- Był 'Bóg wie, który' dzień izolacji. Gigantyczne szopy pracze zaczęły wracać do rzek Sankt Petersburga. Wieczorem cicho i niepostrzeżenie przeprawiły się przez opuszczone miasto, docierając do wybrzeża. Wzięły nieśmiałą kąpiel. Ostrożnie, co najmniej 20 sekund. Pewnego dnia miasta znów ożyje i będzie wypełnione ludźmi, a puchate giganty będą musiały wrócić do lasu. W tamtej chwili jednak byliśmy w domach, a gigantyczne szopy pracze ostrożnie wędrowały pomiędzy naszymi domami, stąpając ogromnymi łapkami po opuszczonych chodnikach - napisał Solovyov pod zdjęciem przedstawiającym gigantycznego szopa pracza, częściowo zanurzonego w rzece.