Marta Zalewska to objawienie na polskiej scenie. Imponuje autentycznością w epoce sztuczności
Autor: Karol Owczarek
18-12-2018


Przeczytaj takze
Jeździ chopperem, szykuje się do triathlonu, fascynuje ją ruch hippisowski. Przede wszystkim jednak Marta Zalewska to wrażliwa artystka o godnej podziwu wszechstronności. Multiinstrumentalistka po szkole muzycznej, nagradzana wokalistka, a do tego twórczyni tekstów. Gra autorskiego, zadziornego rocka w starym, dobrym stylu, dlatego nazywa się ją współczesną mieszanką Janis Joplin i Jimiego Hendriksa. Właśnie wygrała konkurs „Wydaj płytę z Będzie Głośno!” radiowej Czwórki, w którym udział wzięło 169 artystów i do którego zgłoszonych zostało ponad 1000 piosenek w niemal wszystkich gatunkach muzycznych. Pełna autentyzmu i emocji muzyka Zalewskiej okazała się bezkonkurencyjna, a dzięki wygranej artystka wydała swój debiutancki album.
K MAG: Będzie o tobie głośno?
Marta Zalewska: Mam taką nadzieję - póki co, wzięliśmy sobie z zespołem do serca tytuł konkursu i na koncertach gramy dość głośno [śmiech]. Konkurs “Wydaj płytę z Będzie Głośno” zwrócił moją uwagę wyjątkową formułą - warunkiem zgłoszenia się było zaprezentowanie pełnego, nagranego i gotowego do wytłoczenia albumu. Czwórka postanowiła ocenić debiutantów na podstawie około godziny muzyki każdego z nich - pełny album to już kompletna wypowiedź artystyczna. To wspaniałe podejście, zupełnie nieczęsto spotykane w dzisiejszych czasach szybkiego i łatwego dostępu do wszystkiego, miliona bodźców z każdej strony. Wytwórnie raczej niechętnie poświęcają czas nikomu nieznanym artystom zwłaszcza, że zgłaszają się ich setki. Ktoś może wysłuchać jednej piosenki, maksymalnie kilku...a tutaj jury wysłuchało 169 całych albumów. Ta inicjatywa wzbudza mój podziw i zaufanie oraz powoduje, że jeszcze dwa razy bardziej się cieszę, że to właśnie mi udało się ten konkurs wygrać.
Masz solidne wykształcenie muzyczne - ukończyłaś Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie, zwyciężałaś konkursy skrzypcowe i wokalne. Współcześnie, w muzyce popowej czy też w ogóle mainstreamowej, ceni się warsztat? Wiele gwiazd polskiej sceny to samoucy lub tzw. fenomeny internetowe. Ty wybrałaś tradycyjną ścieżkę kariery muzycznej.
Z pewnością to, że poszłam do szkoły muzycznej miało związek z wielopokoleniową tradycją muzyczną w mojej rodzinie. Edukacja muzyczna była dla mnie czymś naturalnym i oczywistym, sama od najmłodszych lat garnęłam się do instrumentów, które były w domu i bardzo chciałam uczyć się profesjonalnej gry. Uważam, że szkoła muzyczna nie jest koniecznie potrzebna, aby stać się artystą muzykiem, znamy wielu geniuszy, którym teoria muzyki nie była potrzebna do stworzenia własnego, fantastycznego języka i zawojowania całego świata swoją twórczością (np. Jimi Hendrix). Jednak zawsze ciekawi mnie, co by było gdyby taki geniusz-samouk tę edukację muzyczną przeszedł, gdyby do swojego wielkiego talentu dołączył teorię muzyki - jak wpłynęłoby to na jego twórczość i czy poszerzyłoby jego horyzonty muzyczne? Cieszę się, że jestem klasycznie wykształconą skrzypaczką - skrzypce to instrument trudny i jestem przekonana, że to on “nauczył” mnie w pewnym sensie grać na innych instrumentach strunowych. Gdy osiągnie się pewien stopień umiejętności gry na tak wymagającym instrumencie jakim są skrzypce, każdy kolejny instrument strunowy można opanować z większą łatwością.
Jesteś muzyczną konserwatystką? Stawiasz na żywe instrumenty, nieprzetworzony wokal, podczas gdy wszechobecne są autotune i syntezatory. Może takie organiczne granie jest właśnie pójściem pod prąd w dobie electropopowych klonów?
Tworząc, nie trzymam się żadnych założeń, może oprócz jednego - zależy mi, aby moje piosenki były szczere i oparte na prawdzie - zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej. Choć lubię tańczyć do muzyki elektronicznej i nie wyobrażam sobie tego bez “dobrego, tłustego beatu” to oczywiście bliżej mi do tzw. “żywych” instrumentów. Uważam, że dzięki nim można przekazać dużo więcej emocji, a według mnie, to o emocje właśnie w muzyce chodzi najbardziej. Nie staram się również podążać za modą - choć nowinki muzyczne oczywiście mnie interesują - opieranie swoich kompozycji na obecnie panującej modzie wydaje mi się mało sensowne. Moda przemija, a chyba największym marzeniem każdego artysty jest to, aby jego twórczość przetrwała i zyskała miano ponadczasowej.
Przywiązanie do autentyczności jest widoczne nawet na okładce twojej debiutanckiej płyty - gdzie znalazł się twój surowy portret. To świadoma decyzja i deklaracja światopoglądowa?
Zdecydowanie tak - zawsze podziwiałam osoby, które w dobie używania Photoshopa nieomal “z automatu”, niezależnie od realnej potrzeby edycji zdjęcia - decydowały się na okładki, na których widać pory skóry, zmarszczki, doświadczenie - prawdę o człowieku oraz czas, który płynie i zostawia ślad, czy tego chcemy czy nie. Mam nadzieję, że choć będzie to wymagać dużo większej odwagi niż obecnie - za 20, 30 lat równie mocno będę wierna tej idei [śmiech]. Jestem wielką fanką fotografii analogowej - i choć okładka mojej płyty to zdjęcie cyfrowe - chciałam, aby nawiązywało do prostych portretów, popularnych na okładkach płyt z lat 70-tych. Miałam to szczęście pracować z Anną Powałowską, która nie dość, że według mnie uchwyciła całą prawdę o mnie na zdjęciu, to jeszcze zgodziła się ze mną, że decyzja o braku edycji będzie strzałem w dziesiątkę.
W jednym z wywiadów zostałaś określona jako połączenie Janis Joplin i Jimiego Hendriksa. Takie etykiety są potrzebne? Zgadzasz się z nimi?
Sądzę, że tego typu porównania mogą pomóc słuchaczom przekonać się do nieznanego jeszcze szerszej publiczności, debiutującego artysty - sugerują, w jakiej estetyce się on porusza, czego można się muzycznie spodziewać. Porównania do Jimiego Hendrixa i Janis Joplin cieszą mnie, choć nie ukrywam, że są bardzo zobowiązujące...Wielce cenię tych artystów, inspirują mnie od lat i to dla mnie wielki zaszczyt, że ktokolwiek mógłby skojarzyć moją osobę z tymi legendarnymi postaciami.
Oprócz muzyki interesujesz się sportami wyczynowymi. To potrzeba adrenaliny, czy wręcz przeciwnie - chęć dania upustu emocjom?
Jedno i drugie! Mam w planach triathlon, ale niestety obecnie nie wystarcza mi czasu, aby regularnie trenować wszystkie trzy dyscypliny. Poza tym, nie mam raczej zbyt wiele wspólnego ze sportami wyczynowymi. Jeżdżę klasycznym motocyklem - chopperem i bardziej interesuje mnie długa, transcendentna podróż przed siebie, najlepiej po pustej jezdni, niż skoki crossem po lesie [śmiech]. Oczywiście jazda każdym motocyklem przynosi naturalny skok adrenaliny. Jestem osobą, która zdecydowanie potrzebuje silnych emocji, mocnych bodźców w życiu. Lubię żyć intensywnie, przeżywać każdy dzień jakby miał być ostatnim. Najsilniejsze, uzależniające wręcz emocje przeżywam grając autorskiego rock'n'rolla przed publicznością, więc scena to mój naturalny, drugi dom. Czuję, ze jestem na właściwej drodze - wydanie autorskiej płyty i koncerty z nią związane powodują, że żyję bardzo intensywnie, czyli tak jak najbardziej lubię.
"[...] sezonowa twórczość ma jednak równie sezonową publikę - dlatego wierzę, że choć droga dla niemainstreamowego artysty jest bardziej wyboista, to publiczność - gdy się już raz zdobędzie jej serce - zostaje z artystą na dłużej" - Marta Zalewska
Kariera muzyczna to też sport wyczynowy? W dobie internetu i licznych talent show mamy wręcz klęskę urodzaju jeśli chodzi o debiuty muzyczne, co zapewne utrudnia wyróżnienie się i zdobycie szerszej popularności, szczególnie bardziej wymagającą muzyką.
Granie na instrumencie i śpiewanie zdecydowanie są sportami wyczynowymi. Podobnie jak w sporcie, umiejętności te trzeba nabyć, pielęgnować i najlepiej całe życie rozwijać. Konkurs radiowej Czwórki “spadł mi z nieba” - zanim się zgłosiłam, myślałam już o wydaniu mojego materiału, ale spotykałam na swojej drodze różne trudności. Cieszę się, że Polskie Radio uwierzyło w moją muzykę i to wielkie szczęście, że dzięki Czwórce otrzymałam “wiatr w skrzydła” pomimo, że moja muzyka nie należy do mainstreamu i trudniej może będzie jej dotrzeć do swoich odbiorców niż często sezonowym produktom muzyki pop. Tego typu sezonowa twórczość ma jednak równie sezonową publikę - dlatego wierzę, że choć droga dla niemainstreamowego artysty jest bardziej wyboista, to publiczność - gdy się już raz zdobędzie jej serce - zostaje z artystą na dłużej.
Na swojej płycie odpowiadasz za wokal, teksty i większość nagranych instrumentów. Ta samowystarczalność to część Twojej natury? Prywatnie też jesteś solistką?
Chyba tak! Ma to oczywiście swoje dobre, jak i złe strony. Od lat kiełkowała we mnie idea wydania autorskiej muzyki, jednak dopiero spotkanie na swojej drodze Krzysztofa Pacana, wybitnego basisty, kompozytora i producenta muzycznego spowodowało, że odważyłam się wreszcie na ten ważny krok. Gram na wielu instrumentach, ale choćbym nauczyła się grać na wszystkich jakie istnieją - uważam, że zawsze warto zaprosić do współpracy innych muzyków, ponieważ dialog w muzyce jest ogromną wartością. Dlatego, choć sporo instrumentów na płycie nagrałam sama, oprócz mnie i Krzysztofa Pacana zagrali i zaśpiewali na płycie Przemek Pacan, Paweł Zalewski, Tomasz “Harry” Waldowski, Artur Gierczak, Kamil Barański, Róża Dudziewicz i Bożena Zalewska (moja mama!).
Podobno od młodości fascynujesz się latami 60-tymi XX wieku i ruchem hipisowskim. Czujesz się współczesną hipiską? To są czasy dla wolnych duchów?
Wydaje mi się, że każdy czas ma swoich buntowników. Hipisami zachwyciłam się w wieku parunastu lat i pozostaję pod wpływem tej fascynacji do dzisiaj. Oczywiście mieszkając w Warszawie, pracując i płacąc podatki pozornie niewiele mam wspólnego z hipisami, może oprócz ubioru [śmiech]. Inspiracja hipisami w moim codziennym życiu to głównie poszukiwanie wolności, swobody w każdej możliwej chwili i sferze życia. Mówienie własnym głosem, unikanie oportunizmu, pozostawanie wiernym swoim przekonaniom, uważam za przejaw wolności, choć przecież żyjąc w cywilizowanym państwie funkcjonującym na określonych zasadach, o tej wolności jednostki za wiele powiedzieć nie można. A jednak, oczywiście mam pełną świadomość, że przecież gdyby wszystkim na wszystko pozwolić mogłoby się to skończyć całkiem nieciekawie [śmiech]. Jest to szeroki temat, więc może podsumowując: hipisi dążyli do wolności jednostki - ja staram się zachować pełną wolność, nieskrępowanie i swobodę w swojej twórczości. Do tego lubię jeździć motocyklem i spełniam się, stojąc na scenie z moim zespołem i grając tak swobodną muzykę, jaką jest rock. Dzięki takim momentom mogę poczuć wolność i mam nadzieję, że już zawsze będę mieć ten przywilej.
***
Marta Zalewska jest wokalistką, kompozytorką, autorką tekstów i multiinstrumentalistką. Ukończyła Uniwersytet Muzyczny Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie skrzypiec, jest laureatką międzynarodowych i ogólnopolskich konkursów skrzypcowych oraz wokalnych. Współpracuje z artystami takimi jak: Kayah, Grzech Piotrowski, Krystyna Prońko, Marcin Styczeń oraz zespołami muzyki dawnej Canor Anticus i Ars Nova.





![Łysiejący Benedict Cumberbatch jako inicjator Brexitu w filmie HBO [zwiastun]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/5c1664b0ae0b6e4ba6cc3944/B16SX-rg4_Zrzut%20ekranu%202018-12-17%20o%2012.06.17.png)

