Właśnie dlatego w tegoroczny Dzień Kobiet postanowiliśmy oddać głos trzem wspaniałym kobietom, które nas inspirują i które nie boją się walczyć o swoje prawa. Bohaterkami naszego materiału są piosenkarka i tekściarka Mery Spolsky, aktywistka Babcia Kasia oraz działaczka Aborcyjnego Dream Teamu, Natalia Broniarczyk. Zapytaliśmy je m.in. o to, jak wyglądałby świat, gdyby rządziły nimi kobiety oraz poprosiliśmy je, aby opowiedziały nam o kobietach, które podziwiają. W końcu nie od dziś wiadomo, że „Przyszłość jest kobietą"!
Babcia Kasia
Aktywistka oraz nieustraszona wojowniczka. Katarzyna Augustyniak, znana szerzej jako Babcia Kasia, jest stałą bywalczynią protestów i należy do Polskich Babć, walczących o lepszą przyszłość dla swoich wnuków. Jej znakiem charakterystycznym jest tęczowa flaga. Ostatnio w internecie pojawił się filmik, na którym widać, jak Babcia Kasia robi zakupy. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że towarzyszyło jej... siedmiu policjantów.
Jaką radę dałaby pani swojej nastoletniej wersji?
Babcia Kasia: Żebym była bardziej wyważona w swoim postępowaniu oraz w swoich decyzjach. Zawsze byłam zbuntowana i z perspektywy wieku myślę, że mogłabym być troszeczkę bardziej rozważna.
Czy mogłaby pani opowiedzieć o kobiecie, którą pani podziwia?
Babcia Kasia: Od ponad dwudziestu lat bardzo podziwiam panią Olgę Tokarczuk. Jest fantastyczną pisarką i zawsze kiedy czytam jej książki, to bardzo je przeżywam. Jeśli nie wszystko rozumiem, czytam drugi raz. Pani Tokarczuk także bardzo pięknie się wypowiada, a jej filozofia życia jest mi bardzo bliska. Po za tym jest przeuroczym człowiekiem. Jest świetna pod każdym względem. Jest wyważona, czego mi wciąż brakuje. Ma mnóstwo pozytywnych cech, które mnie zachwycają.
Co uważa pani za swoją największą kobiecą siłę?
Babcia Kasia: Wiarę w kobiety: w ich moc, sprawczość, decyzyjność i radzenie sobie w życiu codziennym na przestrzeni wieków. Bo to właśnie my od zarania dziejów nosimy na barkach ten świat, nie faceci.
Jak wyglądałby świat, gdyby rządziły nim kobiety?
Babcia Kasia: Przede wszystkim kobiety rozstrzygałyby konflikty pokojowo. Po drugie wprowadziłyby w życie faktyczną równość wszystkich ludzi niezależnie od płci, wyznania czy pochodzenia. Po prostu realizowałyby w praktyce zapisy polskiej konstytucji. Ja już tego nie dożyje, ale myślę, że kobiety właśnie to by wprowadziły, bo dla nas największą bolączką jest brak równości na wszystkich możliwych polach.
Czym jest dla pani feminizm?
Babcia Kasia: Feminizm kojarzy mi się z czymś skrajnym, a mnie po prostu interesuje los kobiet. Wszystkich kobiet. Tych, które są wyznawczyniami PiS-u, tych, które nie mają żadnych poglądów oraz tych, które podzielają moje poglądy. Feminizm źle brzmi, choć przypuszczalnie większość osób nazwałaby mnie feministką, gdyż ujmuję się za kobietami i walczę o ich prawa. Ważna jest dla mnie każda kobieta, na przykład w czwartek staraliśmy się wspierać na odległość Malekę. Feminizm to wszelkie formy wspierania kobiet.
Mery Spolsky
Jaką radę dałabyś swojej nastoletniej wersji?
Mery Spolsky: Nie wstydź się podejść do tego chłopaka z wyższej klasy, nie przejmuj się pałą z matmy, nie bój się przyszłości i doceniaj każdy dzień. Delektuj się naleśnikami na śniadanie robionymi przez mamę i kochaj swoje ciało, bo kiedyś będziesz patrzeć na swoje zdjęcia z myślą: „Jak mogłam myśleć, że jestem gruba?!”. Mam wrażenie, że moje nastoletnie życie przypominało perypetie rodem z typowego highschoolowego serialu na Netflixie. Miałam wielkie szczęście i staram się za to dziękować każdego dnia :)
Czy możesz opowiedzieć o kobiecie, którą podziwiasz?
Mery Spolsky: Moja mama Ewa. Krótkie, czarne włosy, czerwona szminka, obcas i upór w dążeniu do każdego celu. Kiedy mam słabsze chwile myślę o niej i o tym, że na pewno kopnęłaby mnie w tyłek, dodając przy tym, że jestem najlepsza i mam się nie mazać. Podziwiam ją za to, że spełniła swoje marzenie bycia projektantką mody, założyła własną markę i jeszcze miała czas na zajmowanie się mną w taki sposób, że czułam się najwyjątkowsza na świecie. Była najgłośniejszym śmiechem na imprezie, perfekcyjną panią domu, wrażliwą poetką, wizjonerką i ciągle otaczała się ludźmi, dając im swoją niesamowitą energię. Chyba podświadomie chciałabym być jak ona. Zdradzają mnie te krótkie, czarne włosy.
Co jest twoją największą kobiecą siłą?
Mery Spolsky: Emocje. Choć czasem szastam nimi na prawo i lewo, czuję, że to one mnie prowadzą, motywują i dają siłę. Wybuch szczęścia po udanym koncercie napędza mnie do szykowania kolejnych pomysłów na szoł. Kłótnia potrafi zainspirować do napisania piosenki, a jak się zakocham to już w ogóle cała płyta gotowa.
Jak wyglądałby świat, gdyby rządziły nimi kobiety?
Mery Spolsky: Wystarczy odpalić najnowszy klip Brodki „Game Change”, tam wszystko jest pokazane. Można tez pokusić się o włączenie teledysku do „Sorry From The Mountain”, gdzie z wieloma dziewczynami ewidentnie rządzimy! #KAŻDADZIEWCZYNAMAWIERZYĆWSIEBIE
Czym jest dla ciebie feminizm?
Mery Spolsky: Słowem, które paraliżuje niektóre osoby i zbiorem idei, działań, które właśnie z takimi ludźmi walczą. Feminizm to dla mnie równość.
Natalia Broniarczyk
Jaką radę dałabyś swojej nastoletniej wersji?
Natalia Broniarczyk: Bedąc nastolatka bardzo bałam się ciąży i wpadki. Moje koleżanki również ciagle miały tę obawę i często była ona irracjonalna, bo nie byłyśmy nawet aktywne seksualnie. Mimo to wizja nastoletniej ciąży i wpadki jawiły się jak koniec świata i coś najstraszniejszego. Nastoletnia ciąża często oznaczała koniec edukacji, stygmatyzację, brak wsparcia i odtrącenie. Ta paranoja ciążowa trwa do dziś. Każdego dnia do ADT trafia kilkanaście nastolatek nerwowo oczekujących na okres, za bardzo przerażonych, by zrobić test ciążowy. Żałuję, ze nie miałam szansy usłyszeć prawdziwych informacji o tym jak zachodzi się w ciąże, ale też jak sobie z nią poradzić, gdyby się przytrafiła. Chciałabym otrzymać rzetelna edukacje seksualną - dostosowaną do rzeczywistości, naszego wieku i naszych doświadczeń. To zaoszczędziłoby mi i moim znajomym wiele stresu. Mając ten czas w pamięci, każdego dnia na ADT mówimy zarówno nastolatkom, jak i osobom dorosłym: „Hej, zrób test, cokolwiek pokaże będzie OK, pomożemy ci. To, że się boisz, że się stresujesz, że nie wiesz co robić, to żaden powód do wstydu. Jesteśmy z tobą i pomożemy". Chciałabym to sama usłyszeć oraz to, że my, dziewczyny, powinnyśmy się wspierać w takich sytuacjach.
Czy możesz opowiedzieć o kobiece, którą podziwiasz?
Natalia Broniarczyk: Podziwiam wiele kobiet, trudno mi wybrać jedną. Szczególnie ważne sa dla mnie członkinie kolektywu Jane, który działał w USA w czasach, gdy aborcja była tam nie tylko zakazana ale też kryminalizowana. W 1969 roku w Chicago Heather Booth zostaje poproszona przez znajomą znajomej o pomoc w znalezieniu lekarza, aby przerwać ciążę. Heather pomaga, a wieść o niej roznosi się po okolicy. Po jakimś czasie Booth, stwierdziwszy, że sama tego nie udźwignie, tworzy grupę, zachęcając do włączenia się swoje koleżanki: studentki, gospodynie domowe, matki, feministki, ochotniczki. Odtąd każda z nich jest Jane. Na początku współpracują z lekarzem, ale szybko orientują się, że współpracownik wcale nie ma doświadczenia medycznego. Jane chcą być bezpieczną i dostępną alternatywą dla drogiego i niebezpiecznego w tamtym czasie podziemia aborcyjnego. To moment, w którym postanawiają, że nauczą się, jak samodzielnie wykonywać aborcje. „Bierzemy w ręce wziernik, latarkę i rurkę" – wspominała jedna z Jane w książce Laury Kaplan. Najważniejszą zasadą kolektywu jest radykalne wsparcie przed, w trakcie i po aborcji, zabieg zaś nazywa się „z", a nie „u" Jane. Dlaczego? Bo kobieta przerywająca własną ciążę jest w tej sytuacji podmiotem i realnie w tym procesie uczestniczy. Jane ogłaszają się na kampusach, w lokalnych gazetach, w publicznych toaletach. Hasło z plakatu krzyczy: „Jesteś w ciąży? Potrzebujesz aborcji? Zadzwoń do Jane". Do 1973 roku razem z Jane kobiety przeprowadzają około jedenastu tysięcy zabiegów. Zabiegi są bezpieczne, tanie i stanowią feministyczną odpowiedź na drogie i ryzykowne amerykańskie podziemie aborcyjne. Wszystkie Jane to moje idolki. Podziwiam osoby, które pomagały i pomagają sobie w aborcjach - czyli często czymś zakazanym, bardzo stygmatyzowanym i ryzykownym. Pomimo tego ryzyka decydują się kogoś wesprzeć i stawiają opór systemowi poprzez radykalną empatię i troskę.
Co jest twoją największą kobiecą siłą?
Natalia Broniarczyk: Nie wiem, czy mam coś takiego jak „kobieca siła" ;) Chyba po prostu bywam silna, ale bywam też słaba, cokolwiek to znaczy. Uczę się pozwalać sobie na bycie „słabą" i paradoksalnie to sprawia, że jestem silniejsza. Nie chce reprodukować narzucanych nam przez kapitalizm i neoliberalizm schematów, że im więcej robię, im więcej pracuje i im jestem „lepsza", tym będę zasługiwać na więcej. Wierzę, że jestem silna, gdy razem jesteśmy silniejsze, a razem będziemy silniejsze, gdy będziemy się wspierać, a nie ze sobą ścigać. Gdy będziemy sobie samym, ale też sobie nawzajem, pozwalać na słabość, na wypoczynek, na porażki, na błędy i na różne decyzje.
Jak wyglądałby świat, gdyby rządziły nim kobiety?
Natalia Broniarczyk: Nie wiem czy umiem sobie to wyobrazić ;) Trochę też na czymś innym mi zależy, a nie na władzy pełnionej przez kobiety samej w sobie. Chcę, żeby świat stawał się coraz bardziej sprawiedliwym miejscem do życia, zwłaszcza dla grup i osób, które są najbardziej marginalizowane. W książce "Freedom is a constant struggle" Angela Davis, amerykańska feministka i antyrasistka, napisała: „Nie wierzę, że możemy polegać na rządzie, niezależnie od tego kto jest u władzy, że wykona prace, którą może wykonać tylko masowy ruch społeczny". I ja się z nią zgadzam. Wierzę w nas, w ludzi, w społeczną samoorganizację, w intersekcjonalny feminizm, solidarność i pomoc wzajemną, w słuchanie siebie nawzajem.
Czym jest dla ciebie feminizm?
Natalia Broniarczyk: Dla mnie feminizm to przede wszystkim solidarność walk i realna pomoc wzajemna. Gdy mówię o solidarności walk, to myślę o różnych powodach wykluczenia, które są ze sobą powiązane, bo nasze życia to nie są oddzielne, zamknięte pudełeczka z napisem „płeć", „rasa", „pieniądze", „sprawność" czy „orientacja psychoseksualna". Wyobrażam to sobie, jak zazębiające się ze sobą okręgi. W niektórych jest więcej przywilejów a w innych więcej marginalizacji i dyskryminacji. Bliski jest mi taki feminizm, który nie tylko to zauważa i stara się budować sojusze poprzez wspólne działanie, ale który przede wszystkim dostrzega, jak ważne jest mówienie własnym głosem o własnym doświadczeniu.