Co robiłeś dziewięć lat temu?
Wtedy weszło do kin „Wszystko, co kocham”, mój debiut na dużym ekranie. Zostałem też obsadzony w „Sali samobójców”, ale byliśmy jeszcze przed zdjęciami do filmu. Sfocusowałem się na kinie, choć nie podchodziłem do tego na zasadzie, że teraz rozpoczyna się nie wiadomo jaka kariera, zrobię film i potem będzie zajebiście. Chciałem po prostu grać jak najlepiej. W szkole nie mogłem się za bardzo odnaleźć i spełniać, dopiero na planie „Wszystkiego, co kocham” zobaczyłem, że aktorstwo ma sens, że to dobry kierunek.
„Sala samobójców” była ryzykownym i dość nowatorskim projektem. Dotykała tematów, które dopiero nabrzmiewały.
Janek Komasa świetnie to wyczuł. Opowiedział o młodzieży w czasach, gdy nie miała filmu o sobie, angażując bohaterów, z którymi mogłaby się utożsamić. Chcieliśmy pokazać postać mówiącą głosem nadchodzącego pokolenia. Komasa starał się przewidzieć pewne zjawiska – uzależnienie od internetu, zatarcie granicy między światem realnym a wirtualnym czy subkulturę emo, która u nas nie była jeszcze tak bardzo obecna. Dzięki temu ten film wciąż jest aktualny.
Masz opinię skrytego, nie wypowiadasz się o swoim życiu prywatnym, nie jesteś aktywny w social mediach, nie grasz w reklamach. Nie zabiegałeś o sławę, a jednak należysz do najbardziej rozpoznawalnych i cenionych aktorów młodszego pokolenia.
To dla mnie tajemnica. Każdy aktor chce być doceniany i lubiany, mamy tę słabość, po to uprawiamy ten zawód, lecz nigdy nie planowałem zostać idolem. Nie utożsamiam się z tym statusem, czasami nawet mi on przeszkadza. Niedawno, przy okazji pokazu „Pomiędzy słowami” w jednym z polskich miast, po seansie miało się odbyć spotkanie z reżyserką i ze mną. W ostatniej chwili musiałem zrezygnować ze względów zdrowotnych, a gdy to ogłoszono, kilkadziesiąt dziewczyn zgłosiło się do kas, by zwrócić bilet. Takie sytuacje mnie smucą, a nie cieszą. Wolałbym, żeby ludzie przychodzili do kina na film, a nie dla fotki ze mną.
Podobno jesteś nieśmiały, a przed kamerą sprawiasz wrażenie silnej, charyzmatycznej osobowości.
Z natury jestem introwertyczny, co w mojej pracy jest wciąż wystawiane na próbę. Chęć zmierzenia się z tym zamknięciem to jeden z powodów, dla których w ogóle chciałem zostać aktorem. Dzięki kilkuletniej grze, poznaniu setek osób i uczestniczeniu w wielu projektach może nie wyleczyłem się całkowicie z nieśmiałości, ale na pewno stałem się bardziej ufny i otwarty. Nadal jednak łatwiej przychodzi mi wypowiadanie się w imieniu filmu niż w swoim.
Na co dzień więcej inspiracji czerpiesz ze świata sztuki czy z rzeczywistości?
Lubię mieć kontakt z rzeczywistością, ale nie jest mi ona szczególnie bliska, stale gdzieś odpływam. Podczas pracy nad rolą w „Najlepszym” trudność sprawiało mi chodzenie na siłownię i basen, czyli czysto praktyczne czynności. Nie umiem jedynie jeść, spać i ćwiczyć. Wciąż szukam ucieczki; czy to przez film, czy literaturę.
Czym się kierujesz przy wyborze ról filmowych?
Nie kalkuluję, co mógłbym ugrać dzięki danej produkcji. Staram się oceniać projekty jako całość – czy są interesujące, wartościowe, głębokie. Jest wiele świetnie zagranych i znakomicie nakręconych filmów, ale nieraz ma się wrażenie, że niczego nie wnoszą, są puste. Wtedy czujemy się oszukani. Mam nadzieję, że żaden z filmów, w których zagrałem, taki nie był. W „Córkach dancingu” imponowała mi próba przekroczenia granic gatunkowych i kina w ogóle. W „Hiszpance” zafascynowało mnie nietypowe spojrzenie na naszą historię, w „Pomiędzy słowami” zaś pytanie o to, jak tworzy się nasza tożsamość, na ile jesteśmy w stanie sami ją budować, a na ile zależymy od czynników zewnętrznych.
Co sądzisz o współczesności, o swoim i młodszym pokoleniu?
Widzę wady naszych czasów. To, że młodsze pokolenie być może traktuje pewnie rzeczy zbyt powierzchownie. Z drugiej strony mam świadomość, że świat się zmienia. Starsze pokolenia od zawsze powtarzają, że młodsze są rozpieszczone lub płytkie. Każde kolejne pokolenie wnosi też coś nowego, odmiennego i cennego do świata.
Jak widzisz przyszłość prasy?
Pod tym względem jestem oldskulowy i przywiązany do papierowych wydań. Mam nadzieję, że prasa drukowana przetrwa. Podobnie jak kino, choć w dobie Netflixa już raczej tylko koneserzy regularnie chodzą do kina, reszta ogląda seriale w domu.
Jesteś marzycielem czy twardo stąpasz po ziemi?
Raczej marzycielem, jeśli mam wybierać z tych dwóch opcji. Staram się odbierać świat idealistycznie, widzieć go takim, jakim chciałbym, żeby był. Sporo się traci, jeśli interpretuje się go wyłącznie poprzez suche fakty, nie zostawiając przestrzeni na poezję.
Jakub Gierszał (ur. 1988 r.) – aktor filmowy i teatralny. Zagrał m.in. we „Wszystko, co kocham”, „Sali samobójców”, „Yumie”, „Córkach dancingu”, „Pokocie”, „Zgodzie”, „Najlepszym” i „Pomiędzy słowami”. W 2017 roku magazyn „Variety” umieścił go na liście „10 Europeans to Watch”. Trwają prace na filmem „Geniusze” w reż. Thorstena Kleina, gdzie ma się wcielić w wybitnego matematyka Stanisława Ulama.