„Greenlights” to pozycja wypełniona szczegółami z życia aktora. Opowiada on zarówno o swoim skromnym dzieciństwie spędzonym w Teksasie, trudnej, aczkolwiek interesującej relacji z marihuaną, czy myślach, które nie dają mu spać w nocy. Chociaż to autobiografia, McConaughey często wyraża się o sobie w osobie trzeciej. Pozwala mu to na zdystansowanie się i dogłębną analizę swojego życia. W książce nie ma miejsca na owijanie w bawełnę, wszystko opowiedziane jest zgodnie z prawdą, często brutalną. Tak na przykład został przedstawiony związek jego rodziców. Matka aktora, dziś 88-letnia Kay McConaughey, po przeczytaniu stwierdziła w rozmowie z „New York Timesem”: „To był trudny i pełen pasji związek, ale żałuję, że Matthew nie opowiedział więcej historii o miłości jaką darzyliśmy się z jego tatą, naszym uczuciu i oddaniu.” Pomimo szczerości jaka płynie ze słów autora, w książce nie ma miejsca na gwiazdorskie opisy płomiennych romansów czy zbyt osobiste wątki. W wywiadzie dla „New York Timesa” stwierdził, że publikowanie tego typu fragmentów w biografii „byłoby w złym guście i świadczyło o złych manierach – dlatego w sypialniach są drzwi”.
Oprócz historii życia aktora, książka zawiera także szereg przemyśleń i maksym jakimi McConaughey chce podzielić się ze swoim czytelnikiem. Jedną z nich jest na przykład „Jestem dobry w tym, co kocham, ale nie kocham wszystkiego, w czym jestem dobry”. Podczas lektury są miejsca na śmiech, ale i na wzruszenia. Chyba właśnie o to chodziło artyście, którego żona pewnego dnia powiedziała: „Wsiadaj do samochodu, pakuj jedzenie, wodę i tequilę i nie wracaj, dopóki czegoś nie napiszesz”. Nam nie pozostaje nic innego jak zaczekać na polską premierę książki.
/tekst: Martyna Małysiak/