W zeszłym tygodniu dwójka turystów zakaz wstępu do rezerwatu Mewia Łacha. Przeszli przez szlaban, przeskoczyli przez płot z informacją o siedlisku ptaków, ominęli kolejną tablicę informacyjną oraz kolejny płot i spacerowali po zamkniętej części rezerwatu, gdzie na piasku są gniazda ptaków i pisklęta.
Na filmiku opublikowanym na fanpejdżu Grupy Badawczj Ptaków Wodnych "Kuling" możemy zobaczyć, jak dziewczyna bierze do rąk młodego ohara i pozuje z nim przed obiektywem. Ptak najprawdopodobniej był chory, bo nie był w stanie uciekać. Następnego dnia pracownicy rezerwatu znaleźli go martwego.
„- Poziom ignorancji i braku poszanowania dla zwierząt osiągnął już chyba szczyt. Cały incydent miał miejsce wieczorem. Zdjęcia zostały zrobione z drugiej strony Wisły. Wściekłość na niemoc i brak możliwości szybkiej reakcji służb była ogromna (po zgłoszeniu policja wodna przypływa najwcześniej po 45-50 min.). Policja, zapraszamy do ujścia Wisły na częstsze patrole”, brzmi fragment postu towarzyszącego szokującemu nagraniu.
Nie wiadomo, dlaczego turyści złamali zakaz i trudno stwierdzić, czy powodowała nimi brawura czy chęć zrobienia zdjęć na Instagram. Niemniej jednak, popełniliby straszną głupotę, gdyby wrzucili zdjęcia z Mewiej Łachy do mediów społecznościowych. Czy nie byli świadomi, że ich obecność jest zagrożeniem dla życia i zdrowia dla ptaków, które mieszkają w rezerwacie? Może po prostu ich to nie obchodziło. Ludzie już wielokrotnie udowodnili, że są zdolni do wielu głupot, byleby mieć „super fotki na Insta”.