![Te filmy na Warszawskim Festiwalu Filmowym podobały nam się najbardziej [recenzje]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/616edc1ea6b06d02a754275a/a.jpg)
![Te filmy na Warszawskim Festiwalu Filmowym podobały nam się najbardziej [recenzje]](https://kmag.s3.eu-west-2.amazonaws.com/articles/616edc1ea6b06d02a754275a/a.jpg)
Przeczytaj takze
Trzydziesta siódma edycja Warszawskiego Festiwalu Filmowego dobiegła końca i jak co roku było to 10 dni podróży po świecie, kulturach, opowieściach o ludziach z różnych zakątków i o rozmaitym charakterze. Obejrzeliśmy, ile się dało, choć nie wszystko, dlatego przedstawiamy wybrane filmy, które zrobiły na nas wrażenie.

1/4


Mikołaj Komar
La Civil, reż. Teodora Ana Mihai
To jeden z tych filmów, gdzie wchodzimy w skórę głównej bohaterki. Zżera nas strach, pocimy się, cierpimy i płaczemy… Niesamowicie silna kobieta, matka walczy o odzyskanie swojej nastoletniej córki z rąk porywaczy w tej nieco ciemniejszej niż w podróżniczych katalogach części Meksyku. Rewelacyjne zdjęcia, montaż i wręcz dokumentalna narracja rewelacyjnie pokazują duchotę i mrok ludzkiej tragedii i walki. Fakt, że fabuła jest oparta na autentycznych opowieściach rodziców, dodatkowo podgrzewa emocje.
In Limbo, reż. Alexander Hunt; YT, reż. Dmitry Davydov
W tym roku w moim topie dominowały filmy rosyjskie. Jeden z pierwszych zaliczonych to „In Limbo”, po polsku przetłumaczony jako „Poza sezonem” na pierwszy rzut oka nie zachęcał. Opowieść o dwójce zakochanych w sobie nastolatków uciekających przed wszystkimi i wszystkim okazała się istną „Thelmą i Louise” w wersji po rosyjsku… Już początkowa scena seksu i imprezy wśród piętnastolatków stawia do pionu, jak tylko dowiadujemy się, że jest to film oparty na faktach. Młodzieńczy bunt, szalone emocje, dramat tańczący z komedią i po prostu rewelacyjne kreacje autorskie dają mocnego kopa. Jeśli podobał wam się netfliksowy „The End Of The Fucking World”, to przy „In Limbo” będzie wam jeszcze lepiej!
Drugim świetnym obrazem zza naszej wschodniej granicy jest film z bardzo dalekiej Jakucji. Już sam fakt, że kino rosyjskie nie jest po rosyjsku i brzmi coś jakby po fińsku, a bohaterom daleko do urody postaci Dostojewskiego, jest intrygujący. Otóż, mamy siedem historii z życia malutkiej wioski, które w skrócie można podsumować tak – wódka szkodzi zdrowiu, faceci są uparci jak osły, a karma zawsze wraca. Trafne, dowcipne i urocze opowieści nagrane w bardzo surowym i low-budżetowym klimacie uwodzą. Coś jakby kultowe „Dzikie historie”, tyle że z końca świata – Jakucji. Perełka!
Tom Medina, reż. Tony Gatlif
Tego twórcę poznałem wiele lat temu na tym samym Warszawskim Festiwalu Filmowym i przy każdej kolejnej premierze jego filmu ślepo wchodzę w jego świat. A jest to świat cygański, pełen przygód, szalonych postaci i często dzikich miłości… „Tom Medina”, nowe dzieło Tony'ego Gatlifa, Francuza i potomka algierskich Romów, podobnie jak kultowe „Gadjo Dilo” czy mój ulubiony „Exils” opowiada o wyrzutkach i jest peanem do życia poza pędem współczesnego świata, w zgodzie z naturą i dyktowanym z założenia… dobrym sercem. „Tom Medina” jest troszkę hipisem, troszkę donkiszotem, a troszkę donjuanem, przy tym wszystkim po prostu uchodźcą. Do tego dużo dobrej muzy, piękne plenery, humor i szelmowska wyobraźnia. Nic, tylko dołączyć w tę podróż!

Monika Kurek
Albańska dziewica, reż. Bujar Alimani
„Albańska dziewica" to nie tylko przejmująca historia miłosna, ale także inspirująca opowieść o walce o siebie wbrew przeciwnościom losu i oczekiwaniom. W pełni zasłużone wyróżnienie jury 37. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Główna bohaterka filmu Alimaniego, Luana, zaprzyjaźnia się z Agimem, który sprowadził się z rodziną do wioski po wygnaniu z miasta przez komunistów. Choć z czasem przyjaźń zamienia się w miłość, wciąż spotykają się w ukryciu, ponieważ on zmaga się z ostracyzmem mieszkańców, a ona została obiecana innemu mężczyźnie. Kiedy ojciec Luany dowiaduje się o ich schadzkach, dziewczyna staje przed trudnym wyborem. Jak się później okazuje, jednym z wielu. Luana jest rozdartą pomiędzy uczuciem do ukochanego, a zobowiązaniami wobec rodziny, która nieustannie wini ją za próby decydowania o własnym życiu. Z ponurą determinacją podejmuje kolejne próby, które okazują się ślepymi zaułkami. Czy religia usprawiedliwia to, co rodzina zrobiła Luanie i Agimowi? Czy wszystkie tradycje warto pielęgnować? „Albańska dziewica" wzrusza i skłania do refleksji. A od Riny Krasniq w roli Luany nie da się oderwać wzroku.
Cudowne szkło, reż. Justin Monroe
Niesamowity dokument, który trzyma w napięciu niczym rasowy thriller. Zdecydowanie jedno z największych zaskoczeń festiwalu. „Cudowne szkło" opowiada historię rodzinnej pracowni witraży, która wygrywa kontrakt na wykonanie największego witrażą na świecie. Sęk w tym, że autor projektu, Tim Carey, nie ma pojęcia, jak go wykonać, a porażka oznacza ogromne kary finansowe. Zdesperowany kontaktuje się ze światowej sławy mistrzem szkła i wspólnie rozpoczynają wyścig z czasem. Najpierw jednak Tim musi nauczyć się wynalezionej przez Narcissusa techniki... Dokument Monroe to prawdziwa jazda bez trzymanki. Opowieść o pasji, zaangażowaniu, długich godzinach spędzonych na próbach dokonanie niemożliwego oraz pięknej relacji-mistrz uczeń. Sztuka w czystej postaci.
Toubab - swój obcy, reż. Florian Dietrich
Zwycięzca plebiscytu publiczności 37. WFF. „Toubab - swoj obcy" to przewrotna komedia obnażająca absurdy niemieckiego prawa imigracyjnego. Główny bohater Babtou wychodzi z więzienia, ale wpada w tarapaty już podczas spontanicznej imprezy powitalnej. Wkrótce zjawia się policja i bardzo szybko okazuje się, że tym razem nie grozi mu powrót do więzienia, a deportacja do Senegalu. Pomimo tego, że Baptou urodził się w Niemczech. W tej sytuacji nie pozostaje mu nic innego jak tylko poślubić osobę z niemieckim obywatelstwem. Baptou i jego przyjaciel Dennis rozpoczynają poszukiwania idealnej kandydatki, a sytuacja szybko się komplikuje. Jak daleko posuną się, aby Baptou mógł zostać w kraju? „Toubab - swój obcy" nie tylko bawi do łez, ale także w inteligentny sposób zwraca uwagę na bardzo poważny problem. Podnosi również na duchu i daje nadzieję, że nawet w obliczu niesprawiedliwego systemu zawsze znajdą się osoby, które pójdą za tobą w ogień.

Radosław Pulkowski
Saloum, reż. Jean. Luc Herbulot
Wyobraźcie sobie film, który wygląda jak nakręcony w Afryce (i przez trochę młodszego reżysera) obraz Quentina Tarantino. Jego główni bohaterowie to trójka najemników zaprawionych w wojnach trawiących kontynent – jeden jest mózgim operacji, drugi „komandosem”, a trzeci szamanem, ale wszyscy są niemal superbohaterami, niczym Aldo „Apacz” Raine z „Bękartów wojny”. Ta trójka ma za zadanie dotarcie do wpływowego handlarza narkotyków, ale po drodze coś nie wypala i bohaterowie lądują w delcie rzeki Saloum w Senegalu, oczywiście w dość niecodziennym towarzystwie. Dialogi w filmie są dużo bardziej błyskotliwie, niż byłoby to możliwe w rzeczywistości, akcja wartka, postaci wyraziste, niektóre sceny przerysowane i śmieszne, a w tle pulsuje świetny afrobeat. I to by mi w zasadzie wystarczyło, żeby polecić ten film. Nie wystarczyło jednak reżyserowi, bo szybko okazuje się, że „Saloum” skręca w stronę napędzanego miejscowymi wierzeniami i folklorem horroru. Mieszanka wybuchowa – pewnie nie każdemu się spodoba, ale dla mnie hit.
Legenda Molly Johnson, reż. Leah Purcell
Ten film można dość łatwo opisać w trzech słowach – to australijski, feministyczny western. Jego główną bohaterką jest tytułowa Molly, czyli mieszkająca na odludziu kobieta w sile wieku, wychowująca kilkoro dzieci i zmagająca się z rzadko będącym w domu, ale za to przemocowym i zapijaczonym mężem. Pewnego dnia na jej farmę przybywa aborygeński zbieg, który ma dla Molly wiadomość, która zmieni jej życie, a zaraz za nim policjant, co sprawia, że cała sytuacja komplikuje się bardziej niż kobieta kiedykolwiek mogła to sobie wyobrazić. „Legenda Molly Johnson” to film gatunkowy z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale taki film gatunkowy, który zaskakuje i wciąga jak ruchome piaski. Przepiękne plenery i świetna scenografia sprawiają, że widz rzeczywiście czuje się jak australijski pionier, a film poza wartką akcją ma jeszcze do zaoferowania wciąż aktualne przesłanie emancypacyjne – i chodzi tu zarówno o prawa kobiet, jak i prawa mniejszości oraz punktowanie rasizmu. Odtwórczyni głównej roli Leah Purcell gra niczym australijska Frances McDormand, ale w filmie zrobiła dużo więcej niż wcielenie się w Molly Johnson – jest także jego reżyserką i scenarzystką.

Karolina Bordo
Blizny Alego Boulali, reż. Max Eriksson
Max Eriksson zabiera widzów na wycieczkę po latach 80-tych i 90-tych w Szwecji i Stanach Zjednoczonych, przedstawiając historię legendy deskorolki Alego Boulali. Z deską robił, co chciał, już od najmłodszych lat. Jest jednym z naturalnych talentów, obdarzonym wyjątkową charyzmą i optymizmem, którego ambicja potrafi przerodzić się w obsesję. Jak łatwo się domyślić, ma to swoje dobre i złe strony. Ali Boulala żył jak gwiazda rocka i do tego miał świetny punkowy styl (okazuje się, że da się jeździć na desce w sztybletach, koszuli i rurkach). Jego życie obfitowało w wydarzenia graniczne, które w psychice człowieka zostawiają trwały ślad. Jak potoczyła się kariera Alego, kim się stał i co mają do powiedzenia ludzie z jego otoczenia, można się dowiedzieć z filmu Erikssona, do którego muzykę dobrał Warren Ellis. Tym, co nie znają twórczości artysty, polecam ostatni album „Carnage” stworzony wspólnie Nickiem Cave’em. „Blizny Alego Boulali” to film nie tylko dla fanów deskorolki, choć z pewnością im najbardziej przypadnie do gustu. Spodoba się jednak również tym, którzy lubią nostalgiczne podróże do przeszłości udokumentowane na kasetach wideo oraz dające zastrzyk energii opowieści o ludziach.
Ul, reż. Blerta Basholli
W czasie wojny w Kosowie wielu tamtejszych mężczyzn zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów i rodzin, by walczyć o wolność. Wiązało się to również z tym, że pozostawione żony, dzieci i rodzice utracili swoich żywicieli. Zadaniem kobiet w Kosowie była opieka nad domowym ogniskiem. „Ul” to obraz przedstawiający emancypację jednej z mieszkanek wsi, która na przekór plotkom, atakom ze strony mężczyzn, a nawet pomimo braku zrozumienia swoich domowników, postanawia zacząć pracować, by móc wyżywić najbliższych. Uczy się prowadzić samochód (to także umiejętność zarezerwowana wyłącznie dla mężczyzn) i rozpoczyna produkcję lokalnej żywności we własnej piwnicy. Co być może najistotniejsze – to historia oparta na faktach, która ma miejsce współcześnie. W XXI wieku, w czasie pozornie dalekiego rozwoju społecznego.
Królowa wspaniałości, reż. Nana Mensah
Zabawny, rozczulający, życiowy. Przewrotnie zatytułowana „Królowa wspaniałości” to historia samej reżyserki, Nany Mensah. Kobieta jest naukowcem specjalizującym się w molekularnej neuroonkologii, mieszka w Nowym Jorku, jest randkującą singielką. Jej rodzina wywodzi się jednak z Ghany, choć matka wychowała ją w Bronksie. „Królowa wspaniałości” to zderzenie kobiety żyjącej jak typowa Amerykanka z jej afrykańskimi korzeniami, gdy spada na nią zadanie zorganizowania pogrzebu matki. Jak pogodzić przedśmiertne życzenia rodzicielki oraz jej styl życia z wymogami rodziny, dla której celebracja tradycyjnych obrzędów jest absolutnie niezbędna? Bohaterka uczy się siebie i swojej rodziny. Choć sprawa jest poważna, w trakcie seansu trudno jednak powstrzymać się od śmiechu. Całość została podana niczym sitcom, obfituje w sytuacyjne żarty (zwłaszcza Nany) i pozwala przejrzeć się w lustrze. W dodatku jeśli ktoś lubi produkcje zlokalizowane w Nowym Jorku, znajdzie tu sporo brudniejszej odsłony miasta, którą dodatkowo podkreślają zdjęcia autorstwa Cybel Martin.
Pierwsze 54 lata – podręcznik okupacji wojskowej, reż. Avi Mograbi
Avi Mograbi prowadzi widza krok po kroku przez okupację Palestyny, a współautorami historii uczynił izraelskich żołnierzy opowiadających o praktykach stosowanych przez ich reżim. To mocne, dosłowne kino, które choć przedstawia konkretny konflikt, może stanowić podręcznik każdej propagandy w dowolnym miejscu na świecie. Najazd, uzależnianie społeczeństwa od okupanta poprzez wpojenie, że bez niego będzie gorzej, rozbijanie solidarności społecznej, promowanie donosicielstwa metodą nagradzania… Historia zna wiele takich przypadków, ale nie trzeba daleko szukać, by zaobserwować to również dziś. Jaki to wszystko ma sens? W pewnym momencie obie strony, zaciekle dążąc do swoich celów, tracą nadzieję, co prowadzi do bezmyślnego terroru.
Polecane

Olivia Colman w debiucie reżyserskim Maggie Gyllenhaal na podstawie powieści Eleny Ferrante

Aktor wcielił się w Robina Williamsa w viralowym filmiku. I zrobił to po mistrzowsku

Po oscarowym „Ojcu” pora na „Syna”. W kontynuacji też zagra Anthony Hopkins

Bilety na festiwal filmowy HER Docs w Warszawie już dostępne!

Billie Eilish, Barack Obama, Blackpink, SpongeBob i inni wzywają do ratowania planety w nowym serialu
Polecane

Olivia Colman w debiucie reżyserskim Maggie Gyllenhaal na podstawie powieści Eleny Ferrante

Aktor wcielił się w Robina Williamsa w viralowym filmiku. I zrobił to po mistrzowsku

Po oscarowym „Ojcu” pora na „Syna”. W kontynuacji też zagra Anthony Hopkins

Bilety na festiwal filmowy HER Docs w Warszawie już dostępne!





