Od tej pory założyciele aplikacji, Kevin Systrom i Mark Krieger, stali się pracownikami Marka Zuckerberga w ramach jego imperium. Instagram wciąż się rozrasta i rozpycha na rynku. Stał się kurą znoszącą złote jaja nie tylko dla właścicieli, lecz także rzeszy instagramowych celebrytów, których konta nierzadko przypominają gazetkę reklamową. Z aplikacji korzysta już miliard użytkowników, którzy coraz częściej na rzecz Instagrama porzucają Facebooka czy Snapchata.
Mimo tych rynkowych sukcesów, założyciele Instagrama mają dość. Kevin Systrom i Mark Krieger właśnie ogłosili, że żegnają się ze swoim dzieckiem i samym Zuckerbergiem.
Rozwijający się niebotycznie Instagram, pożerający kolejne konkurencyjne serwisy, idzie w dość mglistym kierunku. Już teraz wydaje się przeładowany funkcjonalnościami i reklamami. Na dodatek tajemnicą poliszynela jest to, że bardzo ingeruje w naszą prywatność (razem z większym bratem - Facebookiem) i traktuje nas przede wszystkim jako produkt. Niewielki jest też jego wkład kulturotwórczy - jego użytkowanie często sprowadza się do dość bezmyślnego scrollowania bliźniaczo podobnych zdjęć estetycznego jedzenia, wnętrz, krajobrazów, stylizacji i selfie. Nie ma tu miejsca na treści merytoryczne czy krytyczne. Ma być przede wszystkim ładnie opakowany i przynoszący dochody fun.
Odejście jego twórców to znamienny i źle wróżący fakt. Choć dziś Instagram wydaje się potęgą nie do ruszenia, dobrze wiemy, że nie takie internetowe kolosy padały, czego dowodem są losy MySpace czy na naszym podwórku - Gadu-Gadu. Osobiście nie płakałbym po Instagramie.