Na wstępie zaznaczę, że w dziedzinie narkotyków jestem raczej żółtodziobem - coś tam połknąłem, coś tam wciągnąłem, ale incydentalnie i bez wielkiej ekscytacji. A to właśnie narkotyki wszelkiej maści są jednym z głównych tematów książki "Warszawa wciąga", obok warszawskich klubów. Większość opisywanych imprezowni znam za to dość dobrze, mogłem więc porównać swoje wspomnienia i wrażenia z tymi Kapeli. Bo dzieło jego, choć anegdotyczne w formie, ma aspiracje do bycia przewodnikiem, jak głosi podtytuł. To literatura faktu/reportaż, nie zaś powieść sensacyjna czy satyryczna. Autor przestawia swoje klubowe obserwacje - głównie dotyczące dominującej klienteli danego klubu, jego klimatu oraz tego, co, gdzie i jak się zażywa. Do tego duża dawka publicystycznych, lewicowych dygresji, które można nazwać roboczo "kapelizmami" - kto miał wcześniej kontakt z twórczością redaktora "Krytyki Politycznej", ten wie, w czym rzecz.