W wyniku pomyłki Solène i Hayes, lider zespołu August Moon, wpadają na siebie za kulisami i od razu wpadają sobie w oko. Tak zaczyna się mało realistyczna, acz wyjątkowo urocza, historia miłosna, która sprawi, że niejednej widzce czy widzowi zmiękną nogi. Zwłaszcza że w rolach głównej występują boska Anne Hathaway i charyzmatyczny Nicholas Galitzine („Red White Royal Blue”, „Purpurowe serca”), którego szczęka mogłaby ciąż szkło. Ogląda się ich bardzo przyjemnie, aczkolwiek postać Hathaway jest zdecydowanie lepiej zarysowana.
Hardin, Hayes, Harry…? Hej, ten bohater wygląda znajomo. Na szczęście film „Na samą myśl o Tobie” wypada lepiej niż fatalna seria „After”, wywodząca się z wattpadowego fanfika o Harrym Stylesie. Robinne Lee wielokrotnie podkreślała, że „Na samą myśl o Tobie” nie jest książką o Stylesie, ale brytyjskie bożyszcze nastolatków było jedną z inspiracji do postaci Hayesa. A film wcale od tych porównań nie ucieka, czego dowodem jest choćby zdjęcie promocyjne August Moon czy występ Hayesa w programie „The Graham Norton Show”.
Tak naprawdę to wszystko jednak nie ma znaczenia, bo film „Na samą myśl o Tobie” należy do Anne Hathaway. Jej bohaterka współdzieli opiekę nad córką z byłym mężem, który zostawił ją dla młodszej kobiety i odnosi sukcesy w świecie sztuki. Opowiedzenie historii z perspektywy Solène nadaje jej trochę innego wymiaru, ponieważ przenosi nacisk na kobiecą przyjemność czy kobiecy wstyd. Eksploruje ten wyjątkowy okres, gdy kobieta próbuje znaleźć równowagę między byciem matką a... byciem kobietą.
Porusza temat tego, jak postrzeganie kobiet zmienia się wraz z wiekiem, przypominając, że żyjemy w społeczeństwie podwójnych standardów. Jak facet odjedzie w stronę zachodzącego słońca z młodszą partnerką, to wszystko jest w porządku, ale jak kobieta po 40-stce nawiąże relację z młodszym mężczyzną… Presja społeczeństwa i wszechobecny hejt jest zresztą główną przyczyną kryzysu w związku Solène i Hayesa. Bo umawianie się z gwiazdorem to nie tylko jachty i jety, ale także hordy paparazzi, setki artykułów i miliony negatywnych komentarzy.
W pierwszej części film serwuje nam fanfikową fantazję, przy której ciężko przestać się uśmiechać. Jest słodko, uroczo i ma się wrażenie, że z ekranu lada moment wyleci stado motyli. Druga część upływa pod znakiem zapytania, czy związek Solène i Hayesa przetrwa w prawdziwym świecie. Tutaj już zaczyna bywać trochę nużąco. Aż prosi się również o pogłębienie niektórych wątków, ale z drugiej strony doskonale wiem, z jakim filmem mam do czynienia. I w tej kategorii „Na samą myśl o Tobie” spełnia swoje zadanie, głównie za sprawą doskonale dobranych odtwórców głównych ról. Jeśli więc szukacie marzycielskiego romansu na wolny wieczór, to śmiało możecie wyruszyć w trasę koncertową z Solène i Hayesem.
Film dostępny jest na platformie Prime Video od 2 maja.