"Trzeba być szczerym albo zrezygnować". Jessica Mercedes opowiada o kulisach swojej pracy
Autor: Karol Owczarek
19-03-2019


Przeczytaj takze
Kariera Jessiki Mercedes należy do najbardziej spektakularnych w polskim show-biznesie, a jej nazwisko to już uznana marka w świecie mody. Ma pracę marzeń, ale za sukces musiała zapłacić wysoką cenę.
Jakie jest najgłupsze pytanie, jakie usłyszałaś?
Jessica Mercedes: Nie najgłupsze, ale na pewno irytujące jest pytanie o to, co będę robiła w przyszłości. Mam wrażenie, że często podszyte jest zgryźliwością, czyli tak naprawdę brzmi: „Co będziesz robiła, gdy skończy się twoje pięć minut?”. Wiadomo, że los może przynieść różne scenariusze. Tak jak znana osoba może upaść, tak osoba pytająca może stracić pracę czy zamknąć biznes.
Uprzedziłaś standardowe ostatnie pytanie w wywiadach.
Zaczęłam od końca, jak zawsze.
To co będziesz robiła w przyszłości?
Wolę nie mówić, bo potem ktoś mnie z tego będzie chciał rozliczać. Ważniejsza jest nasza obecna pozycja i to, co już osiągnęliśmy. Oczywiście, dużo myślę o przyszłości, ale nie chcę mówić o niej publicznie, by nie czuć presji, że muszę spełniać jakieś oczekiwania. Poznałam sporo osób, które skupiają się na snuciu wizji zamiast na działaniu, przez co się nie realizują. To problem między innymi start-upów w Polsce – mają świetny pomysł, ale nie umieją wcielić go w życie.
Robienie, a nie gadanie to recepta na sukces?
Bywa dobre PR-owo, bo daje efekt zaskoczenia. Zanim obwieściłam powstanie marki ze strojami kąpielowymi Moiess, pracowałam nad nią dwa lata. Gdybym przez cały ten czas opowiadała o niej w wywiadach, premiera prawdopodobnie nikogo by już nie zainteresowała. A tak – wyskoczyłam z nowym projektem i kampanią, o których było głośno. Wszystko stworzyłam od zera, włożyłam w to mnóstwo czasu i pracy.
W swojej pracy łączysz funkcję modelki, dziennikarki, projektantki i bizneswoman, a sprowadza się ciebie do jednego wymiaru – blogerki modowej.
Nie mam problemu z szufladkowaniem. Jestem w branży od ośmiu lat, mam do tego spory dystans. Łączenie tych wszystkich funkcji jest dla mnie naturalne i oczywiste.
Jesteś samoukiem?
Sama nauczyłam się robić zdjęcia i obsługiwać programy takie jak Photoshop czy Lightroom, ale chodzę też na różne kursy.
Na twoim przykładzie widać, jak blogowanie się profesjonalizuje. Korzystasz ze sprzętu najwyższej klasy, masz współpracowników…
Moja działalność to miks profesjonalizmu i amatorszczyzny. W blogosferze nie można być zbyt profesjonalnym, ponieważ straciłoby się na autentyczności. Zdjęcia, które publikuję na Instagramie, są dosyć profesjonalne, bo robię je lustrzanką i obrabiam w Lightroomie, ale za to filmy często kręcę telefonem. Staram się łączyć jakość z „prawdziwym życiem”. Fani doceniają to, że ktoś potrafi sam obrobić zdjęcie czy zmontować film. Do tego sama się stylizuję, opisuję ubiory. Takie rzeczy, jak księgowość czy sprawy administracyjne oddaję innym ludziom.
Jak rozumiesz niezależność?
Wychowałam się, mając tylko mamę. To ona nauczyła mnie niezależności, tego, by nie polegać na innych – mężczyźnie czy rodzinie. W wieku dziesięciu lat sama chodziłam do szkoły i z niej wracałam, chociaż inne dzieci wciąż odbierali rodzice. Jako siedmiolatka umiałam sama przyrządzić sobie obiad, co dzisiaj jest nie do pomyślenia.
W „MasterChef Junior” dwulatkowie przygotowują crème brûlée.
Ale takich dzieci jest niewiele. Moja mama zawsze mi powtarzała, że mogę iść na takie studia, jakie chcę, że mogę robić, co chcę, bylebym znalazła swoją drogę w życiu, była szczęśliwa i najważniejsze – niezależna. W wieku osiemnastu lat wyprowadziłam się z domu i zaczęłam sama zarabiać na życie. Nigdy na nikogo nie liczyłam, sama zbudowałam swoją markę. Zawodowa niezależność jest dla mnie bardzo ważna.
Utrzymujesz się głównie z reklam w swoich social mediach, co wiąże się z ograniczeniami i zobowiązaniami.
Nie do końca. Udało mi się już wypracować pozycję, która pozwala mi znacząco wpływać na wygląd kampanii, w które się angażuje. Odmawiam też brania udziału w akcjach, z którymi w ogóle się nie utożsamiam. Trzymam się własnego stylu i stawiam na konkretne rzeczy. Gdy jako nastolatka zaczynałam blogować, miałam inną pracę. Nie zależało mi na pieniądzach z bloga, tylko na pokazywaniu swojej pasji i mody. Nie kusiło mnie, by reklamować patelnie czy pasty do zębów, choć miewałam takie oferty.
Jaki jest twój stosunek do tradycyjnych mediów? Masz przecież swoje kanały i odbiorców. Z drugiej strony wywiad w telewizji czy prasie albo obecność na okładce wciąż są pożądane. Dowodzą sławy.
Bardzo mnie cieszą publikacje w mediach. Udział w sesji do magazynu pozwala na przykład odnaleźć się w nowej roli, daje możliwość otwarcia się na inne stylistyki i współpracy z profesjonalistami, nauczenia się czegoś od nich.
Korzystasz z tradycyjnych mediów?
Czytam gazety i czasopisma, ale telewizji prawie w ogóle nie oglądam. Należę do generacji, która chce sama decydować. Wolę film z VOD od kina czy telewizji, które narzucają konkretną godzinę emisji. Mam mało wolnego czasu, dlatego wolę gospodarować nim w miarę możliwości tak, jak chcę.
Jako osoba działająca w branży mody siłą rzeczy musisz śledzić trendy, czymś się inspirować.
Bardzo inspirują mnie pokazy mody i ludzie, którzy na nie chodzą. Lubię też podpatrywać stylizacje w filmach, zwłaszcza starszych. Poza tym sporo czerpię z wystaw sztuki i często przeglądam archiwalne sesje zdjęciowe na Pintereście.
Kiedyś, gdy w telewizji pojawiały się programy typu „Big Brother” albo „Jestem jaki jestem” z Michałem Wiśniewskim, ludzi szokowało, że znane osoby wystawiają swoje życie prywatne na widok publiczny. Obecnie w dobie social mediów jest to zupełnie naturalne i oczywiste. Ty relacjonowałaś na przykład urządzanie mieszkania i operację.
Pokazuję swoje życie, stylizacje, mieszkanie, to, co i gdzie jem, jakiej muzyki słucham, bo może to kogoś zainspiruje. I to działa, bo nieraz dostaję wiadomości od odbiorców, że zrobili coś dzięki mnie. Zdarza się nawet, że ktoś kupuje moje stroje kąpielowe i jedzie do miejsc, w których realizowaliśmy sesję zdjęciową, by zrobić sobie podobne fotki. Co do operacji – od ośmiu lat aktywnie działam w social mediach, więc wydało mi się stosowne wytłumaczyć, dlaczego znikam na miesiąc. Poza tym wszyscy wiedzieli, że mam krzywy zgryz. Miałam kompleksy, niedoskonałości, ale pokazałam, że coś z tym robię. To, że marzyłam o ładnych i prostych zębach, nie jest niczym złym. To nie jest operacja plastyczna, tylko dbanie o zdrowie i dobrą dykcję.
No właśnie – blogerki nie pokazują, jak powiększają usta.
Bo operacje plastyczne to już intymna sprawa, o której nie mówi się głośno. Blogerki, które poprawiają urodę i się z tym kryją, tracą zaufanie. Trzeba być szczerym albo zrezygnować z tego, co się robi.
Wyłączasz się czasem z social mediów?
Tak, na przykład gdy mam dużo sesji zdjęciowych do obrobienia, co zajmuje mnóstwo czasu i wymaga skupienia. Dopiero powroty do domu rodzinnego w Poznaniu traktuję jako odpoczynek. Wtedy chodzę w dresie i nie wrzucam nic na Insta Stories. Nie wyłączam się za to podczas wyjazdów za granicę, bo tam jestem w pracy. Gdy jestem w Meksyku, Nowym Jorku czy Islandii, od rana do wieczora robię zdjęcia i kręcę wideo, by przygotować materiały na bieżąco i na przyszłość. Czasami więcej pracuję za granicą niż w Polsce.
Wyjechałaś kiedyś za granicę, nie nagrywając nic?
Właśnie nie. A przydałby mi się taki wyjazd.
A co z wakacjami?
Takich typowych nie miałam, robię je sobie w Polsce. Żeby wypocząć za granicą, musiałabym chyba pojechać do jakiegoś bardzo nieatrakcyjnego fotograficznie miejsca albo gdzieś, gdzie byłam wiele razy, żebym pozwoliła sobie na urlop od zdjęć.
Może Chiny, gdzie nie ma Facebooka i Instagrama?
Tam też da się obejść blokady. Publikowałam zdjęcia z Chin, gdy wyjechałam z Victoria’s Secret.
Kiedyś mówiłaś, że blogowanie to praca marzeń, zwłaszcza w porównaniu do twoich wcześniejszych zajęć – pracy w fabryce czy sklepie.
Nadal uważam, że to praca marzeń, ale bardzo czasochłonna i niszcząca życie prywatne. Zawsze jest coś za coś. Jestem zadowolona z drogi, którą obrałam, czuję się spełniona, ale jednocześnie wciąż sięgam po więcej, staram się rozwijać i otwierać na nowe rzeczy.
Otwartość na innych to chyba jedno ze źródeł twojego sukcesu.
Lubię poznawać nowych ludzi, nie boję się podchodzić nawet do największych sław na świecie.
Niektórzy krytykują blogerów i influencerów za brak zaangażowania w sprawy społeczne i polityczne. Jaki masz do tego stosunek?
Do tej pory unikałam zaangażowania, bo nie czułam się na tyle ważna, by to robić. Nie zmienia to jednak faktu, że pomagam chorym ludziom i angażuję się w takie akcje, jak uświadamianie konieczności badania piersi z Fundacją Rak’n’Roll.
Sesja zdjęciowa do K MAG-a odbyła się na Islandii, pojawiłaś się tam kolejny raz. Czemu ten kraj tak cię fascynuje?
To jedna z najpiękniejszych wysp, na jakich byłam. Jest tu kojąca i inspirująca aura, można zebrać myśli. Są niezwykłe, niezapomniane, majestatyczne krajobrazy. To jedno z tych miejsc, w których architektura jest zbędna, ponieważ natura stworzyła wszystko.
Dokąd jeszcze lubisz wracać?
Do Tulum w Meksyku. Przepiękne miejsce, bardzo inspirujące duchowo. Doświadczam tam zupełnie innej strony życia – w zgodzie z naturą i ze swoim ciałem, bez pościgu za czymś. W Tulum dużo ćwiczę jogi i medytuję, bo łatwiej usłyszeć swój oddech w dżungli niż w zamkniętej sali w centrum miasta pośród kilkunastu osób.
Jessica Mercedes Kirschner – blogerka modowa, autorka bloga Jemerced oraz założycielka marki Moiess.
materiał pochodzi z K MAG 95 INDEPENDENT ISSUE
tekst Karol Owczarek






