Maria Dębska: „Kalina była spełnieniem moich marzeń. Nie lubię jednak po wielokroć odgrzewać rzeczy, które znam” [WYWIAD]
03-08-2023
![Maria Dębska: „Kalina była spełnieniem moich marzeń. Nie lubię jednak po wielokroć odgrzewać rzeczy, które znam” [WYWIAD]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/64cb7c7571187705b7348fee/003758860027r.jpg)
![Maria Dębska: „Kalina była spełnieniem moich marzeń. Nie lubię jednak po wielokroć odgrzewać rzeczy, które znam” [WYWIAD]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/64cb7c7571187705b7348fee/003758860027r.jpg)
Maria Dębska sukcesywnie i z cierpliwością wspina się po szczeblach kariery aktorskiej. Momentem przełomowym, dzięki któremu zadomowiła się w umyśle szerokiego odbiorcy, była główna rola w filmie „Bo we mnie jest seks”, opowiadającym o Kalinie Jędrusik, naczelnej skandalistce kina i estrady w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Dębska, choć świadoma swojej kobiecości, nie daje się jednak wepchnąć do szufladki, stale szuka wyzwań i odsłania przed widzem kolejne wersje siebie.
Zawsze wyobrażam sobie, że dla aktorek i aktorów wywiady to męka. Muszą ich udzielać mnóstwo, stale słyszą te same pytania.
Bywają momenty, kiedy pytania się powtarzają, podobnie jak zdarzają się kumulacje wywiadów, na przykład na festiwalach filmowych. Miałam tak w Gdyni, gdy promowaliśmy „Bo we mnie jest seks”. Nie dość, że przez kilka dni bez przerwy mówiłam, to jeszcze ciągle mówiłam o sobie. Wciąż i wciąż słyszałam swój głos. W przerwach błagałam znajomych, by mówili do mnie cokolwiek, bylebym nie musiała się odzywać. Lubię gadać o filmach, ale zdecydowanie wolę rozmowę, niż mówienie o sobie i swojej pracy. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się sporadycznie, przy intensywnej promocji filmu.
Teraz masz spokojniejszy czas? Zaraz premiera „Pana samochodzika” [rozmowa odbyła się przed premierą – przyp. red.].
Z premierami filmów na serwisy streamingowe jest trochę inaczej. Nie ma spotkań z widownią, nad czym ubolewam, bo uwielbiam ten kontakt. Planuje się mniej wywiadów i spotkań z dziennikarzami, ponieważ tych filmów zazwyczaj nie ma na festiwalach. Niedawno skończyłam zdjęcia do serialu dla Canal+, który kręciliśmy przez ostatnie cztery i pół miesiąca. Całość będzie miała premierę w przyszłym roku.
Co to za serial?
„Kiedy ślub” w reżyserii Piotra Domalewskiego i Łukasza Ostalskiego. To historia pary trzydziestolatków, którzy są razem od czasów liceum, mają wspólne życie i psa. W pierwszej scenie się rozstają. Mam wrażenie, że takiej historii wcześniej w Polsce nie było. Inspirowaliśmy się między innymi serialami „Normalni ludzie” i „Dziewczyny”. Trochę bez filtra i bez cenzury. To opowieść o naszym pokoleniu, napisana przez jednych z nas, tworzona przez ludzi w podobnym wieku i o podobnych doświadczeniach. Czułam, że to niejako wspólna historia nas wszystkich.
W takim razie co jest tym wspólnym doświadczeniem millenialsów?
Moja bohaterka z jednej strony jest bardzo dojrzała i zaradna, ma wszystko pod kontrolą, lecz jednocześnie jest totalnie niepoukładana. Zderza się z wymaganiami i wzorcami mówiącymi, że w wieku trzydziestu lat powinna zawodowo znajdować się już w określonym miejscu, mieć męża, dzieci, jakąś stabilizację, co jakiś czas wykonywać kolejny duży krok. Ona jednak nie potrafi zrobić tego kroku, bo… no właśnie, nie jest jeszcze pewna, kim jest ani czego chce, choć wymagania stawia sobie ogromne. Przecież nasi rodzice w naszym wieku znajdowali się już w innym miejscu.
Są memy w stylu: „Moi rodzice w wieku dwudziestu pięciu lat”, którzy mówią: „Weźmy ślub” albo „Miejmy dziecko”, a obok dziecko tej pary w tym samym wieku, zastanawiające się nad jakimiś głupotami.
Moja mama w moim wieku zaczynała kolejne studia, ja miałam wtedy prawie dziesięć lat. Wśród moich najbliższych przyjaciółek tylko dwie mają dzieci i to jeszcze malutkie. Wszystko dzieje się w innym tempie niż kiedyś. Niby jesteśmy dorośli, ale wciąż sporo w nas z dziecka. Jesteśmy dojrzali, często świetnie sobie radzimy zawodowo i jesteśmy świadomi samych siebie, często dokładnie przeterapeutyzowani. Z drugiej strony trudniej przychodzą nam poważne decyzje.

fot. Kasia Bielska
Przeterapeutyzowani w negatywnym sensie?
Pozytywnym. Niedawno słuchałam podcastu o pokoleniu naszych babć, nazywanym pokoleniem ciszy. Wówczas kobiety nie mówiły o swoich potrzebach ani problemach czy trudnych doświadczeniach. Mam wrażenie, że w naszym pokoleniu przechyla się to na drugą szalę. To oczywiście generalizowanie, ale moim zdaniem naprawdę wiele się zmieniło.
Chyba jest też tak, że ta samoświadomość i refleksyjność utrudnia podejmowanie decyzji?
W pewnym sensie na pewno. Myślę, że ten serial dobrze to oddaje. Po przeczytaniu scenariusza pomyślałam: „Jezu, to zostało napisane językiem, którym mówimy. Nie będę udawać ani dojrzalszej, ani głupszej niż jestem. Scenarzyści zdołali ująć rozpiętość naszego doświadczenia”. W końcu podczas jednego wieczoru z przyjaciółką potrafimy rozmawiać o filozofii i o nowym facecie, o wielkich rozterkach i kompletnych pierdołach. Nasz serial też taki jest. Ten scenariusz skradł moje serce, poczułam, że muszę wziąć w tym udział. Co prawda zdjęcia do „Kiedy ślub” zbiegły się w czasie z innym projektem, nad którym pracowałam, więc połączenie tego stanowiło dla mnie spore wyzwanie.
Musiałaś z czegoś zrezygnować?
Nie, robiłam dwie rzeczy naraz; jednocześnie zdjęcia i główna rola w teatrze. Każda minuta mojej doby była wypełniona do ostatniej sekundy. To wyczerpujące, ale cieszę się, że udało się to połączyć. Taki zawód… Bywa, że przez pół roku nic nie robisz, a kiedy indziej pracujesz od rana do nocy. W tym wypadku nie żałuję, ponieważ mam poczucie, że pracowałam nad czymś, co ma dla mnie dużą wartość. Pragnęłam zostać częścią tej historii: jesteś z kimś i kochasz go na tyle, że nie potrafisz się z nim rozstać. Życie z nim nie prowadzi do niczego, ale nie wyobrażasz sobie go stracić. W przypadku mojej bohaterki jej chłopak nie potrafi podejmować decyzji. Są razem, ale nie ruszają się w żadną stronę. To nie jest historia o wielkich tragediach, ale właśnie o takich niuansach.
Masz poczucie, że ta rola była dla ciebie lustrem?
Bardzo czekałam na takie wyzwanie zawodowe. Miałam ogromny apetyt na rolę, która nie jest o mojej seksualności i kobiecości. Na coś, co nie będzie „glamour”. Na rolę zwykłej dziewczyny, na bohaterkę mierzącą się z dylematami mojego pokolenia.
Po roli Kaliny Jędrusik znalazłaś się w szufladzie?
To wspaniała szuflada, z różowego pluszu, ale nie chciałam się w niej zamknąć. Kalina była spełnieniem moich marzeń, wspaniale to wspominam. Nie lubię jednak po wielokroć odgrzewać rzeczy, które już znam. Chcę się rozwijać. W „Kiedy ślub” przez większość czasu na ekranie biegam bez makijażu, w dresie, bez stanika, bez filtra. Gram normalną dziewczynę, właściwie dziewczynę z sąsiedztwa. Poczułam, że w końcu mogę wypuścić powietrze, wcielając się w jakąś rolę. To bardzo ciekawy przypadek, nie tylko głębokie studium rozpadającej się relacji romantycznej, ale również skomplikowanych relacji z przyjaciółką i rodzicami.
Co zmieniła w twoim życiu rola Kaliny?
Dała mi mnóstwo wspaniałych rzeczy, między innymi pewne uznanie i kolejne propozycje. Kończąc szkołę teatralną, marzyłam o znalezieniu się w takiej sytuacji. Poza tym dopiero przy Kalinie naprawdę mocno poczułam, że potrafię udźwignąć główną rolę.
Czego bałaś się najbardziej?
To ogromna odpowiedzialność i ciężar, ale też super wyzwanie. Po raz pierwszy grałam w każdej scenie filmu. Nie tylko musiałam wcielić się w swoją postać, ale też trzymać w ryzach opowieść i stale mieć świadomość całej historii, długiego przebiegu emocjonalnego postaci. Bałam się, że będę niewystarczająca. Niewystarczająco „wyjątkowa”. Za mało seksi, za mało jak prawdziwa Kalina, że nie zadowolę wszystkich. Ale też o tym jest ta postać – żeby nie oglądać się na innych. Nie robić tego, czego wszyscy od ciebie oczekują, i działać po swojemu. Ona taka była i tego się od niej nauczyłam. Przygotowując się do tej roli, zrobiłam ogromny research. Swego czasu codziennie odbierałam telefon od kogoś, kto opowiadał mi o Kalinie. Byłam przeładowana informacjami, dlatego kilka tygodni przed zdjęciami w końcu powiedziałam: „Stop”; jutro jest klasówka, dziś już się nie uczę. Zarezerwowałam czas dla siebie, zaufałam sobie.
Ta rola zmieniła cię jako osobę?
Od początku wiedziałam, że wiele mnie różni od Kaliny. Miała w sobie odwagę i bezwstydność, która mnie fascynuje, ale jednocześnie daleko mi do niej. Wchodząc jednak głębiej w jej osobowość, zrozumiałam, że ona także miała w sobie mnóstwo nieśmiałości i obaw, czy się spodoba, czy będzie wystarczająca. Wtedy poczułam tę postać – nie po fasadzie, lecz po lękach. Zderzenie z taką osobowością bardzo mnie otworzyło, szczególnie że wcześniej trochę się wstydziłam swojej kobiecości. Byłam dość konserwatywnie wychowana. Dziewczynka, wiadomo, ma być grzeczna, posłuszna, skromna, musi uważać na to, czego nie wypada. Już w szkole teatralnej wiedziałam, że w przyszłości będę musiała korzystać ze swojego ciała i kobiecości. Pracowałam nad tym, ale dopiero przy roli Kaliny nastąpił przełom. W tym samym czasie w teatrze usłyszałam od pewnej reżyserki: „A dlaczego nie możesz być przez chwilę głupia? Nie możesz być trzpiotką? Dlaczego boisz się, że jak na chwilę spuścisz z tonu i trochę się powygłupiasz, ludzie przestaną traktować cię poważnie?”. To wszystko sprawiło, że nabrałam luzu. Tak jak u Kaliny: możesz założyć dekolt do pasa, ale to twój dekolt i nikomu nic do tego. Ty wyznaczasz granice i się definiujesz. Zabawne, że nauczyła mnie tego kobieta, która żyła sześćdziesiąt lat temu.
Na szczęście teraz już inaczej wychowuje się dziewczynki. Bardziej liberalnie.
Możliwe, choć wszyscy pochodzimy z różnych środowisk i rodzin. W moim przypadku babcia była siłą konserwatywną, a mama liberalną. Była dla mnie bardziej jak przyjaciółka niż królowa na tronie, której trzeba się kłaniać. Miałam więc różne wzorce. Możliwe, że jesteśmy takim pokoleniem przejścia, mającym więcej przestrzeni i możliwości kierowania się tam, gdzie czuje się więcej powietrza.

fot. Kasia Bielska
Twoim zdaniem kobiety teraz mają więcej powietrza? Co chwilę pojawiają się dyskursy feministyczne próbujące podważać ten gorset wymagań.
Mówi się o tym, ale nie oznacza to, że te podskórne wymagania wobec nas samych zupełnie znikają. Sama je czuję. Mogę nie usłyszeć tego od kogoś, ale ten głos tkwi w mojej głowie, ponieważ w tym wyrosłam. Moje przyjaciółki, dziewczyny wokół mnie też tak mają.
Co mówią te głosy w głowie?
Że musisz spełniać ogólnie przyjęte wymagania, że masz zawsze być miła, że musisz chcieć mieć dziecko, założyć rodzinę, że lepiej, żebyś zarabiała mniej od swojego faceta. Że nie powinnaś histeryzować. Takie patriarchalne wymogi dotyczące tego, jak żyć, czego chcieć, w którą stronę się rozwijać.
I jak dyskutujesz z tymi wewnętrznymi głosami? Sama, z pomocą przyjaciółek, terapii?
Terapia wiele mnie nauczyła, przede wszystkim wsłuchiwania się w siebie. Pewne kwestie omawiane na terapii wywróciły moje życie do góry nogami, ale na początku miałam duże opory, by tak się przed kimś otworzyć, to nie był łatwy proces. Zresztą o to też chodzi, żeby zadawać sobie pytania, których się boisz.
Ludzie idą przez życie, nie zastanawiając się nad najważniejszymi sprawami?
Myślę, że często tak działamy. Nieraz nagle się orientujesz, że studia, które skończyłaś, tak naprawdę wybrali za ciebie rodzice. Że jesteś z kimś w związku tylko dlatego, że długo za tobą chodził. Że zakładasz rodzinę, bo tak trzeba i wypada, bo już najwyższa pora i niedługo będzie za późno.
Bycie aktorką stanowi dla ciebie źródło dodatkowej presji? Interesują się tobą media, które wywlekają różne rzeczy publicznie, ludzie oceniają twój wygląd i wybory.
Pracuję swoimi emocjami i warsztatem, ale też twarzą i ciałem, co niesie za sobą konsekwencje, jak choćby to, że ludziom wydaje się, że mogą napisać i skomentować wszystko. Staram się w tym nie tkwić i nie poświęcać temu uwagi, ale czasem nie ma ucieczki. To skutek uboczny mojego zawodu. Nie dzielę się każdą godziną mojego życia w internecie i staram się zachować przestrzeń dla siebie, ale nie mam wpływu na bzdury, które nieraz czytam na swój temat. Nie wchodzę jednak w dyskusje, bo moim zdaniem nie ma to sensu i kosztuje za dużo nerwów. Zdarza się, że dostajesz ważną nagrodę, a prasę i tak interesuje jedynie, czy było widać twoje majtki albo że z kimś się rozstałaś. To okrutne. Zastanawiam się, czy w przypadku mężczyzn te proporcje uwagi też są tak zaburzone. Gdybym mogła wyłączyć ten element ze swojego życia, chętnie bym to zrobiła.
Co robisz, żeby nie zwariować i „dotykać trawy”?
Moje najlepsze przyjaciółki to osoby spoza branży, przyjaźnimy się od liceum. Nasze relacje przetrwały studia, wyjazdy do innego miasta, mieszkanie zagranicą. Wkładamy mnóstwo pracy w to, aby cały czas być blisko. Bywały noce, kiedy wieczorem jechałam z Łodzi do Warszawy tylko po to, żeby spotkać się z okazji urodzin jednej z nas, po czym wracałam na zajęcia na siódmą rano. To dla mnie jasne i proste. Każda z nich robiła dla mnie to samo. To one trzymają mnie przy ziemi, wspierają mnie przy największych sukcesach, ale i w najgorszych momentach.
Chodzisz na imprezy branżowe?
Jeśli nie muszę gdzieś się pojawiać, raczej tego nie robię. Co jakiś czas wpadam na jakąś imprezę branżową, zwłaszcza jeśli organizuje ją ktoś mi bliski. Lubię też czasem pojechać na festiwal filmowy pooglądać filmy i spotkać się ze znajomymi.

fot. Kasia Bielska
Nie odczuwasz ciśnienia, żeby bywać, pokazywać się i nie wypaść z obiegu?
Nie zastanawiam się nad tym. Kiedy jestem w zdjęciach, po prostu nie mam na to czasu albo spotykam się z przyjaciółmi w kameralnym gronie. Nie przeszkadza mi, że przez dłuższy czas media mogą o mnie milczeć. Nie bywam, bo mi się to opłaca. Jeśli mam luźniejszy czas i ochotę wyjść do ludzi, to to robię, ale nie chciałabym uczynić z tego sposobu na życie.
Aktorstwo nie było twoim pierwszym wyborem. Byłaś pianistką. Nadal grasz?
Trochę tak. Fortepian zamieniłam na pianino, mam je w domu.
Co pchnęło cię w stronę aktorstwa?
Zawsze lubiłam filmy, lubiłam się wygłupiać. Nigdy jednak nie zajmowałam się na poważnie niczym, co kojarzyłoby się bezpośrednio z aktorstwem. Nie uczęszczałam na kółko teatralne, nienawidziłam publicznie recytować wierszy w szkole. Całe dzieciństwo spędziłam przy fortepianie. Uwielbiałam to. W pewnym momencie zadałam sobie jednak pytanie, czy tak chcę spędzić całe życie. Stwierdziłam, że nie wiem. Wiedziałam, że lubię grać dla siebie, ale występowanie było dla mnie męką. Zaczęłam się więc rozglądać. Moi przyjaciele zdawali do szkoły teatralnej, mama też zaczynała pracę z filmem. Zdawała do szkoły filmowej, kiedy miałam trzynaście lat.
Czyli nie jesteś nepo baby?
Nie wydaje mi się. Mama zajmowała się czymś zupełnie innym i tak naprawdę stawiała pierwsze kroki w zawodzie chwilę przed tym, kiedy sama poszłam do szkoły filmowej. Na egzaminy trafiłam nieco przypadkowo. Nie byłam dobrze przygotowana, choć czułam się tak naprawdę lepiej niż przed koncertem, do którego przygotowywałabym się pół roku. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Sytuacja egzaminu jest opresyjna, w tamtym przypadku dodatkowo absurdalna z uwagi na moje nieprzygotowanie, ale zdecydowałam się spróbować. Przy trzecim podejściu byłam już przygotowana i dostałam się, co nie zmienia faktu, że było to nieracjonalne. Zostawiłam coś, co naprawdę potrafiłam, na rzecz czegoś, o czym nie miałam pojęcia. Nieraz słyszałam od bliskich, że zmarnowałam wiele lat.
Ile miałaś lat, kiedy zaczęłaś grać?
Siedem.
Czyli to nie była twoja świadoma decyzja. Może chciałaś mieć poczucie, że tym razem dokonujesz tego wyboru jako dorosła osoba.
Na pewno, choć miałam też zajawkę na muzykę klasyczną. Nie trzeba było zaganiać mnie do lekcji, czerpałam z tego ogromny fun.
Zastanawiasz się czasem, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś została przy muzyce?
Oczywiście. Dwa lata temu, oglądając konkurs chopinowski, patrzyłam na ludzi, z którymi chodziłam do szkoły muzycznej. Ogromnie ich podziwiam, ale jednocześnie czuję, że nie odnalazłabym się w tym. Teraz wiem, że moja praca jest spójna z moimi potrzebami i energią. W życiu muzycznym miałam też ogromny problem z samotnością. Gra na fortepianie to solowa praca, a ja potrzebuję ludzi wokół siebie.
Pod koniec 2022 roku powiedziałaś, że to dobry rok – zawodowo i wewnętrznie. Jaki jest 2023?
Lepszy. Czuję większy spokój i wielki apetyt. Zrobiłam już dwie super rzeczy – serial i sztukę w Teatrze 6. piętro. Poza tym piszę scenariusz filmu, w którym chciałabym również zagrać.
Możesz coś zdradzić?
To adaptacja polskiej powieści, która mnie absolutnie rozłożyła. Marzenie, które powoli się realizuje.
A masz w planach jakiś odpoczynek?
Oczywiście. Uwielbiam podróże, nieważne, czy z przystankiem w pięknym hotelu, czy z plecakiem na plecach w Azji. Uwielbiam poznawać nowe miejsca i próbować rzeczy, których nie znam. To też totalnie kulinarne podróże. Gdybym wiedziała, że w jakimś miejscu jest okropne jedzenie, mniej chciałoby mi się tam jechać.
Czyli Włochy to wymarzony kierunek.
Zdecydowanie, uwielbiam to miejsce. Byłam prawie we wszystkich regionach. Najczęściej odwiedzałam Toskanię, ale kocham też dziką, turkusową Kalabrię, Sycylię, Sardynię, Rzym. Planuję też w końcu nauczyć się włoskiego.
Maria Dębska – aktorka teatralna, telewizyjna i filmowa, pianistka. Kinowej publiczności jest znana z filmów takich jak: ,,Bo we mnie jest seks”, „Zabawa, zabawa”, „Cicha noc”, „Moje córki krowy”, ,,Piłsudski”, „Demon” czy „Czarny Mercedes”. Na deskach teatralnych zadebiutowała w Teatrze Studio w Warszawie, w spektaklu „Ripley pod ziemią” w reżyserii Radosława Rychcika. Obecnie można ją oglądać w Teatrze Polonia w sztuce ,,Mąż i żona” (reż. Krystyna Janda), w „Och Teatrze” w sztuce „Coś tu nie gra” (reż. Krystyna Janda) oraz w spektaklu ,,Król” na podstawie powieści Szczepana Twardocha w Teatrze Polskim w Warszawie (reż. Monika Strzępka). Otrzymała nagrodę podczas 46. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni za Najlepszą Główną rolę kobiecą w filmie „Bo we mnie jest seks”.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 114 Tamte dni, tamte noce 2023, tekst: Dominika Sitnicka. Wszystkie zdjęcia z sesji do zobaczenia w magazynie drukowanym.
zdjęcia Kasia Bielska / Papaya Roster
stylizacja Marcela Stańczyk
makijaż i włosy Anna Stykała / D’Vision Talents
modelka Ania Gołębiowska / Model Plus
scenografia Piotr Szczęśniak
asystent fotografki Gabriel Orłowski / Daylight Studio
asystentka stylistki Iga Trydulska
produkcja Karolina Bordo / K MAG
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 114. numer K MAG-a „Tamte dni, tamte noce”
![W interaktywnym romconie Netflixa widzowie decydują o losach bohaterki [ZWIASTUN]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/64ca6b8b71187705b7348fb6/000HHC0TP14GYGEP-C122-F4.jpg)
W interaktywnym romconie Netflixa widzowie decydują o losach bohaterki [ZWIASTUN]

12 znakomitych filmów z niesymulowanymi scenami seksu

Somaya Critchlow – nowe nazwisko na rynku sztuki
![Japończyk wydał majątek, aby zostać psem. Wyszedł na swój pierwszy spacer [WIDEO]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/64c9166171187705b7348eb9/czlowiek-pies.jpg)
Japończyk wydał majątek, aby zostać psem. Wyszedł na swój pierwszy spacer [WIDEO]

Regards Coupables – seksualność jako natura człowieka
Polecane

10 powodów, dla których warto kupić 114. numer K MAG-a „Tamte dni, tamte noce”
![W interaktywnym romconie Netflixa widzowie decydują o losach bohaterki [ZWIASTUN]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/64ca6b8b71187705b7348fb6/000HHC0TP14GYGEP-C122-F4.jpg)
W interaktywnym romconie Netflixa widzowie decydują o losach bohaterki [ZWIASTUN]

12 znakomitych filmów z niesymulowanymi scenami seksu

Somaya Critchlow – nowe nazwisko na rynku sztuki
![Japończyk wydał majątek, aby zostać psem. Wyszedł na swój pierwszy spacer [WIDEO]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/64c9166171187705b7348eb9/czlowiek-pies.jpg)
Japończyk wydał majątek, aby zostać psem. Wyszedł na swój pierwszy spacer [WIDEO]


