Advertisement

„Titane” Julii Ducournau fascynuje i odrzuca. Lecz brutalność to tylko jego niewielki pierwiastek [recenzja]

Autor: Karolina Bordo
21-01-2022
„Titane” Julii Ducournau fascynuje i odrzuca. Lecz brutalność to tylko jego niewielki pierwiastek [recenzja]
Laureat Złotej Palmy zeszłorocznego festiwalu w Cannes – „Titane” w reżyserii Julii Ducournau – to w dużym stopniu opowieść o fundamentalnych ludzkich potrzebach i pragnieniach, ubrana w formę body-horroru, gdzie nieraz trudno utrzymać oczy otwarte na ekran. Reżyserce udało się jednak osiągnąć zamierzony cel, a im dalej od seansu, tym bardziej obrany przez nią sposób ukazania treści zyskuje na uznaniu. Idealnie wyważono tutaj elementy „zwykłej” ludzkiej natury z przegięciem i makabreską rodem z filmów Davida Cronenberga.

Przeczytaj takze

Cronenberg w ogóle zdaje się być patronem filmu Ducournau. Bohaterka „Titane”, Alexia, podobnie jak to miało miejsce w filmie Kanadyjczyka „Crash”, odczuwa podniecenie wywoływane obcowaniem z autami. Sama zresztą potrafi być równie nieokiełznana co maszyny silnikowe.
Traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa związane z wypadkiem samochodowym (tytułowy „Titane” nawiązuje do implantu w głowie bohaterki oraz cech charakteryzujących ten metal), brak miłości ze strony ojca i ogromna potrzeba bliskości oraz akceptacji sprawiają, że dziewczyna patologicznie i brutalnie poszukuje spełnienia. Spore znaczenie w filmie ma również ciało i taniec, zwłaszcza że Alexia komunikuje się głównie poprzez ruch. Obsadzenie w „Titane” nieznanej w świecie filmowym modelki Agathe Rousselle, od niedawna muzy domu mody Louis Vuitton, to celowy zabieg reżyserki, której zależało na tym, aby widz patrzył na przemianę obcej osoby i nie utożsamiał jej z wcześniejszymi rolami. To niesamowity debiut, bowiem przez cały czas trwania filmu trudno oderwać wzrok od Rousselle.
W końcu, spotykając na swojej drodze kapitana straży pożarnej Vincenta (Vincent Lindon), Alexia odnajduje nić porozumienia z drugim człowiekiem. Oboje borykają się z podobnymi problemami – eksperymentują z własnymi ciałami, przekraczając granice kobiecości i męskości (każde w inną stronę), i pragną bliskości tak bardzo, że godzą się na nietypowe kompromisy, a nawet odnajdują w sobie pokłady czułości.
„Titane” może gorszyć, lecz przede wszystkim zaskakuje. Jego forma może nie oryginalna, momentami wbija w fotel, jednak wciąż nosi znamiona art house’u. W dodatku w późno-kapitalistycznej i niebinarnej rzeczywistości stanowi świetne uzupełnienie dla przedstawianej historii. Zwłaszcza jeśli nie potraktuje się jej zbyt dosłownie, a umiejętnie odnajdzie to, co między słowami. Bo właśnie tam lawirują osoby poszukujące tego, co bohaterowie najnowszego filmu twórczyni „Mięsa”.
Co ciekawe, 25 lat temu wspomniany „Crash” Davida Cronenberga również miał szansę na Złotą Palmę. Wówczas sam Francis Ford Coppola lobbował za odrzuceniem nominacji, a „Crash” skończył z Nagrodą Specjalną Jury. Czy w końcu dojrzeliśmy do formy charakteryzującej oba filmy? Przekonajcie się, idąc do kina.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement