Advertisement

Nieprzewidywalny, komiczny i szalenie przenikliwy. "Parasite" może być najlepszym filmem tego roku

Autor: Monika Kurek
17-09-2019
Nieprzewidywalny, komiczny i szalenie przenikliwy. "Parasite" może być najlepszym filmem tego roku

Przeczytaj takze

Do końca roku zostało jeszcze trochę czasu, ale swoje premiery miały już filmy od znanych i cenionych reżyserów takich jak Tarantino, Almodóvar, Jarmusch czy Allen. Czarnym koniem festiwali filmowych okazał się jednak koreański "Parasite" w reżyserii Joon-ho Bong ("Okja", "Snowpiercer"), który wygrał Złotą Palmę podczas tegorocznego festiwalu w Cannes i zebrał 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes. Polski dystrybutor reklamuje produkcję hasłem: "Najbardziej szalony zdobywca Złotej Palmy od czasów »Pulp Fiction«". I rzeczywiście, w filmie jest tyle zwrotów akcji, że podczas seansu trudno usiedzieć w miejscu.
O czym opowiada "Parasite"? Czarna komedia Joon-ho Bonga przedstawia tragikomiczne perypetie ubogiej rodziny, dla której szansą na wyjście z niedoli jest niespodziewana oferta posady korepetytora w bogatym domu. Gdy polecony przez kolegę Ki-woo trafia do rodziny Parków, rozpoczyna próby sprowadzenia do posiadłości swoich krewnych. Chęć opuszczenia slumsów prowadzi do wielu zabawnych, ale i szokujących sytuacji.
Jednym z najmocniejszych punktów filmu jest intryga. Główni bohaterowie - biedna, czteroosobowa rodzina - brak środków nadrabiają sprytem i zaradnością. Plotą dookoła Parków misterną pajęczą sieć, do omamienia ich używając całego arsenału sztuczek, takich jak porzucenie majtek w samochodzie szofera czy zasugerowanie choroby pokojówki. Wydaje się, że nic nie powstrzyma ich przez całkowitym zaanektowaniem domu Parków. Jedynie momentami pojawia się krótkotrwała refleksja, czy przez ich działania nie ucierpiała zbyt duża ilość osób. Znika jednak tak szybko, jak się pojawiła.
Duże wrażenie robi portret biedy. Ki-woo wraz z rodziną mieszka w piwnicy, gdzie dorabiają na składaniu kartonów do pizzy i zostawiają otwarte okna podczas ulicznej dezynfekcji robaków, żeby pozbyć się karaluchów. Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez reżysera jest utożsamienie z biedą również pewnego specyficznego zapachu. W kontekście sytuacji bohaterów prowadzi to do konkluzji, że nawet pomimo przebywania w luksusach nie są w stanie zmyć z siebie piętna swojego pochodzenia. Reżyser bawi się z percepcją odbiorców i stawia ważne pytania: zastanawia się, na ile bieda jest winą poszczególnych jednostek lub jaka jest korelacja pomiędzy ubóstwem a byciem dobrym człowiekiem. Pomimo uderzającego kontrastu między rodzinami, Parkowie wcale nie zostali przedstawieni jako źli, zepsuci lub nieczuli, co często zdarza się w filmach o podobnej tematyce. W świecie Bonga nic nie jest oczywiste i to widz w imieniu bohaterów musi ocenić, czy było warto.
Na pochwałę zasługuje również niezwykła spójność oraz dbałość o detale. Oglądanie "Parasite" jest niczym obserwowanie wyrafinowanej rozgrywki szachowej. Kiedy wydaje się, że wszystkie figury zostały rozstawiona i doszło do szachu, następuje zwrot akcji, który sprawia, że rozgrywka dalej trwa w najlepsze. Bong skrupulatnie tłumaczy kolejne wątki, udowadniając, że w jego filmie nie ma miejsca na przypadkowość. Gdy spodziewamy się regularnej sceny seksu, Bong serwuje nam intensywne zbliżenie małżeństwa Parków bez zdejmowania ubrań.
"Parasite" to jeden z tych filmów, których recenzowanie wymaga pominięcia połowy fabuły. Śmiało można go postawić na półce obok pozycji takich jak "Uciekaj", "Midsommar. W biały dzień", "Bękarty wojny" czy "Pewnego razu... w Hollywood". Zresztą nie bez przyczyny Bong znajduje się w czołówce ulubionych reżyserów Quentina Tarantino. Panowie mają ze sobą wiele wspólnego.
Zobaczcie zwiastun:
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement