilkuletniej przerwie z nowym dziełem. Jego tytuł brzmi „Happy End”, choć znając ponury i pesymistyczny ton twórczości Austriaka, nie mającego litości ani dla widzów, ani swoich bohaterów, żadnego szczęśliwego końca nie powinniśmy się tu spodziewać. Do polskich kin film trafi 16 marca 2018. W rolach głównych w „Happy End” wystąpili legenda francuskiego kina Isabelle Huppert i urodzony w 1930 roku aktor-weteran Jean-Louis Trintignant, którzy współpracowali już z Hanekem m.in. przy jego poprzednim filmie, „Miłość” z 2012 roku – arcydziele kinematografii, obsypanym wszystkimi najważniejszymi nagrodami, w tym Oscarem i Złotym Globem dla najlepszego filmu zagranicznego i Złotą Palmą. Akcja „Happy End” rozgrywa się w Calais, mieście położonym na północy Francji. Tutaj ma swój początek Eurotunel, znajdujący się pod kanałem La Manche, tutaj również przez wiele miesięcy trwał wielki kryzys migracyjny. Tysiące uchodźców koczowały w tej niewielkiej miejscowości, by za wszelką cenę dotrzeć do Wielkiej Brytanii. Haneke wybrał tę lokalizację nieprzypadkowo – jego najnowszy film ma koncentrować się na losach pewnej francuskiej i majętnej rodziny, ale problematyka migracji będzie integralną częścią fabuły. Haneke, nazywany sumieniem mieszczańskiej Europy, nie po raz pierwszy dotyka zagadanień związanych z migracją i asymilacją. Wątek tego, jak mieszkańcy Starego Kontynentu postrzegają przybyszy z innych kultur pojawiał się już w jego filmach – „Kodzie nieznanym” (2000) i „Ukrytym” (2005).