„Nie wiem, nie pamiętam. Nie interesowałem się tym, przyznaję, nawet na biologii”.
Niestety, to nie fikcja – to fragment programu „Poranek polityczny" w TVP Info, który odbił się echem w całej Polsce.
Anatomia niewiedzy
Magdalena Pernet zapytała zgromadzonych polityków:
„Panowie, czym różni się okres od owulacji? Czy może to jednak to samo”.
W studiu siedzieli reprezentanci trzech ugrupowań – Marcin Karpiński z Lewicy, Ireneusz Raś, wiceminister sportu z byłej Trzeciej Drogi oraz Andrzej Kosztowniak z PiS. Jedyną osobą, która mogła sobie pozwolić na spokój, był Adrian Witczak z KO – nauczyciel biologii.
Odpowiedzi? Nie było żadnych. „Nie będę wchodził w te tematy”, zastrzegł senator Nowej Lewicy. Najlepiej miał Ireneusz Raś (ojciec trzech córek), bo efekt nieco już osłabł przy trzecim panu. „Nie będę polemizował z kolegami”, powiedział minister. To szczególnie gorzka ironia, że mężczyźni, którzy w przeszłości tak głośno wypowiadali się na temat aborcji i praw reprodukcyjnych kobiet, okazali się nie znać podstaw biologii reprodukcyjnej.
Edukacja zdrowotna pod ostrzałem
Pytanie o owulację nie pojawiło się przypadkowo. Nawiązywało do wprowadzenia w polskich szkołach nowego przedmiotu – edukacji zdrowotnej, który ma dostarczać uczniom wiedzy o zdrowiu fizycznym, psychicznym, seksualnym i społecznym. Przedmiot ten stał się areną politycznej batalii, którą rząd przegrał jeszcze przed pierwszym dzwonkiem – ustąpił pod presją i wprowadził go jako nieobowiązkowy.
W efekcie powstała sytuacja absurdalna: politycy, którzy urodzili się w latach 70., nigdy nie zostali wyedukowani na temat HPV – wirusa odpowiadającego za raka szyjki macicy. Zgodnie z prognozą na 2025 rok na nowotwór ten umrze około 1400 kobiet rocznie, zachoruje 2400. Szczepionka przeciwko HPV istnieje od 2006 roku, ale w Polsce wyszczepiono dopiero 15 procent dzieci z roczników 2006-2016.
Memy zamiast medycyny
Internet natychmiastowo wykorzystał kompromitację polityków. Internauci obrócili całą sytuację w żart. Powstały memy na ten temat. Jeden z portali przygotował nawet „Słowniczek Trudnych Słów dla Polityków", gdzie obok definicji okresu i owulacji znalazły się także wyjaśnienia dla owsa, owacji czy ondulacji – bo podobnie brzmiące słowa mogą mylić.
Humorystyczne potraktowanie tematu to jednak tylko początek problemu. Brak wiedzy nie dotyczy tylko młodzieży, ale również dorosłych, którzy kiedyś chodzili do szkoły, ale tematów związanych z dojrzewaniem, seksualnością i zdrowiem po prostu nie przerobili albo szybko zapomnieli.
Lekcje z wiedzy podstawowej
Dlaczego rząd tak szybko się wycofał? Barbara Nowacka, długo broniła pomysłu, by przedmiot był obowiązkowy. W końcu, w styczniu 2025 roku, musiała ustąpić pod politycznym naciskiem, mówiąc, że chce uniknąć „afery politycznej”. Rządzący przestraszyli się „paniki moralnej” związanej z faktem, że edukacja zdrowotna ma zastąpić „wychowanie do życia w rodzinie".
Prawica już dawno zrozumiała, jak wygodnym, niemal bezpłatnym narzędziem politycznym jest straszenie Polaków. Tym razem jednak to strach rządzących przed prawicą okazał się silniejszy niż dbałość o edukację młodego pokolenia.
Medyczne skutki politycznych gier
Konsekwencje tego politycznego tchórzostwa są już widoczne. Konflikt o nowy przedmiot, który w zalążku był sporem politycznym, wraz z pierwszym dzwonkiem przeniósł się do domów i szkół. Są szkoły, gdzie dosłownie wszyscy rodzice wypisali z niego swoje dzieci.
Program edukacji zdrowotnej zawierał przecież nie tylko edukację seksualną (stanowiącą zaledwie 5 procent treści), ale także wiedzę o zdrowiu psychicznym, odżywianiu, profilaktyce uzależnień czy systemie ochrony zdrowia. W dobie kryzysu zdrowia psychicznego młodych osób to lekcje bezcenne. Czy może raczej – absolutnie niezbędne i za późno wprowadzone.
Kinowy finał
Scena z politykami, którzy nie wiedzą, czym różni się okres od owulacji, przypomina najlepsze tradycje polskiej komedii politycznej. Gdyby pojawił się taki dialog w filmie Barei, uznalibyśmy go za przesadę. A tymczasem rzeczywistość po raz kolejny pokonała fikcję.