sesja okładkowa K MAG hustler issue/movie issue
Znam zaledwie kilka kobiet, które relacje matka-córka mają dobre i bliskie. Jak myślicie - dlaczego tak jest?
MB: Postrzeganie miłości i to, czym ona w ogóle jest, wynosimy z domu. To jest pierwsze miejsce, gdzie zazwyczaj mamy z nią styczność i gdzie definiujemy relacje międzyludzkie. Jeżeli rodziny, w tym wypadku mówimy o linii matka-córka nie są ze sobą blisko, to albo życie stanęło im na drodze w późniejszym okresie i nie przetrwały tej próby, albo gdzieś na początku ich wspólnej drogi nie została zbudowana więź emocjonalna, za którą w pierwszym okresie odpowiada rodzic, przez te pierwsze 2-3 lata. Akurat moja mama zawsze była mi najbliższa, nawet gdy życie rozdzieliło nas na wiele lat, miłość i przywiązanie pozostało to samo. Bardzo jestem jej za to wdzięczna, bo od początku była wspaniałą mamą, widzę to teraz jeszcze mocniej, odkąd sama mam dziecko, jak ta więź jest niesamowicie ważna przez całe nasze życie.
KS: Uważam, że obecnie kobiety mają cholernie trudne zadanie. W domu oczekuje się od nich więcej. Nie dość, że rodzicielstwo to dla nich full- time job, to łączą wychowanie z kolejnym etatem w pracy, dbaniem o dom… nie wystarczyło kartki, żeby wszystko wymienić. Często brakuje im czasu dla siebie, dla swojego partnera, więc gdzie tu znaleźć przestrzeń na zbudowanie przyjacielskiej relacji z dzieckiem? Takiej szczerej, wymagającej czasu. Świat się nie zatrzymuje, łatwo przespać ten moment, a potem ciężko zbudować bliskość. Ja mam niewiarygodne szczęście, bo przyjaźnię się z moimi rodzicami. Bywało różnie, wiadomo. Im jestem jednak starsza, naturalnie rozumiem więcej. Wyrzeczenia, z jakimi spotyka się rodzic wychowując dziecko i starania na każdym kroku, żeby sprostać tak trudnemu zadaniu są niepojęte, dopóki sam nie jesteś rodzicem. Podobnie jak miłość przepływająca z serca matki. Bardzo Was wszystkie za to podziwiam.

Przyglądając się Waszej filmowej relacji mam wrażenie, że wisi nad tą więzią jakaś pokoleniowa klątwa. Tyle w niej wzajemnej agresji, żalu, ale również zazdrości i rywalizacji. To emocja, która często burzy więzi między kobietami. Czy nasza solidarność, o której tak dużo w ostatnim czasie słychać jest w ogóle możliwa?
KS: Rywalizacja i zazdrość zawsze były, są i będą obecne w palecie relacji – nie tylko wśród kobiet, ale także wśród mężczyzn. Na wielu płaszczyznach. Rozumiem, skąd wzięło się to pytanie. Teraz często słyszy się o girl power, hasło mocno wykorzystywane przez marki w reklamach. Piękne obrazki, za którymi nic nie stoi. Nie spotkałam się nigdy wśród kobiet z rywalizacją – ja, moje przyjaciółki, kobiety z mojej rodziny zawsze się wspierałyśmy i uskrzydlałyśmy. Chciałabym, aby debata o rywalizacji wśród kobiet nie pojawiała się tak często, ponieważ wzmacnia przekonanie, że jako kobiety musimy ciągle między sobą walczyć o pracę, pozycję, mężczyzn, bardziej atrakcyjny wygląd. Zazdrość to negatywna emocja, ale warto obserwować siebie i pracować nad sobą. Zazdrość można przekuć w podziw i inspiracje, a te potrafią być motorem do zmian.
MB: Nie zapominajmy, że w tej konkretnej, filmowej relacji na dziewczynach “mści” się nieprzepracowana trauma, która je w życiu spotkała. To ona była przyczyną rozpadu ich relacji i to przez nią jest w niej tyle żalu i frustracji. Reszta zdarzeń ciągle jest w jej ogromnym cieniu. Jest tam też jednak dużo miłości, bo Maja przecież walczy, potrzebuje, chce relacji z mamą, tak samo jak Olga chce relacji z Mają. Po prostu jest to trudne i obciążone przeszłością. Co do solidarności - moje osobiste doświadczenia są w tym temacie całkiem dobre, przez wiele lat i zawodowo, i prywatnie dostałam od kobiet wiele wsparcia, również na różnych życiowych zakrętach. Nie jestem do końca przekonana, czy to wspieranie się ma związek z płcią, czy raczej z charakterem i empatią. Obstawiałabym to drugie.
Matka-córka, więź, która może dać siłę na całe życie, może też ją odebrać. Na czym polegał największy ciężar tych ról?
MB: Chyba na tym, że w kluczowym momencie ich życia, w ogromnym kryzysie, moja bohaterka nie zdała egzaminu jako matka. Po prostu. Tak bardzo zatopiła się we własnym bólu i emocjach, że jej wtedy nastoletnie dziecko zostało samo, przeżywając równie ciężkie chwile. I w filmie trzeba było to wszystko wziąć, zmierzyć się z tym, spojrzeć sobie w oczy, przeprosić, wziąć na siebie winę i zacząć od nowa. Olga musiała znowu być matką na 100%.
KS: Z matką (zazwyczaj) łączy nas więź nierozerwalna, ciężko porównać ją do czegokolwiek innego (ten przepływ wrażliwości). Jak wspomina autorka książki, którą wzięłam ostatnio na warsztat na studniach (Mira Marcinów „Bezmatek”) – matka to silnie uzależniająca substancja. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy napotykają się z problemami w domu. Szkoda, że nie odkryłam tej książki przed rozpoczęciem zdjęć do filmu „Heaven in Hell”, ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Może dzięki filmowi książka znalazła szczególne miejsce w mojej bibliotece i jeszcze głębiej otworzyłam się na ten temat.
Jakimi prywatnie byłyście córkami w trudnym wieku nastoletnim?
MB: Ja akurat nie byłam zbuntowana. Moje życie potoczyło się tak, że w wieku 16 lat musiałam zamieszkać sama, rodzice byli po rozwodzie, mama wyjechała za granicę do pracy, żeby nas utrzymać – nie miałam czasu na bunt (śmiech). Raczej myślałam o tym, że muszę być samodzielna.
KS: A moi rodzice mieli ze mną kolorowo. Byłam nieprzewidywalnym małym człowiekiem, który nie boi się wyzwań i wpada na szalone pomysły. Czasem odkrywałam świat bez pomyślunku, na przekór temu, czego uczyli mnie rodzice, a koszty tych doświadczeń były zdecydowanie mocniejsze niż warta tego była sytuacja (śmiech). Jak to bywa, metodą prób i błędów stworzyłam kobietę, którą jestem teraz. Wciąż żądną przygód i ciekawą świata, ale bez obłędnego ryzyka. Ważne jest brać ze wszystkiego lekcje. Etap buntu też był potrzebny. Młodość rządzi się swoimi prawami!
zdjęcie z sesji okładkowej K MAG
Na zdjęciach wyglądacie, jakby łączyła Was szczera relacja pełna wzajemnej sympatii – znam aktorki, które łączy przyjaźń, ale szczególnie w tym zawodzie wydaje mi się to trudne. A może się mylę?
KS: Jest kilka kobiet, które działają w aktorskiej branży, które darze wyjątkową sympatią. Mam szczęście do poznawania barwnych postaci, które cechuje odwaga, bezinteresowne wsparcie, mądrość i piękno – nie tylko zewnętrzne. Magda jest właśnie taką kobietą. Jest niezwykle inspirująca. Chłonę jak gąbka wszystkie momenty, które razem spędzamy.
MB: Faktycznie połączyła nas na planie jakaś magiczna nić z Kasią, tak to czuję. Wiele przegadanych godzin prywatnie, dużo emocjonalnych scen w filmie, jakoś to wszystko nas zbliżyło i tak już zostało. Czasem spotyka się ludzi, z którymi coś nam klika i to jest po prostu ważne, wiemy to i czujemy, że chcemy to pielęgnować. To było dokładnie takie spotkanie.
Na koniec pytanie o plany zawodowe – co w najbliższym czasie?
KS: Rozpoczęłam w tym roku niezwykłą przygodę, jaką są studia na Akademii Teatralnej w Warszawie. Studiuję aktorstwo wkładam w ten rozwój 200 % siebie. Na jesień premiera kolejnego filmu, a jeszcze w tym miesiącu premiera nowego singla. Od lat myślałam o własnym projekcie muzycznym. Niezmiernie się cieszę, że jako Effy mogę dzielić się moją muzyką z publicznością.
MB: Dwie premiery filmowe w tym roku jesienią, powrót do teatru i skupienie się na projektach tworzonych od podstaw, też od strony producenckiej, to mój plan na ten rok. Zobaczymy, co przyniesie. Jestem dobrej myśli.
fot. Adam Pluciński / K MAG
fot. Mateusz Stankiewicz / K MAG
Fotograf - Dorota Szulc
Produkcja - Ivy Piotrowska / mgmt IVY
Lokalizacja - Studio Ivy