/tekst: Cyryl Rozwadowski/
Gdy cztery lata temu wychodził The Satanist wszyscy fani czekali na twój powrót. Nikt nie spodziewał się jednak, że nastąpi w tak wielkim stylu. Teraz, przy okazji tworzenia I Loved You at Your Darkest Behemoth musiał się zmierzyć z wielkimi oczekiwaniami.
Zdajemy sobie z nich sprawę, ale staramy nie ulegać tej presji i słuchać siebie, swojej intuicji i tego, co jest w nas. Przede wszystkim wyrażać siebie. Najważniejszym wyznacznikiem tego, co robimy jest szczerość. Jeśli coś jest szczere, to nie można z tym dyskutować. W pewnym momencie muzyka zamienia się w produkt. Może się sprzedać lub nie, plasować się w jakichś rankingach. Nasz wpływ się kończy – płyta staje się wasza. Musicie z nią obcować i ją przetworzyć. Ja najwyżej mogę mieszać ludziom w głowach mówiąc różne sprzeczne rzeczy w wywiadach.
Równie mocno dbacie o to, by poza muzyką dostarczyć odbiorcy pełne audiowizualne doświadczenie i odpowiedni kontekst.
Najczęściej rzeczy rodzą się w mojej głowie, przekazuję je kolegom i pracujemy nad nimi na zasadzie burzy mózgów. Behemoth powinien być odbierany całościowo. Jak słyszę złośliwe komentarze, że „wystarczy zamknąć oczy, by ta muzyka nie była już tak ekscytująca” to sugeruję, żeby chłonąć naszą twórczość jako pełen pakiet. Behemoth to konceptualny twór i chciałbym, żeby ludzie tak go odbierali. Czasami formie towarzyszy jeden dźwięk, a nie cała lawina. Czasem odwrotnie, lawinie dźwięków towarzyszy wyłącznie czerń. Bawimy się tą dynamiką. Pierwszym singlem z I Loved You at Your Darkest był „God=Dog”, czyli utwór bardzo szybki i skomplikowany, który był uzupełniony przebogatym teledyskiem. Odpowiedzią na niego był „Wolves ov Siberia” - bezpośredni i siermiężny cios w twarz. Taki sam był klip, pełen pejzaży i dzikiej natury. Cały czas się bawimy, ale to wszystko splata się w jedną spójną całość.
I Loved You at Your Darkest rozpoczyna się utworem z udziałem chóru dziecięcego. Jak udało wam się zrekrutować dzieci i, przede wszystkim, przekonać ich rodziców do tego?
W złośliwych ripostach często odpowiadamy, że to nasza odpowiedź na Arkę Noego, którą nazywamy „Łajbą Belzebuba”. To kolektyw moich bardzo dobrych znajomych, którzy już mają dzieci, które kumają co się wokół nich dzieje. Chór składał się z dzieciaków w wieku od 4 do 12 lat. Często ludzie pytają się jak to się stało, że rodzice pozwolili swoim pociechom wziąć udział w chodzącej patologii jaką jest Behemoth. A mnie cieszy po prostu, że są ludzie, którzy potrafią bawić się formą i celebrować muzykę i przy okazji pomagać wujkowi Nergalowi w jego przedsięwzięciach. Dzieciaki są tym...tfu! wniebowzięte, bo mogą uczestniczyć w kreacji artystycznej. Mam nadzieję, że za 10 lat nie przyjdą z pretensjami, że ich wjebałem na minę, bo nie mogą zostać dopuszczone do bierzmowania (śmiech).
W kilku lokalizacjach na całym świecie otwieracie wystawę, która towarzyszy premierze płyty. Skąd potrzeba posłużenia się sztuką wizualną?
Z głębi serca. Chłonę świat po swojemu, łączę kropki, procesuję to sobie w środku i potem wyrzucam z siebie różne pomysły. Mniej lub bardziej realistyczne. Stopniowo zabieramy się za coraz bardziej ekstrawaganckie pomysły, ale to jest niezwykle ekscytujące. Ważne jest dla mnie podkreślanie, że Behemoth jest zespołem interdyscyplinarnym i należy podchodzić do niego holistycznie. Wtedy naprawdę można czerpać dużo więcej dla siebie z tego, co oferujemy.
To też chyba dobra demonstracja tego, że Behemoth to nie wyłącznie nihilizm i zniszczenie, ale ma podstawy światopoglądowe i filozoficzne.
Nasza wystawa powinna być traktowana jako komplementarna część płyty. Jeżeli jesteś fanem albumu, to ta wystawa może być wartością dodaną i dać jakieś nowe, świeże impulsy. Ale nawet jeśli komuś kompletnie jest obcy metal czy black metal jako gatunek, to jestem przekonany, że ta wystawa i tak zaintryguje ludzi, którzy są po prostu wrażliwi. Mam nadzieję, że będą w stanie podejść i powiedzieć „wiesz co, twoja muzyka jest zbyt radykalna, ale...”. Zresztą nie dziwię im się. To jest radykalna muzyka. Dziwiłbym się dopiero jakby jej słuchali, bo z założenia robimy niszową muzykę. Przekraczamy jednak tę soniczną przestrzeń i malujemy też obrazy, tworzymy rzeźby, małe produkcje filmowe etc. Nie będę zaskoczony jeśli zaczniemy też robić zapachy, np. pod postacią świecy zapachowej inspirowanej I Loved You at Your Darkest albo nawet perfumu! Tak postrzegam świat, wielowymiarowo. I staram się wyrzucać z siebie rzeczy, które właśnie takie są. Niektórzy twierdzą, że to się nie trzyma konwencji, ale ja nigdy nie przyrzekałem wierności żadnej konwencji. Tak szczerze mówiąc to... „jebać konwencję”. Sztuka to wolność i to jej właśnie jestem zaślubiony.
Funkcjonujesz zarówno w metalowym środowisku, które jest bardzo zróżnicowane, ale także jesteś rozpoznawalny poza nim. To oznacza, że masz bardzo zróżnicowany feedback.
Mam wrażenie, że Behemoth jest wyżej niż kiedykolwiek. Mamy bardzo spolaryzowany odbiór. Od fanatyzmu i uwielbienia po ostracyzm i rzucanie kalumnii. To jest szalenie ekscytujące. Jeżeli tworzysz, to najgorsza rzecz, z którą możesz się spotkać, to indyferencja. Póki co, jestem wielkim szczęściarzem, bo mi się to w życiu nie zdarzyło.
Płytę promowało zdjęcie, na którym jesteś przedstawiony powieszony na krzyżu. Co poczułeś jak zobaczyłeś siebie w takiej scenerii?
Myśmy traktowali siebie jako aktorów, tworzywo. Nie mam orgazmu tak jak bohaterka klipu do „Christian Woman” Type O Negative. Nie podniecam się wizją siebie w kontekście krzyża. Po prostu widzę obraz, którego jesteśmy częścią i każdy z nas świetnie wszedł w rolę. Wcielamy się w różne postaci biblijne i mam nadzieję, że robimy to z dużą pasją i wdziękiem.
W tej chwili masz Behemotha i Me and That Man. Czy chcesz pokazać ludziom kolejne swoje oblicze, którego nie znają?
Zgaduję, że w przeciągu najbliższych dwóch lat wystartuję z jakimś bardzo surowym, brutalnym punk rockowym zespołem. To jest coś co mi chodzi po głowie. Uwielbiam taką muzykę od dzieciaka, a nigdy nie miałem czasu, by coś takiego zrobić. Widzę jak dobrze zrobiło mi odejście od konwencji Behemotha na jakiś czas. Z Me and That Man eksplorowałem zupełnie nowe dla mnie tereny i to było bardzo odświeżające. Gdy wróciłem do jaskini Behemotha, miałem zupełnie zresetowany system. Brałem gitarę i grałem rzeczy nie mając obciążenia, że przechodzę z jednej płyty w drugą. Wydaje mi się, że powtórzenie tego zabiegu znowu przyniesie benefity i Behemoth, jako moje ukochane dziecko, będzie z tego czerpał korzyści. Jestem fanem różnych gałęzi muzyki i sztuki. Mam różne pomysły w głowie, np. na instalacje artystyczne. Szukam tylko miejsca w czasie i przestrzeni żeby to zrealizować.
Jakie kobiety w muzyce cię inspirują?
PJ Harvey. Ona jest fantastyczna. Jak Nick Cave w spódnicy. Widziałem trzy koncerty przy okazji trasy promującej The Hope Six Demolition Project.
Teraz kiedy zabrakło na polskiej scenie Kory, to pochyliłem się nad jej postacią. Pamiętam rozmowę z jej mężem, Kamilem Sipowiczem, w czasie koncertu Jacka White'a. Wspomniałem, że jestem wielkim fanem piosenki „Nie jestem biała i nie jestem czarna” i że chciałbym żebyśmy ją kiedyś wspólnie wykonali. Kamil powiedział, że wystarczy się z nimi umówić, zapraszał żebym do nich przyjechał. W biegu różnych sytuacji to się nie udało. Kiedy było już wiadomo, że Kora jest chora, nie chciałem się z kolei do nich wpraszać. Najgorsze jest to, że często z tyłu głowy myślimy o różnych rzeczach, które chcemy zrealizować i, że jeszcze będzie na nie czas. Wpadliśmy potem na siebie przy okazji premiery klipu Řrganka do „Czarnej Madonny”. Nigdy wcześniej nie spotkałem Kory. Ona mnie zobaczyła i krzyknęła: „Diabeł!”. Rzuciła mi się na szyję i zaczęliśmy rozmawiać. W pewnym momencie powiedziała „Ale kurwa z Porterem? Serio? Ze mną masz nagrać płytę!”. Wymieniliśmy telefony. Teraz chyba już mogę powiedzieć, że od razu zakiełkowało to we mnie i wyświetliła mi się w głowie nazwa dla tego projektu: Me and That Man(aam). Trochę głupio tak mówić o swoich własnych pomysłach, ale byłem zachwycony samą ideą. Niestety przyszedł ten smutny dzień, w którym dowiedziałem się, że ona już nigdy nie wyda z siebie żadnego dźwięku, a ten zespół nigdy nie powstanie. Jak myślę o polskiej scenie, to Kora jest jedną z największych inspiracji. To prawdziwa osobowość, kolorowy ptak i anarchistka. Była poza systemem i miała prawdziwy „fuck you attitude”.
Skoro już mówimy o paniach w naszym kraju, którą są inspirujące, to niezwykle cenię sobie Brodkę. Uważam, że to fantastyczna laska z zajebistym potencjałem i pomysłem na siebie. Ona też nie ogranicza się do dźwięków. Muzyka jest podstawą, ale wyrasta z niej mnóstwo innych gałęzi sztuki.
Coś cię jeszcze w Polsce zaskakuje?
Głupota rządzących i ich brak wyobraźni. To co się dzieje w mediach. Nie jestem fanem telewizji i jej nie oglądam, ale docierają do mnie odpryski. W tej chwili najbardziej żywa aferą jest wszystko, co dzieje się wokół filmu Kler [rozmowa odbyła się na kilka dni przed premierą – red.]. To jak nieudolnie i transparentnie władza próbuje zagłuszyć to dzieło jest niezwykłe. Czy oni nie widzą tego w jak siermiężny sposób próbują to zrobić? To tylko dowód na to, że głupie społeczeństwo wybrało głupią władzę. Za każdym razem gdy patrzę na takie rzeczy, myślę sobie „łał, co jeszcze?”. Czy ten absurd może jeszcze pójść dalej? Jestem zaskoczony, gdy okazuje się, że jednak jest to możliwe.
Mam na bieżąco kontakt z policją, bo co chwila moi adwersarze próbują wszczynać różne sprawy przeciwko mnie. Ci debile z Sejmu, Dyzmy z PiSu potrzebują rozgłosu i wiedzą, że jak strzelą w Nergala to na drugi dzień każdy tabloid będzie o tym pisał. To są absolutnie żenujące, prymitywne zabiegi władzy, której dni są policzone.
Wybierasz się na Kler do kina? [rozmowa odbyła się przed premierą filmu - red.]
W piątek nie mogę pójść na premierę. W weekend nie lubię chodzić do kina, więc pewnie w poniedziałek mi się uda dopiero. Wtedy zwykle jest mało ludzi, ale mam nadzieję, że tłumy będą walić na ten film. Chociażby, żeby solidaryzować się z artystą, który jest cenzurowany. Wojtek Smarzowski to znakomity reżyser, który już wpisał się wielkimi literami w historię polskiego kina. A akcje, które się dzieją tylko dlatego, że ideologicznie nie jest mu po drodze z władzą, są niesamowite. Takie numery ostatni raz działy się za komuny. Nie jest zresztą żadną tajemnicą, że komuna była ostatnią tak znienawidzoną władzą jak PiS. To nie bierze się oczywiście znikąd. Ich działania do tego właśnie prowadzą, ponieważ one są i będą dramatyczne dla losów Polski.
Myślisz, że artyści powinni więcej się wypowiadać w swoich dziełach o sytuacji politycznej? Mamy post-punkową i reggaeową schedę lat 80-tych. Teraz nie jest to jeszcze zbyt widoczne.
Jest widoczne. Zobacz co się dzieje z aktorami Warlikowskiego, którzy regularnie pokazują środkowy palec władzy i przez to nie grają w serialach TVP. Ten bojkot jest żałosny. Oni sobie mogą próbować strzelać, ale nic nie jest w stanie złamać autorytetu Jandy, Poniedziałka, Cieleckiej, Ostaszewskiej czy [Macieja] Stuhra. To są wykształceni, świadomi, liberalnie nastawieni do świata ludzie. Jak zdobywam się na polityczną wypowiedź to potem słyszę, że powinienem się zająć muzyką, a nie polityką. A dlaczego niby? Jakim prawem ktoś odbiera mi prawo do wypowiadania się na temat spraw bieżących? Ja się polityką brzydzę, ale jeżeli mam potrzebę komentowania tego, co widzę, a to coś jest odrażające i wstrętne to mam prawo to powiedzieć. Tym bardziej, że co roku zostawiam w budżecie tego państwa dziesiątki tysięcy złotych, które są marnotrawione. Ten kraj przyznaje 500 złotych jakimś darmozjadom, żeby się rozmnażali i rodzili kolejne tępe osoby, które będą wybierały następne pokolenia debilnej władzy. I jeszcze kurwa na kościół rozdają te pieniądze i inne żałosne pomysły. Ja tego z serca nie cierpię. Jestem pomiędzy młotem, a kowadłem. Dużo bardziej wolałbym oddawać podatki czeskiej, zsekularyzowanej władzy, która jest w stanie rozdzielić państwo od kościoła. Powoli podejmuję kroki żeby przenosić swoje firmy i podmioty gospodarcze za granicę bo nie życzę sobie żeby tak dysponowali MOIMI pieniędzmi. Z drugiej strony... ta władza musi niedługo wymrzeć. Jak dinozaury. Mam nadzieję, że wtedy pojawi się w polityce ktoś kto ma fajne, świeże, pro-europejskie podejście, będzie wiarygodny i nie będzie katolickim talibem. Wtedy z przyjemnością będę płacił tutaj podatki. Teraz muszę, ale strasznie mnie to boli.
Widzisz perspektywy na zmiany?
Jestem fanem Biedronia. Wydaje się fajnym facetem i ma u mnie kredyt zaufania. Ma dobrą energię. Widzę w nim szansę i nadzieję i mam nadzieję, że on jej nie spierdoli.
Na ten moment ma moje poparcie. Czekam więc cierpliwie aż to co się dzieje się po prostu skończy. Tak jak Rzym się skończył. Tak jak dinozaury wymarły. PiS również zdechnie. Słowo „zdechną” zresztą najlepiej pasuje do natury kuriozów tworzących tę partię.
Nie wiem czy możemy teraz wrócić do tematu muzyki.