Ciebie również. To prawda, ostatni raz widzieliśmy się... ciążę temu.
Pracuję, pracuję… bardzo intensywnie. Rzadko jestem w Polsce i pewnie ludzie myślą, że zniknęłam. Wydałam niedawno nowy singiel, zupełnie niezależnie. Dużo się dzieje. Ostatnie 20 miesięcy mojego życia, czyli tyle ile ma mój synek, upłynęło pod znakiem muzyki filmowej, muzyki do seriali i, jak się okazało, komponowaniu piosenki do bardzo dużej gry komputerowej. Także siedzę sobie cichutko w Berlinie i tworzę rzeczy z najlepszymi ludźmi na świecie, nieskromnie mówiąc. (śmiech)
Bardzo się cieszę, że wszystko się układa i że znalazłaś się w miejscu, w którym chciałaś się znaleźć. Głównym powodem naszego spotkania jest wspomniany przez ciebie singiel „If You Let Me”. Na starcie muszę się dowiedzieć, czy jesteś gamerką, czy świat gier komputerowy jest Ci obcy?
Jako dziecko oczywiście grałam na PlayStation w Mortal Combat i Tomb Raider, ale gamerką nie jestem. Dlatego tym bardziej zaskakujące było dla mnie to, jak bardzo weszłam w świat gry Fort Solis, na potrzeby której ten utwór powstał. Deweloperzy gier tworzą rzeczy naprawdę niesamowite. Zresztą, na podstawie gry komputerowej powstał hitowy serial „The Last Of Us”, więc uważam, że twórcy nie powinni mieć żadnych kompleksów w kontekście filmowców czy osób pracujących przy serialach, bo udowodnili już, że ich działka jest osobną dziedziną sztuki, która ma swój własny boks i nie musi udawać, że jest filmem czy serialem. Wzięcie udziału w tak wielkim projekcie i wejście do świata gier z takim przytupem to ogromny przywilej i szalenie inspirujące przeżycie.
Muszę przyznać, że jestem zachwycony, że doszło do połączenia Twojej muzyki, która uwielbiam od zawsze, z grą, która w dodatku przenosi nas do świata sci-fi. Powiedz coś więcej o Fort Solis i o tym, jak doszło do tej współpracy.
To ogromna produkcja niezależnego producenta gier. Zgłosili się do mnie ludzie z Warszawy, którzy mają tu swoje studio. Zaproponowali napisanie piosenki do gry. Łączyliśmy się na Zoomie z różnych stron świata. Praca wyglądała zupełnie inaczej niż dotychczas, np. przy pisaniu muzyki filmowej, bo nie mogłam po prostu poprosić o fragment gry. Kiedy tworzyłam „If You Let Me”, gra dopiero powstawała, a żebym mogła dostać taki fragment, twórcy musieliby posadzić człowieka, który z kolei musiałby przejść kolejne etapy gry i dojść do momentu, w którym piosenka się pojawia. Logistycznie było naprawdę zupełnie inaczej, ale dzięki temu weszłam w nieznany mi dotąd świat, który okazał się bardzo fascynujący. Nadal jestem zielona, jeśli chodzi o świat gamerski, ale wiem, że to naprawdę prestiżowa sytuacja, a napisanie piosenki do gry science fiction to w pewnym sensie spełnienie moich marzeń. Jestem wielką fanką Stanisława Lema i Philipa K. Dicka, zaczytywałam się w ich książkach po kilka razy, często później wracając do niektórych tytułów. Także to, że w Fort Solis lądujemy na Marsie, jest dla mnie naprawdę niesamowite. Pisząc tę piosenkę mogłam się w pewnym sensie połączyć z graczem, którego perspektywa jest zupełnie inna, niż osoby oglądającej film czy serial. Jako widz jesteś bierny. Tu spotykasz się z człowiekiem, który aktywnie doszedł do momentu, w którym pojawia się utwór. To jest ten moment, kiedy patrzymy sobie w oczy. To niesamowite, że przez nadchodzące miesiące ludzie na całym świecie będą to przeżywać i usłyszą mój głos w pewnym momencie gry. Satysfakcja jest ogromna.
Fani gier są zresztą często bardzo oddani i przywiązują się również do ścieżek dźwiękowych ulubionych tytułów, wiem to po sobie. Wracając jednak do samej muzyki – mamy „If You Let Me”, co dalej?
Przede wszystkim album. Nagrywam obecnie piosenkę za piosenką. Niektóre materiały miałam już wcześniej, inne są kompletnie nowe. To będzie płyta wydana przeze mnie niezależnie, z czego się ogromnie cieszę, ale też sprawdzian dla mnie i moich fanów. Okaże się, na ile ze sobą współgramy. Po wydaniu singla widzę, że to grono wciąż istnieje. Wiesz, jest trochę tak, że wracam po tej ciąży, tak jakbym lądowała właśnie na Marsie i trochę nie wiem do czego wracam. Jestem zmienionym człowiekiem, mam inne priorytety, dzięki czemu też doceniam to, co się dzieje w moim muzycznym świecie, bo długo do niego nie zaglądałam. Od jakiegoś czasu, poza tym, że jestem mamą, robię też mnóstwo muzyki filmowej i chciałam, żeby te moje piosenki poczekały. Na szczęście nie musiałam niczego wydawać na siłę, a teraz czuję, że jest na to świetny czas. Umówiliśmy się z Antkiem, że cokolwiek by się nie działo, piosenki nowy materiał ukaże się wtedy, kiedy będę na to gotowa. To jest ten moment, więc totalnie się cieszę, że wracam.
A co Cię bardziej ekscytuje – tworzenie na potrzeby produkcji filmowo-serialowych i gier, czy praca nad muzyką przeznaczoną konkretnie na Twoje płyty? Chyba, że są to światy tak różne, że trudno je porównywać?
Każde muzyczne spotkanie jest dla mnie interesujące, zwłaszcza, że za każdym razem odkrywam coś nieznanego. Kiedy piszę piosenkę, nigdy nie wiem co się z nią stanie. Większość moich utworów została wykorzystana w serialach i filmach na całym świecie, ludzie po nie sięgają. Oczywiście kiedy piszę dla siebie, nie mam tego deadline’u, co przy muzyce do filmu. Przede wszystkim film ma swój deadline, a jako autor muzyki jesteś po prostu puzzlem gdzieś indziej. Wszyscy pracują na wielkie dzieło, jakim jest film. Przy własnych piosenkach tworzę albo na swoją płytę, albo na singiel, a może robię coś, co się nigdy nie ukaże? Muzyka filmowa jest czymś zupełnie innym. Świetnie, kiedy to się z grywa. Kiedy okazuje się, że piosenka wejdzie do filmu, to mam poczucie, że udało się połączyć jedno z drugim. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę działać na obu tych polach.
Słuchając Cię teraz przypomniałem sobie, jak oglądałem po premierze „Krakowskie Potwory” i w pewnym momencie wybrzmiał utwór „Oh Lord” – z perspektywy Twojego późniejszego i obecnego repertuaru dość niespodziewany. Zupełnie zapomniałem, że miałaś taki kawałek!
To ciekawe, że o tym mówisz, dlatego że dawniej często dziennikarze mieli problem z tym, jak mnie sklasyfikować, co powiedzieć o mojej muzyce. Wszyscy mówili, że mam super piosenki, ale każda jest inna. Frustrowało mnie to, bo przecież nikt nie powie reżyserowi, że nie wyda jego filmu, bo jest inny niż poprzedni. Wcześniej była komedia, teraz jest horror, nie możemy tego zrobić. Wiesz, nikt nie mówi takich rzeczy mojemu bratu (Jan Komasa, reżyser). Od muzyka oczekuje się, że będzie za każdym razem robił to samo, a ja nigdy w życiu taka nie byłam i zawsze moje piosenki wynikały z potrzeby powstania konkretnej piosenki, a nie dlatego, że mam jakiś określony styl. Wydaje mi się, że tym ogniwem łączącym je jestem ja, sposób w jaki śpiewam i to, o czym śpiewam. Tematyka jest często podobna. To, co najbardziej mnie w tej materii interesuje, to kondycja samego człowieka i o tym piszę, bez względu na to, czy jest to piosenka tak lekka jak „Pull Me Up”, czy ciężka jak „Oh Lord”. Człowiek ma bardzo różne strony i to jest to, na co chcę na moich płytach zwracać uwagę.
To pewnie pytanie retoryczne, ale nowy materiał będzie tak samo eklektyczny, jak dotychczas?
A co wiemy na temat kolejnych premier?
Myślę, że zaczną się w połowie jesieni. Album powinien ukazać się po nowym roku, ale tę datę zostawiam otwartą, ponieważ w obecnych czasach naprawdę dziwnie się wydaje albumy. Poza tym, to trochę zmieniło swoją rolę.
Twój sposób pracy też się pewnie zmienił, prawda? Jak Ci się nawiguje karierą w tej nowej rzeczywistości?
Cóż, priorytety. Próbujesz żonglować 10 jajkami, co nie zawsze wychodzi, ale buzia się ciągle uśmiecha. Pracujemy tam, gdzie żyjemy, więc mamy cały czas możliwość przebywania z naszym synkiem. Przez to, że nie mieszkamy w Polsce nie możemy za bardzo liczyć na pomoc rodziny, więc oczywiście mamy nianie. Dzięki temu mogłam wrócić od pracy. Żonglowanie, żonglowanie i jeszcze raz żonglowanie. Zupełnie nowy poziom żonglowania. Jestem cyrkowcem, nie wiem, czy wiesz (śmiech). Moje dziecko jest moim fanem numer jeden i za każdym razem jak pracujemy nad jakąś piosenką i słyszy ze studia mój głos, przybiega z innego pokoju i krzyczy: „Mamo, mamo, brawo!”. To bardzo cieszy, że jest moim fanem. Powiem Ci szczerze, to jest największe szczęście i radość.
Za 17 lat, kiedy już będzie pełnoletni, usiądzie do gry Fort Solis, usłyszy w odpowiedniej scenie głos mamy i łza wzruszenia pojawi się na policzku.
Co Ty, tym wieku będzie pewnie „Mamo… weź…”.
Są już plany koncertowe, czy to na razie abstrakcyjny temat?
Plany są. Na pewno planujemy rzeczy na przyszły rok, także koncerty oczywiście będą. Będę o tym informować na bieżąco, chociaż rzeczywiście perspektywa się znacząco zmieniła. Nagle trzeba pomyśleć o koncertach, które mają się wydarzyć dopiero za rok… spycham ten temat (śmiech). Ale oczywiście jak wyjdą kolejne single i będzie data premiery płyty, to zagram koncerty w Polsce, bo mam tu wspaniałą publiczność i kocham tu grać.
Mam nadzieję, że niebawem się spotkamy, oraz że wszystko będzie się u Ciebie jak najlepiej układać. Mary, bardzo dziękuję za wizytę i rozmowę.
Bardzo dziękuję za zaproszenie! Do zobaczenia.
Rozmowa z Mary Komasą ukazała się pierwotnie w wersji audio 24 sierpnia na antenie Radia Nowy Świat. Można jej wysłuchać w podcastach na stronie https://nowyswiat.online. Rozmawiał Maciej Jankowski.