Rozmawiamy z twórczyniami zwycięskiego filmu krótkometrażowego WFF „Chodźmy w noc"
Autor: Monika Kurek
18-10-2020


Przeczytaj takze
To już ostatni dzień 36. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Pomimo trudnych, pandemicznych warunków, podczas tegorocznej edycji zaprezentowano 150 tytułów z różnych zakątków świata. W czwartek odbyła się premiera filmu krótkometrażowego Kamili Tarabury „Chodźmy w noc", nagrodzonego przez jury Warszawskiego Festiwalu Filmowego w kategorii Najlepszy Aktorski Film Krótkometrażowy.
„Chodźmy w noc" opowiada o nocnej przygodzie Krysi (Agnieszka Rajda) i Majki (Nel Kaczmarek), która zupełnie wywraca ich życie do góry nogami. Co ciekawe, wszystko zaczyna się od wyjścia na imprezę urodzinową koleżanki, na którą mama Krysi każe jej pójść... To porywająca, skłaniająca do refleksji opowieść o samotności w dorastaniu, nastoletnim buncie, młodzieńczych eksperymentach oraz poszukiwaniu siebie. Oprócz Rajdy i Kaczmarek w obsadzie zobaczymy też Kamilę Baar. Z okazji premiery filmu na Warszawskim Festiwalu Filmowym porozmawialiśmy z twórczyniami filmu, reżyserką Kamilą Taraburą oraz scenarzystką Niną Lewandowską.
Jak rozpoczęła się wasza współpraca?
Kamila Tarabura: Nasza wspólna znajoma i kierowniczka produkcji tego filmu, Ola Cyganek, poleciła mi znajomą z Łódzkiej Szkoły Filmowej. To była Nina. Jak się spotkałyśmy, to okazało się, że Nina miała tekst, który akurat skończyła w szkole na zaliczenie i spytała, czy mogę go przeczytać. Wcześniej miałam w głowie zupełnie inny pomysł, ale scenariusz Niny był tak intrygujący, że postanowiłam się za to zabrać.
Nina Lewandowska: Napisałam ten scenariusz na drugim roku studiów scenariopisarskich pod opieką mojego wykładowcy Macieja Sobieszczańskiego. Potem rozmawiałam o nim z różnymi reżyserami, ale większość bała się podjąć tego tematu, a Kamila od razu weszła w ten projekt z ogromną odwagą.
Co to był za pomysł? Ten, który miałaś, nim rozpoczęłaś pracę nad „Chodźmy w noc".
Kamila Tarabura: To będzie mój debiut pełnometrażowy. Opowiada o próbie zderzenia się z traumą z przeszłości, a scenariusz jest na podstawie książki. To historia trzech kobiet i chociaż jest opowiadany w pełni we współczesnych realiach, to jednocześnie jest to dialog z przeszłością, do której wracają bohaterki.
Jak dobrałyście aktorów do tego projektu „Chodźmy w noc?
Kamila Tarabura: Bardzo mi zależało, aby to były amatorki - prawdziwe nastolatki, a nie dwudziestoparolatki czy studentki aktorstwa, które będą odgrywać nastolatki. Pewnej energii w danym okresie nie da się podrobić. Wkrótce rozpoczęliśmy casting, a Agnieszka Rajda, która zagrała Krysię, przesłała nam swoje nagranie jako pierwsza i to było to. Nina powiedziała, że Agnieszka Rajda wyszła z jej głowy jako Krysia. Castingi dalej trwały, bo szukałyśmy Majki. Finalnie w tą rolę wcieliła się Nel Kaczmarek, która miała za sobą już debiut filmowy, zagrała w serialu „Rojst". Ona ma tak unikatową energię, że właściwie trochę umodelowała Majkę na nowo. Nela w ogóle jest bardzo przebojowa i zawsze wchodzi w towarzystwo z buta. Dziewczyny okazały się od początku bardzo dobrze zestawione. Była między nimi chemia.
Skąd czerpałyście inspirację?
Kamila Tarabura: Oglądaliśmy zdjęcia Billa Hensona i Petry Collins. W moim przypadku bardzo dużą rolę odegrał film „Girl" Lukasa Dhonta z 2018 roku, który opowiada o transpłciowej baletnicy. Przepiękny, intymny, subiektywnie opowiedziany film. Bardzo dużo scen rozgrywa się w ciszy - okazuje się, że często to, co jest niezapisane, jest ważniejsze niż same słowa. Starałam się szukać takich momentów również w naszej historii.
Nina Lewandowska: W czasie pracy nad scenariuszem oglądałam mnóstwo seriali młodzieżowych. Zwłaszcza "Euforia" bardzo zmieniła nasz sposób patrzenia. Miałyśmy nawet taki moment zawahania, czy idziemy dalej w naszym kierunku, czy chcemy odnieść się do „Euforii". Finalnie zostałyśmy przy naszej wersji. W ogóle ostatnio pojawiło się mnóstwo świetnych seriali młodzieżowych takich jak np. „Sex Education" czy „The End of the F***ing World". Ze starszych wymieniłabym „Freaks and Geeks". Ogromne wrażenie zrobił też na mnie film „Kids" na podstawie scenariusza Korine'a i te wszystkie utwory są ważne w kontekście historii coming-of-age.

Pracując z dziewczynami czerpałyście dużo z własnych, nastoletnich wspomnień i doświadczeń?
Nina Lewandowska: Podczas czwartkowego, premierowego pokazu, usłyszałam od bliskich, że widzą w „Chodźmy w noc" odłamki wspomnień i sytuacji, które przypominają nasze własne historie z lat nastoletnich. Te postacie wyszły z wrażliwości, którą nosi w sobie każdy z nas. Jak patrzę na Krysię i Majkę, to mam wrażenie, że to dwie strony tej samej monety. Równie dobrze mogłyby być jedną osobą. Ja na pewno noszę w sobie Krysię, tą introwertyczną część, która chciałaby zamknąć się gdzieś w jaskini i Majkę, która musi ją złapać za rękę i wyciągnąć w nieznane. W formowaniu tych postaci bardzo pomogły nam inne nastolatki. Mi udało się porozmawiać z uczniami warszawskiego XV LO im. Narcyzy Żmichowskiej, a Kamila rozmawiała z ekipą z Rybnika.
Kamila Tarabura: Dla mnie ten tekst był interesujący, ponieważ moja siostra jest w podobnym wieku, co bohaterki. Właśnie dlatego trudno mi nie zauważyć ogromnej różnicy pokoleniowej i tego, jak bardzo jej świat różni się od mojego. Mimo, że byłam nastolatką stosunkowo niedawno. Zmieniły się nawyki, zmienił się język. Ten film był dla mnie ciekawy również w kontekście wejścia do tego świata, który jest dla dorosłych niedostępny.
I co odkryłyście?
Kamila Tarabura: Kiedy poznajemy Krysię, ona jest zupełnie sama. Dla mnie historia Mai i Krysi, to historia o tym, że każdy młody człowiek musi mieć swój świat. Nawet jeżeli czasem się sparzy, to musi mieć prawo do swojej przestrzeni, znajomości, przyjaźni i błędów.
Nina Lewandowska: Myślę, że w przypadku pokolenia mającego telefon w ręce od swoich pierwszych kroków, nie ma możliwości, aby to nie odbiło się na zdrowiu psychicznym. Dotknęłyśmy tego tematu również w naszym filmie. Choć nie jest to powiedziane wprost, Krysia zmaga się z jakimś rodzajem depresji. Oczywiście, nie ma prostych rozwiązań, ale w jakimś stopniu może ją uleczyć spotkanie z drugim człowiekiem. Nawet w najciemniejszą noc pojawia się wyjście, jeśli tylko ktoś weźmie cię za rękę. Tak, jak Majka wzięła za rękę Krysię.
Social media odgrywają ważną rolę w tym, co spotyka obie dziewczyny, prawda?
Nina Lewandowska: Krysia znika z radaru i nie pozostaje to niezauważone. Jej nieobecność w social mediach jest znacząca. Majka z kolei przeżywa obnażenie w social mediach. Chciała mieć coś intymnego ze swoją przyjaciółką, Amelią, ale zostało jej to odebrane. Przeżywa zawód miłosny. Na pierwszy rzut oka jest to historia stara jak świat, ale chciałyśmy opowiedzieć też o miłości dziewczyny do drugiej dziewczyny. Nam w sumie nie robiło żadnej różnicy, czy Majka kocha się w dziewczynie czy w chłopaku, bo dla nas to była historia o miłości.
Kamila Tarabura: Tak, choć w filmie nie jest to w żaden sposób określone. Pokazujemy w ten sposób, że tak naprawdę szufladkują dorośli, a nie dzieci czy młodzież. Wydaje mi się, że Majka jest po prostu w trakcie poszukiwań i wielu z nas na etapie dojrzewania przez takie dylematy przechodzi. Ten film jest też o tym, że każda z bohaterek ma w sobie jakiś ból, ale nie jest w stanie go zwerbalizować. Krysia i Majka zachowują się irracjonalnie, próbując jakkolwiek dać światu do zrozumienia, że jest coś nie tak. Na sam koniec są zmuszone do konfrontacji i okazuje się, że rozmowa jest lekarstwem. „Chodźmy w noc" to w dużej mierze film o komunikowaniu się.
To naprawdę takie proste?
Nina Lewandowska: Tak naprawdę to wynik naszej podróży scenariuszowej. Bardzo długo szukałyśmy zamknięcia tej historii i zastanawiałyśmy się, co tam akcyjnie powinno się wydarzyć. Ostatecznie stwierdziłyśmy, że powinny po prostu usiąść i ze sobą porozmawiać. Niech tam zostaną. Dla nas to było odkrycie, że wystarczy tak mało, a to jednocześnie tak dużo.
Skoro jesteśmy przy scenach, to myślę, że warto poruszyć kwestię sceny na karuzeli, która wydaje się kluczowa dla relacji Krysi i Majki.
Kamila Tarabura: Kiedy film się rozpoczyna, Krysia jest zdominowana przez matkę. Gdy są na karuzeli, zostaje zdominowana również przez Majkę. Cała podróż tej bohaterki opiera się na tym, że jeżeli Krysia skonfrontuje się z Majką, to tym samym zwycięży z matką. Warto też wspomnieć, że scena na karuzeli jest inspirowana prawdziwym życiem. Moja siostra doświadczyła takiej przemocy ze strony rówieśników, którzy bardzo długo nią kręcili. Potem zemdlała, a oni jeszcze zrobili jej zdjęcia i je rozesłali. U nas ta scena ma trochę inny wydźwięk i jest przełomowa w kontekście ich relacji. Krysia jest dla Majki dziwna i intrygująca. Na karuzeli nie zachowuje się tak, jak spodziewa się po niej Majka i to decyduje o tym, że wyruszają w podróż.
Nina Lewandowska: Dla mnie ta scena jest o wzajemnym obwąchiwaniu się dziewczyn i grze, która się pomiędzy nimi rozgrywa. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że Majka prowadzi tę grę, bo kręci Krysię na karuzeli i przepytuje ją, jak na jakimś przesłuchaniu. Z drugiej to strony to pierwszy raz, gdy widzimy wewnętrzną siłę Krysi, umiejącą niewielkimi środkami przeciągnąć linę na swoją stronę. Dzięki temu zdobywa uznanie Majki, które pozwala, aby ta gra między nimi toczyła się dalej i żeby poszły razem w noc.

A scena szaleńczego, niemalże karykaturalnego tańca Krysi?
Kamila Tarabura: Dla Krysi to jest moment wyzwolenia. Bardzo ważny był dla nas wybór utworu i nie bez przyczyny w tej scenie pojawia się piosenka „Flary" autorstwa PRO8L3M. Jest w niej dużo buntu i krzyku, który gdzieś wychodzi także z Krysi. Ona jest w tej scenie po rozmowie z mamą - załatwiła swoje sprawy i wychodzi na parkiet, żeby coś z siebie wyrzucić. Jest w transie. Zależało mi na tym, aby była w tym tańcu bardzo ekspresyjna. W tej scenie jest też w pewnym sensie sensualna, co widać, chociażby podczas jej tańca z Majką. Zaskakuje to nawet ją samą. To że jej ciało zaczyna się uruchamiać i że potrafi być zmysłowa.
Nina Lewandowska: Kiedy spotykamy Krysię, nasza bohaterka jest w stanie zawieszenia. Nie może się ruszyć, jest w pozycji horyzontalnej. Tutaj nagle staje do pionu i zaczyna z tym ciałem pracować. To była też podróż na poziomie fizyczności. W tej scenie jest zresztą subtelna dramaturgia, bo dziewczyny tańczą razem i nagle przerywa im chłopak. I Krysia znów podejmuje decyzję, bo zamiast podeprzeć ścianę, wykorzystuje ten moment do uwolnienia się. Jest już tak daleko, że nie ma powrotu. To jest ważny punkt zwrotny w jej podróży emocjonalnej.
Bardzo ciekawą rolę odgrywa postać matki Krysi, która choć pojawia się tylko do pewnego momentu, tak naprawdę jest bardzo obecna. To celowy zabieg?
Kamila Tarabura: Tak jak mówiłam, chcieliśmy stworzyć świat niedostępny dla dorosłych, W momencie, gdy Krysia żegna się pod bramą domu Amelki, te światy zostają odcięte. Oczywiście, mama cały czas do niej wydzwania, ale w pewnym momencie Krysia przestaje odbierać, co też jest wyrazem buntu, umożliwiającego jej zbudowanie na nowo własnej tożsamości. My też zaznaczyliśmy to wizualnie. Na początku, świat, w którym jest jeszcze mama, jest bardzo statyczny, a kamera prawie się nie rusza. Dopiero, gdy mama pojechała, kamera się uwalnia i zaczyna być bardziej ruchoma - uczestniczy w tym, co się dzieje.
Nina Lewandowska: Tak naprawdę całą sytuację pokazujemy w odniesieniu właśnie do niej i jest obecna do samego końca, aż do ostatniej sceny. Cała historia zresztą zaczyna się od imprezy, na która Krysię zabrała mama. Pod koniec Krysia uświadamia sobie wagę decyzji, które podjęła tego wieczoru i co to oznacza dla jej relacji z mamą.
Czy w takim razie tę noc można potraktować jako rytuał przejścia w dorosłość?
Kamila Tarabura: Tak, ale jest to bardzo progowe, pograniczne. Jest w tym pewna liminalność. Noc jest szaloną kumulacją kilku ekstremalnych, wyolbrzymionych wydarzeń. Wydaje mi się, że Krysia i Majka znajdują się jeszcze na granicy. Ani nie są dziećmi ani nie są dorosłymi. Nie wiem, czy puentą „Chodźmy w noc" jest to, że przechodzą w dorosłość czy raczej to, że barykadują się w tej nocy i dopiero tam udaje im się odnaleźć siebie. Jedną z rzeczy, której się tej nocy uczą, jest branie odpowiedzialności za drugą osobę.
Nina Lewandowska: Myślę, że to dopiero początek ich podróży, a przynajmniej otwarcie nowego rozdziału. Z tego, co zauważyłam, młodzieńczy bunt jest trudny, ale jest kluczowy dla rozwoju. Jeśli się nie buntujesz, to nie będziesz w stanie sam o sobie stanowić. Chodzi o moment, w którym się sprzeciwiasz i zaczynasz podejmować swoje decyzje zamiast jedynie spełniać oczekiwania szkoły, rodziców czy znajomych. Również dla dziewczyn kluczowe było powiedzenie sobie: „To jestem ja". Bunt sprawił, że zobaczyły i zaakceptowały siebie nawzajem, a także powiedziały: „Idę z tobą, taką jaką jesteś".
Zobaczcie zwiastun „Chodźmy w noc":
Polecane

Oreo przygotowało ciastka w kolorach tęczy, aby wesprzeć społeczność LGBT

Rządowy program zapewnia szkołom owoce i warzywa pakowane pojedynczo w plastik

Nie nosisz maseczki? Berlin pokazuje środkowy palec koronasceptykom w nowej kampanii

To będzie zabójcza obsada: Chalamet, Blanchett, DiCaprio, Streep, Grande i inni razem na ekranie

Powstała aplikacja, dzięki której przygarniesz lub oddasz niechciane rośliny
Polecane

Oreo przygotowało ciastka w kolorach tęczy, aby wesprzeć społeczność LGBT

Rządowy program zapewnia szkołom owoce i warzywa pakowane pojedynczo w plastik

Nie nosisz maseczki? Berlin pokazuje środkowy palec koronasceptykom w nowej kampanii

To będzie zabójcza obsada: Chalamet, Blanchett, DiCaprio, Streep, Grande i inni razem na ekranie





