Advertisement

Madonna wciąż zachwyca. Królowa Popu powróciła z najbardziej wyczekiwaną trasą tego roku

15-12-2023
Madonna wciąż zachwyca. Królowa Popu powróciła z najbardziej wyczekiwaną trasą tego roku
13 grudnia, długo wyczekiwana trasa koncertowa Madonny, The Celebration Tour, podsumowująca czterdzieści lat (!) obecności artystki w przemyśle muzycznym, zawitała do Nowego Jorku – miejsca, które dało początek istnienia spektakularnej kariery artystki. Po raz kolejny w historii Material Girl pokazała, że nie ma sobie równych, tworząc autobiograficzny spektakl na miarę XXI wieku. Spektakl, który jest nie tylko obowiązkową lekcją historii muzyki pop, ale także hołdem dla społeczności LGBTQ.
The Celebration Tour jest wyjątkowe pod wieloma względami. Miałem przyjemność zobaczyć Madonnę aż trzy razy, odwiedzając Barcelonę i Berlin. W trakcie każdego show miałem inne miejsce, aby móc zobaczyć widowisko muzyczne praktycznie z każdej możliwej perspektywy. To pierwsza trasa koncertowa Madonny, która nie promuje żadnego nowego wydawnictwa. Królowa Muzyki Pop po raz pierwszy spogląda w głąb swojej twórczości, śpiewając nie tyle, co największe przeboje ze swojego katalogu, ale przede wszystkim utwory, które tworzą spójną opowieść o jej niezwykłej karierze.
Perfekcyjnie przygotowane widowisko zaskoczyło nietypowym repertuarem zarówno krytyków, jak i fanów na całym świecie. Nie zabrakło spektakularnych kostiumów, odzwierciedlających najbardziej legendarne wcielenia ikony pop, najnowocześniejszej i najbardziej zaawansowanej technologicznie sceny, jaką kiedykolwiek zaprojektowano dla Madonny, czy doskonałej formy fizycznej, którą piosenkarka prezentowała każdego wieczora. Aż trudno uwierzyć w to, że jeszcze kilka miesięcy temu, Madonna przebywała na oddziale intensywnej terapii, walcząc o życie, a losy trasy koncertowej wisiały na włosku.

Tajemnica do ostatniej chwili

Dwunasta trasa koncertowa rozpoczęła się 14 października w Londynie. Do ostatniej chwili utrzymano w tajemnicy wszystkie informacje, związane z trasą koncertową. Na próżno było szukać jakichkolwiek przecieków czy fragmentów set listy. Nie pomagała również sama Madonna, która zawiesiła swoją działalność na Instagramie. To było coś wyjątkowego i niespotykanego. W przeszłości piosenkarka ochoczo dzieliła się z fanami zdjęciami i filmami z przygotowań do trasy. W dniu pierwszego koncertu czekałem z wypiekami na twarzy na jakiekolwiek informacje od przyjaciół, którzy byli obecni w Londynie.
Z pierwszych nagrań, które pojawiły się na TikToku, odniosłem wrażenie, że trasa jest bardzo autobiograficzna. Moją uwagę zwróciły kostiumy, które odzwierciedlały najważniejsze okresy w karierze Madonny, które były przygotowane z ogromnym pietyzmem. Królowa Pop znana jest ze swojego zamiłowania do mody, którą sprytnie przemyca do swojej koncertowej garderoby, udowadniając, że kostiumy są nierozerwalnym elementem scenicznym artystki. Jean-Paul Gaultier, Donatella Versace czy Dilara Findikoglu to tylko nieliczne nazwiska, z którymi Eyob Yohannes i Rita Melssen współpracowali w trakcie prac „The Celebration Tour”.

Wielkie widowisko

Koncerty Madonny to wielkie, zapierające dech w piersiach widowiska. Na kilkanaście minut przed startem, w centralnym punkcie sceny widoczne było sporych rozmiarów tło, na którym wyświetlono zdjęcie Madonny. W pewnym momencie w kostiumie Marii Antoniny, nawiązującym bezpośrednio do występu piosenkarki z MTV Video Music Awards z 1990 roku, zwycięzca 8. sezonu, RuPaul Drag Race, Bob The Drag Queen zmierzał na scenę przez tłum zebranych fanów. Komik pełnił zaszczytną rolę gospodarza, zapraszając wszystkich na wyjątkowy i historyczny spektakl, którego gwiazdą wieczoru była Madonna.
Gdy wybrzmiały pierwsze takty „Nothing Really Matters” na scenie, w czarnym, błyszczącym kimono i charakterystycznej aureoli, autorstwa House of Malakai, nawiązując bezpośrednio do religijnej symboliki, z którą utożsamiana jest Królowa Pop. Scena, na której pojawiła się Madonna, swoim kształtem przypominała tort weselny z występu na gali MTV VMA z 1984 roku. Początek koncertu był bardzo szczególny w świetle ostatnich wydarzeń, kiedy artystka śpiewa o powracającej miłości, którą otoczyli ją fani na całym świecie w najtrudniejszym momencie jej życia. To było preludium do wspaniałej przygody, trwającej nieprzerwanie od 1982 roku.
Po raz pierwszy od przeszło trzech dekad artystka umieściła w oficjalnej set liście i zaśpiewała swój debiutancki singiel „Everybody”, który zachęcił zgromadzoną publiczność do tańca. Oprawa wizualna, scenografia i kostiumy nawiązywały bezpośrednio do nowojorskiej sceny lat 80., a na tle ekranów ledowych pojawiła się ówczesna panorama Wielkiego Jabłka. Czułem się jak w Danceterii - amerykańskim klubie, gdzie w jednym miejscu bawili się ze sobą zwolennicy grunge’u, punku „new romantic” a w drugim miejscu Sade polewała drinki. Przez ułamek sekundy mogłem wyobrazić sobie atmosferę, jaka panowała wewnątrz klubu. Po energetycznym „Into The Groove”, gdzie piosenkarka dała upust swoim emocjom, prezentując się w doskonałej formie, temperaturę podniosła piosenka „Burning Up”, która po raz pierwszy w historii wybrzmiała w nowej wersji, będąc jednocześnie pierwszym momentem, w którym artystka pochyliła się nad swoim życiem, ochoczo rozmawiając ze swoimi fanami.

Początki

Przyjechała do Nowego Jorku, mając w kieszeni 35 dolarów. Chciała tańczyć, jednak jej życie potoczyło się zupełnie inaczej. Zaczynała w zespole rockowym „The Breakfast Club”. Po „Open Your Heart”, gdzie na specjalnych ekranach wyświetlono dzieła polskiej malarki Tamary Łempickiej i chwytliwym „Holiday” z elementami „I Want Your Love” przyszedł czas na jeden z najbardziej wzruszających i najważniejszych momentów w trakcie całego koncertu, w którym artystka skład hołd ofiarom AIDS. Utwór „Live To Tell” poprzedził fragment „In This Life” napisany ku pamięci zmarłego w 1992 roku przyjaciela Madonny, Martina Burgoyne’a i jej nauczyciela tańca, Christophera Flynna.
Zawieszona kilkanaście metrów nad ziemią, Madonna zaśpiewała balladę na tle ogromnych zdjęć swoich przyjaciół, którzy byli niej bardzo ważni – fotograf Herb Ritts, artysta Keith Harring, przyjaciel Martin Burgoyne, czy Christopher Flynn, który był pierwszą osobą, która uwierzyła w Madonnę, gdy ta była jeszcze nastolatką. W pewnym momencie arenę rozświetliły zdjęcia tysięcy osób, które straciły życie w wyniku epidemii AIDS, która z dnia na dzień, zabrała miliony istnień. Madonna jako jedna z nielicznych artystek w latach 80. nie kryła się ze swoją aktywną pomocą na rzecz osób chorych, wielokrotnie mierząc się z krytyką mediów.
Rozgrzeszeniem i pewnego rodzaju remedium było legendarne „Like A Prayer”, które poprzedzone chóralnym wstępem, zelektryzowało do czerwoności zebraną publiczność. Na scenie głównej, która swoim kształtem przypominała wnętrze kaplicy, pojawiła się Madonna, mając na sobie transparentną suknię, inspirowaną kostiumem z trasy Blond Ambition Tour z 1990 roku. Gdy ostatnie takty „Like A Prayer” dobiegły końca, na scenie pojawił się syn gwiazdy, David Banda, który złożył hołd przyjacielowi swojej mamy, zmarłemu w 2016 roku Prince’owi, który był również współautorem piosenki „Love Song” z albumu „Like A Prayer”.
Kiedy z głośników wydobyły się houseowe dźwięki, zwiastujące „Eroticę”, publiczność nie kryła swojego podekscytowania. To jedna z tych piosenek, która dla wielu zwiastowała w latach 90. początek rewolucji seksualnej, zapoczątkowany przez samą artystkę. Premiera piątego studyjnego albumu zbiegła się z wydaniem albumu ze zdjęciami Stevena Meisela - „SEX.” w 1992 roku. Scena zamieniła się w ring, na którym triumfowała Madonna, stylizowana na Marilyn Monroe, mając na sobie satynowy szlafrok inspirowany szlafrokiem Muhamma Alego. To symboliczny moment, pokazujący sukces wydanego w 1992 roku albumu „Erotica”, który przez wielu krytyków jak i fanów na całym świecie uznawany jest za jeden z najbardziej niedocenionych i najważniejszych albumów w dyskografii Królowej Popu.
To album, który ze względu na liryczną dojrzałość i autentyczność cieszy się ogromnym szacunkiem wśród fanów i krytyków. Druga część koncertu jest jedną z najbardziej śmiałych, odważnych i kontrowersyjnych. Madonna, która od początku swojej kariery flirtuje z religią i seksem, nie zapomniała o występie, który był na ustach całego świata. W 1990 roku w trakcie Blond Ambition Tour artystka w rytm dźwięków „Like A Virgin” symulowała masturbację. Scena z czerwonym, buduarowym łóżkiem znalazła swoje miejsce na tegorocznej trasie, gdzie wraz z tancerką Madonna odtwarza choreografię, mając na sobie jedynie czerwoną, jedwabną halkę, prezentując umięśnione ciało.
Na znaczeniu zyskała nowa wersja „Justify My Love” gdzie artystka w otoczeniu muskularnych tancerzy, tańczy do jednej z najbardziej sensualnych choreografii, powodując, że wszyscy poczuliśmy się wolni i bez ograniczeń, płynnie przechodząc do najważniejszego momentu w trakcie koncertu. Piosenka „Hung Up”, której premiera odbyła się osiemnaście lat temu, do dzisiaj uznawana jest za najważniejszą piosenkę pierwszej dekady XXI wieku, szturmem podbiła listy przebojów wczesną jesienią 2005 roku, aż w 41. krajach. Jako dziecko, które wychowało się na amerykańskiej stacji MTV, zobaczenie na żywo „Hung Up” było jednym z największych marzeń. W trakcie występu, poczułem energię Madonny, która nie opuszczała jej ani na chwilę. Dała upust swoim emocjom, wolna i niezależna, wraz z tysiącami fanów bawiła się w najlepsze, jak gdyby czas stanął w miejscu. Energia, która towarzyszyła w trakcie tego występu była nie do opisania. Dopiero teraz zrozumiałem, co miała na myśli Lucy O’Brien, pisząc o Hung Up jak o „naćpanej Abbie”. Artystka, naładowana energią, którą otrzymała od zgromadzonej publiczności, z każdą następną piosenką podsycała atmosferę. „Bad Girl” przy akompaniamencie fortepianu, było niezwykle intymnym momentem, gdzie obok Madonny na scenie mogliśmy podziwiać jej córkę, Mercy James, grającą na instrumencie.
W 1990 roku za sprawą „Vogue” Madonna wyniosła z nowojorskich podziemi do popowego mainstreamu vogueing i subkulturę ballroomową.
Część społeczności LGBTQ uważa, że artystka przywłaszczyła sobie vogueing. Nic bardziej mylnego. Od samego początku podkreślała gdzie i w jaki sposób narodził się ów taniec. Mało tego wypatrzyła najlepsze talenty, zaprosiła do teledysków, a później zabrała ich w trasę koncertową po całym świecie. Społeczność LGBTQ jest częścią jej historii i przede wszystkim muzyki. „Vogue” z elementami „Break My Soul (The Queens Remix)” był absolutnym high-lightem wieczoru, Madonny lśniła niczym najjaśniejsza gwiazda w kostiumie Jean-Paul Gaultier, a na telebimach wyświetlono historię walki o prawa LGBTQ, której częścią jest piosenkarka. Zapierające dech w piersiach kostiumy, pełne przepychu i blichtru oddały ducha nowojorskich ballroomów i tańca wolności - vogueingu. W trakcie scenicznych pojedynków obok tancerzy, wystąpiła także najmłodsza córka piosenkarki jedenastoletnia Estere, która dosłownie skradła show, prezentując swoje taneczne umiejętności oceniane przez mamę i gościa specjalnego - na każdym koncercie był to ktoś inny np. Donatella Versace czy Stella McCartney.
Madonna, która w trakcie swojej czterdziestoletniej kariery, dała się poznać jako muzyczny kameleon, od samego początku bawi się swoim wizerunkiem. Nie inaczej było w 2000 roku, kiedy artystka zaprezentowała się w kowbojskim kapeluszu i blond lokach. Inspiracje dzikim zachodem znalazły swoje miejsce w tegorocznej trasie koncertowej. Po postapokaliptycznym „The Beast Within” i duchowym odrodzeniu przedstawionym w „Die Another Day”, gdzie na ledowych ekranach pojawiło się kabalistyczne drzewo życia, Madonna zabrała nas w podróż na Dziki Zachód.
„Don’t Tell Me” wraz z oryginalną choreografią nigdy nie brzmiało lepiej - poczułem się przez chwilę tak, jakby wszystkie wspomnienia z początku nowego millenium wróciły w mgnieniu oka. Podczas utworu „Mother & Father”, pochodzącego z albumu „American Life”, piosenkarka złożyła hołd swojej matce, Madonnie, która zmarła na raka, gdy ta miała pięć lat. Śmierć matki mocno ukształtowała piosenkarkę, o czym wielokrotnie wspominała. W jednym z wywiadów artystka zapytana przez dziennikarza „Czy jest coś, za co oddałabyś całą sławę i fortunę?” bez wahania odpowiedziała, że „za matkę”. W trakcie finału utworu, do piosenkarki dołącza syn, David Banda, którzy razem rozliczają się ze swoich żali i pretensji do jeszcze żyjących ojców. To bardzo ważny i chwytający za serce moment w trakcie koncertu.
Po emocjonującym rozliczeniu się z przeszłością Madonna chwyciła za gitarę, by zaśpiewać acapella utwór z repertuaru Glorii Gaynor, „I Will Survive”, który mając na względzie ostatnie wydarzenia z życia artystki, był niezwykle przejmującym i wzruszającym występem. Kilkanaście tysięcy osób z włączonymi latarkami rozświetliło arenę, śpiewając jednym głosem refren, płynnie przechodząc do „La Isla Bonita” i „Don’t Cry For Me Argentina”. W pewnym momencie jedna z tancerek z napisem „NO FEAR” na plecach założyła na plecy Madonny, tęczową flagę, pokazując wsparcie i zaangażowanie na rzecz społeczności LGBTQ.
Gdy Madonna za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych w ubiegłym roku ogłosiła, że wyrusza w trasę koncertową, celebrującą swoje dziedzictwo artystyczne, fani jak i krytycy zastanawiali się, jakie utwory znajdą się w oficjalnej set liście. Zaskoczeniem może być chociażby utwór „Bedtime Story” z 1994 roku, który od momentu premiery nigdy nie znalazł się w oryginalnej wersji na trasie koncertowej. Madonna w kryształowym kostiumie, zaprojektowanym przez Atelier Versace pojawiła się na ruchomym sześcianie, który z każdej strony przedstawiał surrealistyczne wizualizacje stworzone przez Brazylijskiego artystę, Gabriela Massana.
W trakcie futurystycznej wersji „Ray Of Light”, artystka dosłownie unosiła się w powietrzu, na specjalnie zaprojektowanej platformie, udowadniając, że wiek to tylko cyfry. Po energetycznym występie Madonna zaśpiewała pierwszy raz od trzydziestu lat, balladę „Rain”, hipnotyzując swoim głosem zebraną publiczność. W trakcie „Like A Virgin” Madonna złożyła hołd Królowi Muzyki Pop, Michealowi Jacksonowi, pokazując jednocześnie zdjęcia obojga artystów.

Podsumowanie

Trasa The Celebration Tour jest dziedzictwem artystycznym Madonny, która od samego początku zachwyca nietypowym repertuarem. Wbrew powszechnej opinii nie jest to trasa typu „greatest hits”. To opowieść o wyjątkowej karierze, która trwa nieprzerwanie od 1982 roku, wzlotach i upadkach, ale przede wszystkim zabawie. W końcowych momentach koncertu, gdzie w tle słychać dźwięki „Bitch I’m Madonna”, na scenie inspirowanej Nowym Jorkiem pojawia się aż 17 tancerzy w kostiumach odzwierciedlających najbardziej ikoniczne wcielenia Madonny.
Sama artystka, która jeszcze pół roku temu przebywała na oddziale intensywnej terapii, cieszy się pełnią życia, jednocześnie przeżywając na nowo swoją inspirującą karierę. W materiale wideo wyświetlanym w trakcie koncertu, przedstawiającym wycinki prasowe i najsłynniejsze sesje wizerunkowe gwiazdy z ostatnich czterdziestu lat, najmocniej wybrzmiewa stwierdzenie „starzenie się jest grzechem”. I chociaż Madonna sprzedała dotychczas 400 milionów płyt na całym świecie, co czyni ją najlepiej sprzedającą artystką wszech czasów, jak sama mówi
„najbardziej kontrowersyjną rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiła to to, że jeszcze nie umarła”.
tekst i fot: Daniel Matejczyk
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement