Według raportu United States Labor Department około dwie trzecie światowych zapasów kakao pochodzi z Afryki Zachodniej. Okoliczne kraje dotyka głód i dojmująca bieda, nic więc dziwnego, że podróż na Wybrzeże Kości Słoniowej i niewolnicza praca wydaje się całkiem dobrym pomysłem. Jest przecież niewielka szansa, że właściciel farmy naprawdę cokolwiek zapłaci – a to umożliwiłoby już kupienie czegoś do jedzenia. Setki tysięcy malutkich farm kakaowych stały się więc epicentrum wybuchu epidemii niewolniczej pracy dzieci w XXI w.
Pochodzący z Burkiny Faso chłopcy w wieku od 10 do kilkunastu lat zarabiają na na farmach mniej niż dolara dziennie, a połowę ich wypłaty zabiera „szef”. Praca sprowadza się do rozpylania pestycydów lub dźwigania ciężarów, ale głównie machają maczetami w kakaowym gaju. Nie chodzą do szkoły, ani nie widują rodziców – niektórzy przyjechali tu z własnej woli, ale większość została sprzedana przez rodziny za cenę nieprzekraczającą 300 dolarów. Handel ludźmi również jest tutaj nielegalny. Tak samo jak niewolnictwo i praca dzieci. Ale państwa Afryki Zachodniej nie ma prawnych środków, by wyegzekwować te zakazy.
A to z kolei wydaje się nie przeszkadzać ogromnym korporacjom czekoladowym. Firmy takie jak Nestlé, Mars i Hershley są głównymi klientami tych plantacji. Pozostają przy tym zupełnie bezkarne, bo nie ma instancji, która kontrolowałaby ich poczynania.
Korporacje od niemal 20 lat obiecują poprawę jakości pozyskiwania kakao. Do tej pory nic się w tej kwestii nie wydarzyło. W 2001 roku amerykański Kongres połączył niewolnictwo nieletnich w Zachodniej Afryce z rozkwitłym przemysłem czekoladowym w Stanach Zjednoczonych i Europie. Szefowie największych spółek zostali wtedy zmuszeni przez Kongres do podpisania zobowiązania, zgodnie z którym w ciągu czterech lat mieli wyeliminować ze swoich łańcuchów dostaw najgorsze formy pracy dzieci. Termin, który został zupełnie zignorowany, przesunięty został na rok 2008. A później na 2010 – nadal bez skutku. Następny przypada za rok, ale raczej też nie uda się mu sprostać – jak usłużnie donoszą rzecznicy i prezesi wielkich czekoladowych przedsiębiorstw. Pytani o gwarancję, że ich czekolada nie została wyprodukowana przy pomocy niewolniczej pracy dzieci, sznurują usta.
Dlaczego? Większość firm nadal nie jest w stanie wyśledzić z jakich źródeł pochodzi używane przez nie kakao. Albo może nie chce. Mars, który produkuje np. cukierki m&m's, batony milky way i mars, kontroluje tylko 24 proc. Czyli tylko 24 proc. czekolady używanej przez firmę Mars pochodzi z legalnych źródeł, które nie zatrudniają dzieci i nie wykorzystują niewolników. Hershley, producent np. reese's, kontroluje niecałą połowę źródeł kakao, a Nestlé 49 proc.
Według firm czekoladowych organizacje pracy i rządy zachodnioafrykańskich krajów są tak samo winne obecnej sytuacji, jak same firmy. Podkreślają przy tym, że podejmują różne działania, by zwiększyć pewność, że kakao pochodzi z legalnych źródeł, a dodatkowo budują szkoły, wspierają inicjatywy edukacyjne i robią absolutnie wszystko, co w ich mocy. Z przemysłu, który zarabia około 103 miliardy dolarów rocznie, przez ostatnie 18 lat przeznaczono około 150 milionów na walkę z tym fenomenem. Ale specjaliści zauważają, że pierwotne dążenia układu z 2001 roku były nierealne do spełnienia od samego początku.
„Te firmy zawsze robiły jedynie wystarczająco dużo, by nie zyskać rozgłosu medialnego, żeby mogli powiedzieć >hej, zobaczcie, robimy coś w tym kierunku<. Ale to nigdy nie było wystarczająco dużo, żeby nadeszła jakakolwiek zmiana. Nadal nie jest.” – stwierdziła Antonie Fountain, dyrektor zarządzająca Voice Network, organizacji pozarządowej walczącej z niewolnicza praca dzieci w przemyśle kakaowym.
„Nie pozbyliśmy się pracy dzieci, bo nikt nigdy nie został zmuszony, by podjąć takie kroki. Bo jakie były przewidziane konsekwencje... w przypadku niewywiązania się z terminu? Ile procesów im wytoczono? Zero. Nie ma absolutnie żadnych konsekwencji.” – dodała.
Czy w 2005 roku był chociaż cień szansy na pozbycie się niewolniczej pracy dzieci z łańcucha produkcji wyrobów czekoladowych największych marek? Nie. Szkoda, że zdanie sobie z tego sprawy zajęło niemal 20 lat. Ale nawet ta świadomość nie polepsza sprawy – powoduje jedynie, że poprzeczka się obniża. Bo choć pierwotnie zakładano, że niewolnicza praca dzieci zostanie zupełnie wyrugowana, teraz dąży się chociaż do zmniejszenia jej wkładu do przemysłu kakaowego o 70 proc.
To wszystko w żadnym wypadku nie znaczy, że wszyscy powinni zupełnie zarzucić jedzenie czekolady. Warto za to wspierać mniejsze firmy, które pozyskują kakao z legalnych źródeł.