Ze swojego zajęcia zrezygnować musiał również 29-letni Marcin Lanc z Krakowa, który przed pandemią koronawirusa był artystą ulicznym. Wpadł więc na pomysł, aby "zarobić" na utrzymanie dzięki sprzątaniu lasów. W tym celu założył zrzutkę, a efekt przeszedł jego najśmielsze oczekiwania. Choć ze względu na starą kontuzję musiał niespodziewanie przerwać projekt, teraz znów wraca do sprzątania. Udało mu się również kupić wymarzonego vana, w którym zamieszka i... będzie sprzątać dalej!
Zebrał 8000 litrów śmieci, ale końca nie widać
- Czekam na odbiór Vana, który wkrótce będzie moim domem. W tym momencie zbieram na remont auta i jego wyposażenie.
Zacząłem tę zbiórkę pieniędzy ponieważ szukałem sobie zajęcia, które pozwoli mi na bycie wolnym, to jest niepracowanie pod kimś. Wybrałem sprzątanie lasu, ponieważ jest to czynność bezwzględnie dobra i mi jako dumnemu człowiekowi nie przynosi to ujmy, nie czuję też wstydu że zorganizowałem zrzutkę, sam nie dałbym rady spełnić marzenia jakim jest posiadanie Vana. Próbowałem kilka razy i za każdym razem musiałem wydać na coś oszczędności, tym razem przyszła corona i sami wiecie.
Gdy zaczynałem tę zrzutkę nie słyszał o mnie nikt, z pomocą ludzi udało się rozprowadzić IDEĘ sprzątania lasu do tysięcy ludzi. Nie wiem jak można wycenić tę wartość dodaną, pozostawiam to Wam -brzmi fragment opisuwznowionej zrzutki. Sprzątanie rozpoczął od Zalewu Zakrzówek czyli jeziora w Krakowie. Od początku traktował osoby wpłacające pieniądze na zrzutkę jako swoich pracodawców i regularnie aktualizował informację o swoich postępach. Nieśmiało wyraził także nadzieję, że może uda się uzbierać również na starego vana. Z pomocą internautów w kilka dni udało mu się przekroczyć wyznaczoną sumę. Pracował tak ciężko, że się przeciążył, więc zakończył zrzutkę. Nie chciał nie wywiązywać się z obowiązków. Zmienił zdanie dopiero pod wpływem internautów, którzy okazali mu ogromne wsparcie. Reaktywował zrzutkę, kupił vana, w którym zamieszka i zamierza sprzątać dalej. W związku z tą niezwykłą historią, postanowiliśmy zapytać Marcina m.in. o to, jak ten projekt odmienił jego życie, a także co planuje dalej.
Czego nauczyłeś się o sobie w tracie tego projektu?
Marcin Lanc: W trakcie wykonywania swojej pracy czyli sprzątania lasu, zaczęła boleć mnie prawa noga, którą uszkodziłem dość poważnie w zeszłym roku. Przeciążyłem się. Miałem poczucie, że skoro ludzie wysyłają mi pieniądze, to muszę dać z siebie 150%. Ledwo mogłem sobie wyobrazić dzień przerwy. Teraz uważam, że mogłem to zaplanować bardziej rozsądnie. Nie brałem też pod uwagę, że robiąc taką zrzutkę, będę wynagradzany przez ludzi za szerzenie idei. Niektórzy ludzie pisali mi, że dzięki temu projektowi zmieniam świat.
Przytłoczył cię zamiar sprzątanego terenu?
Marcin Lanc: Przez pierwszy tydzień w ogóle nie umiałem powiedzieć „dość”. Jeżeli sprzątasz np. swój dom, to w pewnym momencie jest koniec. W lesie tak nie ma - jest jedna folia, druga, trzecia i kolejna. Jeżeli nie powiesz sobie, że jutro przyjdziesz do lasu i weźmiesz tę folię, to nigdy z niego nie wyjdziesz. Ja nigdy z niego nie wyszedłem – miałem poczucie, że zawodzę tych ludzi, którzy wpłacają pieniądze na zbiórkę. To było bardzo emocjonalne i to mnie trochę przerosło.
Zawsze będzie kolejna kupka śmieci, prawda?
Marcin Lanc: Przez chwilę straciłem radość z tego, że sprzątam. Przytłoczyło mnie to na tyle, że zdecydowałem się tymczasowo wstrzymać zbiórkę. Obecnie pracuję nad tym, aby wyrobić sobie nawyk i aby zarazić tym innych ludzi. Na początku nie zaliczałem tego na poczet sprzątania, ale to też jest mój wkład.
A co dalej? Nadal planujesz zamieszkać w vanie i podróżować po Polsce?
Marcin Lanc: Musiałem ułożyć sobie parę rzeczy w związku z moim poprzednim zajęciem i tym, czy ma ono rację bytu w obecnej sytuacji. Wcześniej mówiłem, że posiadanie vana i sprzątanie jest moim marzeniem, lecz zacząłem zastanawiać się czy rzeczywiście jestem w stanie wycenić na tyle swoją pracę. Zastanawiałem się, jak to wygląda z moralnego punktu widzenia. Kiedy zobaczyłem, że na zrzutce jest niemal 9 tysięcy złotych, to ze skromności uznałem, że tyle mi wystarczy. Wypadłem z tego rollercoasteru: przeciążyłem się, zakończyłem zrzutkę, ale nie miałem poczucia straty. Chcę jednak robić to dalej - chcę wyrobić w sobie nawyk. Dopiero gdy odbyłem kilka rozmów, odżyła we mnie chęć działania Reaktywowałem zrzutkę, żeby uzbierać na remont vana i jego wyposażenie. Będzie van - będę w nim mieszkać, sprzątać dalej i podróżować po Europie!
W jaki sposób wyrabiasz sobie ten nawyk?
Marcin Lanc: Zawsze mam ze sobą dwa worki i parę rękawiczek, dzięki którym wygodniej się zbiera. Jak masz sprzęt, to jest zupełnie inaczej. Wystarczy prześledzić proces: wchodzisz do lasu, widzisz śmiecia, który jest brudny i szukasz miejsca, gdzie możesz go wyrzucić. Jeżeli kosz jest 500 metrów dalej, to go nie podniesiesz, żeby się nie pobrudzić. Aby uciąć wszelkie spekulacje, trzeba być po prostu przygotowanym. Jest śmieć, mam czym go podnieść i mam gdzie go włożyć. Dlatego trzeba mieć ze sobą sprzęt i być przygotowanym. Wtedy te podstawowe kwestia rozwiązują się same.
Co najbardziej cię zaskoczyło podczas sprzątania?
Marcin Lanc: Mój spokój wewnętrzny. Zacząłem chodzić spać o 22, żeby wstawać rano i działać dalej. Najbardziej zaskoczyło mnie to, jaką miałem zajawkę sprzątając śmieci. To niemal jakbym coś kolekcjonował. Ostatnio znalazłem w środku lasu winietę z Austrii z 2015 roku czy lampę samochodową. Próbuję czasem odwzorować proces myślowy takich ludzi, ale bezskutecznie. To na swój sposób kuriozalne.
Dlaczego według ciebie ludzie nie mają poczucia obowiązku dbania o planetę?
Marcin Lanc: My jesteśmy zwierzętami, które mają możliwość abstrakcyjnego myślenia. Rządzimy światem, podporządkowujemy sobie inne gatunki. Nawet jeśli tygrys może nas rozszarpać, to zanim zdąży to zrobić, możemy go zastrzelić lub zamknąć w klace. Będąc na tej planecie powinniśmy jednak zacząć w jakiś sposób współżyć. Zatraciliśmy kontakt z naturą, ale możemy do niego wrócić. Ludzie, którzy śmiecą, są w dużej mierze odcięci od tej natury. Dla mnie to niepojęte. Ja jak patrzę na mrówki, to jestem szczęśliwy, bo zawsze robią coś ciekawego. Nawet komary mi nie przeszkadzają! Ekscytuje mnie, to co widzę. Gdyby ci ludzie również to mieli, to pewnie zauważyliby, jak bardzo do lasu nie pasuje foliówka. Nie pasuje i już.