Najgoręcej dyskutowanym posunięciem w zestawieniu jest jednak wyróżnienie Millie Bobby Brown. Grana przez nią Jedenastka ze Stranger Things to postać, która już weszła do współczesnego kanonu serialowych ikon. Przełomowy jest przede wszystkim fakt, że Brown jest najmłodszą osobą, która kiedykolwiek znalazła się na liście TIME. Zaledwie 14-letnia aktorka ma szansę by długo utrzymać ten rekord. Ten precedens wydaje się jednak niezwykle ryzykowny.
Podstawowe pytanie brzmi: Czy komuś tak młodemu należy komunikować, że jest jedną ze stu osób, które mają kluczowy wpływ na losy świata? Komiksowe prawidła mówią, że „wielka moc niesie za sobą wielką odpowiedzialność”. Aktor Aaron Paul napisał dla TIME uzasadnienie tego wyboru. Opisując wschodzącą gwiazdę wspomina gdy poznał ją gdy miała 12 lat. Jej umysł i dusza wydawały się być jednak „poza czasem”, zupełnie nieprzystające do osoby w tym wieku. Z zazdrością podkreśla też, że wyrażała się jak mądra i dojrzała kobieta, a nie dziecko. Ciężko nie być pod wrażeniem tego opisu. Mimo imponujących cech, Millie Bobby Brown jest jednak na tyle młoda, że jej osobowość dopiero na dobre się kształtuje i takie bodźce mogą być dla jej psychiki zwyczajnie niebezpieczne. Nie chcę jej niczego odbierać. Na pewno lepiej widzieć ją w tym gronie jako reprezentantkę współczesnych nastolatków niż któregoś z youtube'owych czy instagramowych influencerów. Patrząc na przykłady z przeszłości, ciężko jednak nie być zaniepokojonym.
Ledwo dzisiaj, gościem talk-show Ellen DeGeneres był Macaulay Culkin, któremu światową sławę przyniósł „Kevin sam w domu”. 37-latek przyznał, że nie jest w stanie już oglądać świątecznego klasyka, ponieważ przywołuje on nieprzyjemne wspomnienia. Przypadek aktora można nazwać ekstremalnym. Krótki okres na świeczniku przypłacił latami walki z uzależnieniem od narkotyków i niezdrowym zainteresowaniem ze strony mediów, które z lubością żerowały na jego osobistych dramatach. Culkin jest ostatnio w wyraźnie lepszej formie i pozostaje tylko trzymać kciuki by ta tendencja się utrzymała. Pierwszych stron tabloidów i czołówek portali plotkarskich nie opuszcza jednak Justin Bieber. Kanadyjski idol zaprzedał swoje najmłodsze lata światłu reflektorów i wychowany poczuciu boskości, znany jest z niezwykle aroganckich zachowań. Wielu upatruje przyczyny tego stanu właśnie w zbyt wczesnej ekspozycji na świat wielkiego show-biznesu.
Być może Millie Bobby Brown dużo bliżej będzie do Natalie Portman, z którą wydaje się ją łączyć więcej cech. Zdobywczyni Oscara zadebiutowała przez kamerą w wieku 13 lat w Leonie zawodowcu i z miejsca zdobyła uznanie milionów. W jej życiorysie próżno szukać skandali. Wręcz przeciwnie, Portman ukończyła psychologię na Harvardzie i w jednym z wywiadów podkreślała, że „woli być mądra, niż być gwiazdą kina”. Uznanie zyskała też jako ambasadorka praw zwierząt i organizacji charytatywnych. Można, więc powiedzieć, że uniknęła pułapek, które co rusz zastawiane są w Hollywood. Gdy jednak spojrzy się na jej, nagrodzoną przez Akademię, kreację w Czarnym łabędziu, gdzie wcieliła się w baletnicę, której ambicja i potrzeba bycia najlepszą rujnuje zdrowie psychiczne, ciężko przejść obojętnie obok realizmu, z którym oddała te niezdrowe emocje.
Millie Bobby Brown należy życzyć samospełnienia i wielu sukcesów. W przypadku redaktorów TIME wypada z kolei liczyć na to, że wybrali osobę, której zwyczajnie nie poprzewraca się w głowie od takiego wyróżnienia. To, że młoda i uzdolniona aktorka przekonująco gra postać dysponującą niezwykłą jak na swój wiek inteligencją, nie powinno bowiem tuszować jej własnej emocjonalności.